Żegnaj, darmowy Internecie?

Takiego obrotu sprawy można się było w zasadzie spodziewać: po internetowej euforii dotcomów sprzed dwóch lat i późniejszych upadkach portali powstałych w tym okresie nadszedł czas na realną ocenę kondycji finansowej tego typu przedsiębiorstw i szukanie sposobów wyjścia z ekonomicznego dołka. A prawda jest taka, że dotychczasowe próby pozyskiwania przychodu nie przynoszą spodziewanych efektów. Dla przykładu: wpływy z reklam w jednym z polskich portali nie pokrywają nawet połowy wydatków związanych z jego utrzymaniem. Nic więc dziwnego, że szefowie rodzimych dotcomów (Onetu, Wirtualnej Polski, Interii) wspólnie szukają innych sposobów zarobku, dzięki czemu mogliby prowadzić dalszą działalność. Czy może to dziwić? Nie, jeśli uwzględnić, że serwis i jego treść (content) to normalny komercyjny towar, w którego wytworzenie trzeba przecież sporo zainwestować, a więc liczy się też na jakiś przychód. Przecież nikt nie protestuje, że kupując gazetę, płaci więcej niż za papier i farbę drukarską. Bez uświadomienia sobie tej analogii czeka nas wizja nie tyle płatnej treści, co w ogóle zniknięcia krajowych serwisów z internetowej mapy. Która z tych wizji jest bardziej prawdopodobna?

Kto dziś zarabia na Sieci?

Odpowiedź na to pytanie jest tyle prosta, co z pewnych względów mało pocieszająca: operatorzy telekomunikacyjni. To oni umożliwiają swoim klientom surfowanie po Sieci, pobierając za to stosowną opłatę. Grosza nie dostają jednak z tego dostawcy treści, którzy przecież pośrednio wpływają na generowanie połączeń z Internetem. Co więcej, i oni muszą płacić operatorom za dzierżawione łącza. Dlatego też planowane pobieranie opłat od odwiedzających serwisy nie jest przejawem chciwości, ale jedynym sposobem pokrycia kosztów. “Jeśli przeżywające kłopoty portale nie wprowadzą opłat za korzystanie z usług, mogą nie poradzić sobie z problemami finansowymi. Obecnie kluczową kwestią jest wypracowanie sposobu pobierania opłat” – uważa prezes Wirtualnej Polski Marek Borzestowski.

Zdanie to podzielają również Tomasz Jażdżyński z Interii oraz Jan Łukasz Wejchert z Onetu. “Kondycja branży słabnie tak szybko, iż już obecnie dziesiątki firm tego typu stoją na skraju bankructwa. Czujemy się jak software’owcy płacący hardware’owcom, a przecież to nie kable stanowią o sile Internetu” – dodaje pierwszy z nich.

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, iż do tej pory nie wypracowano porozumienia między operatorami telekomunikacyjnymi a serwisami w Sieci w sprawie ewentualnego podziału zysków. W zasadzie na treści zarabiają w polskim Internecie na razie jedynie właściciele… stron pornograficznych. Witryny te często bez wiedzy internauty zmieniają numer dostępowy na 0-700… Na mocy umowy z operatorem telekomunikacyjnym właściciele takich stron mają udział w zyskach z tego rodzaju połączeń.

Jakie są więc możliwości rozwiązania problemów finansowych polskich portali? Najprostszą wydaje się udział serwisów w zyskach trafiających do tej pory wyłącznie do kieszeni operatorów telekomunikacyjnych. Szczególnie duże nadzieje wiąże się w tym przypadku z revenue sharing.

Podziel się z innymi

Termim ten oznacza ni mniej, ni więcej, tylko udział w zyskach tych stron, które oferują internaucie daną usługę. Przychód serwisu zależy od liczby odwiedzin na jego (tegoż serwisu) stronach. Taki właśnie model działa w Japonii. Operator telekomunikacyjny pobiera opłatę od abonenta i dzieli się nią z dostawcą Internetu (ISP) oraz dostawcą treści (portalem, serwisem etc.). Ponieważ ISP i dostawcy treści generują ruch w Sieci, operator telekomunikacyjny ustala udziały w opłacie za ruch, który wygenerowały poszczególne podmioty. Model japoński może jednak utrudniać stosowanie przez ISP własnych opłat za ruch na ich numery i konkurowanie z innymi ISP, także z operatorem telekomunikacyjnym świadczącym usługi dostępu do Internetu (tak jak ma to miejsce w Polsce z TP SA). A to z tego względu, że operator telekomunikacyjny ustala opłatę za ruch, a następnie ponosi wszelkie koszty zapewnienia abonentowi dostępu do usług dostawcy treści za pośrednictwem własnego lub cudzego numeru dostępowego. W zwią- zku z tym ISP bezpośrednio nie ponosi konsekwencji generowania ruchu na jego numer dostępowy, spowodowanego przez dostawcę treści, tylko “od razu” dostaje mniejszy udział w owym ruchu. Podział zysków z portalem/serwisem jest natomiast ustalany w umowie między konkretną witryną a operatorem telekomunikacyjnym.       Jedną z najważniejszych kwestii w przypadku revenue sharing jest wypracowanie skutecznej metody szacowania ruchu generowanego na stronach serwisu. Jeśli mamy łącze, którym przyłączony jest do dostawcy internetowego serwer WWW, ruch można mierzyć i rejestrować na portach routera, czyli uzyskać informację, ile bajtów było przesyłanych po danym łączu.

Jeśli zależy nam na uzyskaniu informacji o ruchu generowanym przez dany serwer lub nawet pojedynczy serwis na serwerze, a do łącza przyłączonych jest wiele serwerów i serwisów, to taka informacja znajduje się w logach tego serwera i za pomocą programów analizujących logi można otrzymać szczegółowe statystyki zawierające m.in. informacje o generowanym ruchu.

Benita Jakubowska, dyrektor sprzedaży Działu Internetu CR-Media, przestrzega jednak przed ewentualnymi fałszowaniami statystyk. “Mogą to być manipulacje na logach, może to być sztuczne zwiększanie ruchu na portach routera etc. Obroną przed tym są audyty, ograniczenie uprawnień (np. router jest pod administracją firmy dostarczającej łącze, a właściciel serwisu WWW nie ma do niego uprawnień dostępowych)”.

Więcej:bezcatnews