Z archiwum fotoamatora

Użytkownicy cyfrowych aparatów fotograficznych dość szybko odczuli wysokie koszty zakupu pojemnych kart pamięci. Z “cyfrakiem” dostajemy zazwyczaj jeden moduł o pojemności zaledwie 16-32 MB, co już podczas pierwszego dłuższego wyjazdu zaczyna sprawiać problemy – z zapełnionej karty szybko musimy kasować co słabsze ujęcia, aby móc dalej pstrykać. A jeśli będąc na jakiejś atrakcyjnej wycieczce, sfotografowaliśmy same niepowtarzalne sytuacje? Pół biedy, gdy gdzieś w okolicy jest komputer z nagrywarką CD – zawartość Compact-Flasha czy MemorySticka można przenieść na płytkę. Gorzej, gdy zdarzy nam się to pośród głuszy…

Konstruktorzy z kilku firm produkujących sprzęt elektroniczny zaczęli się zastanawiać nad rozwiązaniem tego problemu. Efektem ich pracy są kieszonkowe gadżety, wyposażone w pojemny dysk twardy, za które zapłacimy podobną sumę jak za jednogigabajtowy moduł pamięci. Co więcej, umożliwiają one nie tylko składowanie danych, ale również przeglądanie przechowywanych zdjęć. W urządzeniach tych, do komunikowania się z komputerem najczęściej wykorzystuje się złącze USB.

Dysk na sznurku

Pierwsze, produkowane kilka lat temu urządzenia do przechowywania cyfrowych fotografii oferowały jedynie możliwość skopiowania zawartości karty pamięci na wewnętrzny dysk (z ominięciem komputera). Trudno nazwać je cyfrowymi albumami z prawdziwego zdarzenia – były one raczej przydatnymi w warunkach polowych “krzyżówkami” przenośnego dysku z czytnikiem kart flash. W zasadzie spełniały one wyłącznie funkcję “zbiornika na zdjęcia”, eliminującego konieczność noszenia ze sobą w teren mimo wszystko ciężkiego i niezbyt poręcznego notebooka.

Z dobrym przyjęciem spotkały się te rozwiązania, które oferowały dodatkowe, użyteczne funkcje, np. weryfikację plików po skopiowaniu czy obsługę wielu standardów kart (choćby za pomocą adaptera). Wśród nich wyróżniały się dwa modele: Digital Wallet firmy Minds@Work i nieco bardziej zaawansowany Digital Album firmy Nixvue. Były to jednak produkty niszowe, produkowane przez małe firmy, nieznane większemu gronu użytkowników.

Pierwsze urządzenia potwierdziły, że bezcenne dane, które im powierzamy, są bezpieczne w stopniu nie mniejszym niż na kartach flash. Dysk twardy noszony w torbie może ulec uszkodzeniu, dlatego środowisko miłośników fotografii cyfrowej spoglądało nań zrazu niechętnie (szczególnie po licznych awariach pierwszej serii miniaturowych dysków ze złączem CFII – Microdrive firmy IBM). Obecna generacja 2,5-calowych “twardzieli”, stosowanych w cyfrowych albumach oraz notebookach, radzi sobie całkiem nieźle – bez problemu wytrzymują wstrząsy powstałe podczas normalnej eksploatacji.

Więcej:bezcatnews