W zastępstwie sekretarki

Sterta ważnych dokumentów, siedemnastocalowy monitor, mysz i klawiatura. Przy odrobinie uporu na przeciętnym biurku komputerowym uda nam się jeszcze zmieścić skaner bądź drukarkę, zajmując tym samym niemal całą wolną przestrzeń. Pół biedy, jeśli rozbudowę naszego peceta zatrzymamy na tym etapie. Ale co zrobić, jeśli do listy wykorzystywanych na co dzień urządzeń przyjdzie nam jeszcze dopisać faks, a może nawet kserokopiarkę? Czy w takim razie jedynym rozwiązaniem jest wymiana stylowego biurka na nieco mniej efektowny i wygodny, choć z pewnością większy stół kuchenny? Na szczęście nie! Doskonałym wyjściem ze wspomnianej sytuacji może się bowiem okazać zakup urządzenia wielofunkcyjnego.

Jestem przekonany, że określenie “komputerowy kombajn” większości użytkowników jednoznacznie kojarzy się z ogromnym, zaawansowanym “klamorem”, który ze względu na koszt liczony w dziesiątkach tysięcy złotych spotkać można tylko w dużych firmach. I choć w stwierdzeniu tym jest sporo prawdy, ostatnimi czasy bardzo straciło ono na aktualności. Producenci tego typu urządzeń przypomnieli sobie w końcu o użytkowniku indywidualnym. W efekcie na rynku pojawia się coraz więcej przystępnych i, co najważniejsze, niedrogich urządzeń wielofunkcyjnych, przeznaczonych do pracy w warunkach domowych lub wspierania kilkuosobowych grup roboczych. Co więcej, możemy stać się ich właścicielami, wydając kwotę nieprzekraczającą tysiąca złotych!

Dlaczego więc pomimo wspomnianych zalet “kombajny” wciąż nie cieszą się popularnością? Być może za taki stan rzeczy odpowiada nasza psychika. Wszak wszyscy chyba słyszeli przestrogę, że jeśli coś jest do wszystkiego, to tak naprawdę do niczego się nie nadaje? Być może… Postaram się więc udowodnić, że z pewnością myśl ta nie odnosi się do dostępnych obecnie na rynku urządzeń wielofunkcyjnych.

Toner kontra atrament

Pierwszym problemem, z którym spotkamy się podczas sklepowych poszukiwań modelu najlepiej odpowiadającego naszym potrzebom, będzie kwestia wyboru mechanizmu drukującego, jaki wykorzystywać będzie nasz “kombajn”. Zasadniczo w grę wchodzą tylko dwa warianty: kolorowa “atramentówka” lub czarno-biała drukarka laserowa. Oba te rozwiązania mają swoje zalety, niestety, oba obarczone są także pewnymi wadami.

Aby ułatwić sobie nieco zadanie, powinniśmy się zastanowić, do druku jakiego typu dokumentów wykorzystywać będziemy nasze urządzenie. Nasz wybór uzależnić trzeba właśnie od tego. Oczywiście precyzyjna odpowiedź na postawione pytanie jest zazwyczaj bardzo trudna. Z mniejszą lub większą dokładnością możemy jednak określić, czy będziemy przenosili na papier wyłącznie korespondencję biurową, czy może od czasu do czasu najdzie nas ochota, aby wydrukować np. kolejną fotografię do rodzinnego albumu.

W pierwszym przypadku doskonale sprawdzą się urządzenia, w których konstrukcji wykorzystano moduł drukarki laserowej. Ich podstawową zaletą są dużo niższe w porównaniu z “atramentówkami” koszty wydruku jednej strony – fakt ten ma niebagatelne znaczenie, szczególnie jeśli planujemy intensywną eksploatację naszego modelu. Sytuacja komplikuje się nieco, jeśli zechcemy urozmaicić szare, monotonne wydruki choć odrobiną koloru. Niestety, trzeba to przyznać otwarcie: nawet najlepsza monochromatyczna drukarka nie jest w stanie oddać choćby części efektu, jaki wywołuje zdjęcie przelane na papier przez drukarkę atramentową. I to właśnie, oprócz niskiej ceny samego urządzenia, jest głównym atutem “kombajnów” zbudowanych na bazie popularnych “plujek”. Z drugiej jednak strony wydruk kilku takich fotografii może doprowadzić do rychłego opróżnienia zwykle niewielkich zasobników z atramentem i zmusić nas do zakupu nowych, nierzadko za “jedyne” dwieście lub trzysta złotych.

Więcej:bezcatnews