Czas proroctw

Pierwszą rzucającą się w oczy cechą tegorocznych targów było wszechobecne upiększanie pecetów. Case-modding to nie tylko pleksiglasowe ściany obudów z wbudowanymi jarzeniówkami i… akwariami pełnymi plastikowych rybek. Przyozdabianie sięga do wnętrza obudów – kolorowo świecą wentylatory na procesorach, a karty graficzne mają coraz bardziej wymyślne i dziwaczne radiatory. Wiele nieznanych dalekowschodnich firm stawia na tę nową modę. Pozwala to wierzyć, że wymyślne przyozdabianie pecetów stanie się tanie, a tym samym coraz popularniejsze. Klasycznej czerni wierne są jeszcze tylko kable zasilające.

Płasko i krystalicznie

Tylko jedna firma przedstawiła dwa nowe modele monitorów CRT; pozostali producenci pokazywali wyłącznie panele LCD. Kilka firm prezentowało technologie poprawiające jakość obrazu, m.in. pod względem nasycenia barw, czystości kolorów i szybkości reakcji matrycy. Jakością panele LCD dorównują już wyświetlaczom plazmowym, ale pozbawione są ich podstawowej wady – trwałego wypalania pikseli po kilku godzinach wyświetlania statycznego obrazu. Nic więc dziwnego, że “plazmowce” trafią do tego samego lamusa, gdzie już zmierzają tradycyjne monitory CRT. To, co jeszcze dwa lata temu wydawało się przyszłością, dziś okazało się ślepym zaułkiem.

Ta tendencja dotyczy nie tylko świata komputerów, ale także kina domowego. Firma Samsung prezentowała 42-calowy telewizor oparty na wyświetlaczu LCD. Wszystko wskazuje, że i na tym rynku plazma idzie w odstawkę.

Prototypy trójwymiarowych monitorów były nowinką zeszłorocznego CeBIT-u. Obecnie wiele firm ma gotowe takie urządzenia, a niektóre z nich obiecują rychłe wprowadzenie ich na rynek. Można jednak wątpić, czy odegrają one poważniejszą rolę. Problemem jest nie tylko cena – w przypadku np. 15-calowego panelu LCD firmy Sharp sięgająca 3 tysięcy dolarów – ale także jakość obrazu. Producenci stosują różne techniki generowania trójwymiarowego złudzenia, ale mało która z nich wywołuje rzeczywiście interesujący efekt.

Rozrywkowe notebooki

Obaj główni gracze na rynku kart graficznych – ATI oraz nVidia – pociski najcięższego kalibru, czyli najmocniejsze wersje chipsetów graficznych, odpalili już przed CeBIT-em. Na targach koncentrowali się więc na układach dla komputerów przenośnych. Notebookowe wersje GeForce’a FX oraz najnowszego Radeona mają pod względem funkcjonalności i wydajności nie ustępować stacjonarnym modelom. Jest to wynik coraz popularniejszej na świecie tendencji, by desktopy zamieniać na laptopy. Po takiej przesiadce ludzie oczekują tej samej funkcjonalności, więc przyszłe komputery przenośne pozwolą bawić się najnowszymi grami oraz urządzić przenośne kino domowe. Jeśli te przepowiednie się sprawdzą, czeka nas zmiana postrzegania komputerów przenośnych – przestaną one być sprzętem kupowanym przez firmy, a staną się zwykłym elementem wyposażenia domów.

Podobno nVidia pokazywała potajemnie wybranej grupie odwiedzających kartę graficzną opartą na prototypie NV35, czyli następcy GeForce’a FX. Wieść niesie, że nawet wczesna wersja tego chipa graficznego była dwukrotnie szybsza od najmocniejszego dostępnego dziś na rynku układu FX 5800 Ultra. Jeśli te informacje są prawdziwe, trudno się dziwić, że nVidia nie chce odstraszać chętnych na najmocniejsze wersje modeli z kością NV30. W końcu kto chciałby wydać mnóstwo pieniędzy na luksusowy podzespół, który już dziś ma ledwie połowę wydajności lidera?

Więcej:bezcatnews