Podziemna forteca

Bunkier schowany jest wśród urokliwych pól i wzgórz południowej Anglii – nawet mieszkańcy pobliskiego miasteczka nie wiedzą, gdzie go szukać. W pobliże budowli wiedzie polna droga, do samego budynku trzeba jednak podejść już pieszo. Trzy kamery badają ruch dookoła obiektu, czwarta rejestruje każdego, kto wchodzi do pomieszczenia lub z niego wychodzi. Sforsowanie wejścia to prawdziwe wyzwanie. Oprócz hasła i karty dostępu trzeba wiedzieć, jak postępować z parą żelbetonowych, grubych na osiem cali drzwi. Po otwarciu pierwszych wchodzi się w wąski przedsionek, działający jak komora dekompresyjna. Żeby dostać się dalej, trzeba zamknąć pierwsze drzwi. Inaczej następne się nie otworzą.

Nie do zdobycia

Bycie uwięzionym w pomieszczeniu, którego zbudowane z żelbetonu ściany mają prawie pół, a dach 2,5 metra grubości, może budzić strach. Nic dziwnego, że schron ma takie parametry architektoniczne, skoro zbudowany został w czasach zimnej wojny. Budynek przeznaczono dla 30 osób. Zgromadzonej żywności, wody oraz świeżego powietrza miało wystarczyć na 60 dni. Plan był taki, że w momencie wybuchu atomowego wcześniej wybrana grupka osób schroni się w nim, by wyjść na powietrze po ustabilizowaniu się sytuacji i przywrócić południowej Anglii gaz, elektryczność i bieżącą wodę. Na szczęście do wybuchu nie doszło.

Kiedy zimna wojna się zakończyła, bunkier opustoszał, ale nie na długo. Pod koniec lat 90. osiedliła się tam jedna z brytyjskich firm sektora IT. Wyremontowano wnętrze, podłączono stałe, szybkie łącze. W marcu 2002 roku bunkier przejęła firma Symantec. Jakie były powody takiej decyzji? Przede wszystkim poczucie niezależności. Bunkier jest samowystarczalny, bo ma własny generator prądu. Nie jest uzależniony od żadnej instytucji, ma szybkie łącze internetowe.

Więcej:bezcatnews