Pojedynek na chipy

No i mamy sensację! Długo oczekiwany procesor graficzny nVidia GeForce FX, następca bardzo dobrej serii GeForce4 Ti, może nigdy nie trafić do masowej sprzedaży – obecnie przewidziana jest seria zaledwie stu tysięcy kart. Co więcej, wyniki testów opublikowanych w Internecie sugerują, że nowy układ nVidii oferuje za mało i powstał za późno w stosunku do swojego największego konkurenta – Radeona 9700 Pro produkowanego przez firmę ATI od dobrych kilku miesięcy. Na niekorzyść kart z GeForce’em FX przemawia też potężny i głośny system chłodzenia,. Na domiar złego są one zbyt drogie, co czyni z nich produkt dla wąskiego grona najbardziej zagorzałych fanatyków gier 3D. Wszystko wskazuje więc na to, że kalifornijski gigant graficzny zamierza skupić się na kolejnych wersjach układów z rodziny GeForce – NV31, NV34 i NV35.

Coż to oznacza dla nas, zwykłych użytkowników komputerów? Otóż przez najbliższych kilka miesięcy sytuacja na rynku kart graficznych nie powinna ulec drastycznym zmianom. Pozycja chipów NV25/NV28 (czyli GeForce4 Ti w wersjach dla AGP 4x i 8x) jest na tyle ugruntowana, że nawet najszybsze wersje Radeona 9700 i wprowadzanej do produkcji kości Radeon 9900 (nazwa kodowa R350) firmy ATI nie powinny w związku z problemami GeForce’a FX zdobyć znaczącej przewagi na rynku. Z drugiej jednak strony wydajność Radeona 9700 Pro jest na tyle kusząca, że dotychczasowi użytkownicy procesorów GeForce4 Ti mogą się przynajmniej zainteresować ofertą ATI.

Ze wzdlędu na cenę, karty graficznej nie zmienia się już tak często jak dawniej, ale to właśnie z tego względu wybór powinien być dokonany rozsądnie – akceleratory 3D, szczególnie najnowsze modele, są jednymi z najdroższych komponentów komputera, a pomyłka w wyborze może okazać się bolesna – i to nie tylko ze względu na małą liczbę wyświetlanych klatek w najnowszej grze. Równie ważne są możliwości techniczne urządzenia, dotyczące zarówno generowania grafiki 3D (zgodność z bibliotekami DirectX), jak i podłączenia karty do monitora (DVI).

Trzy segmenty rynku

Jeśli przyjrzymy się kartom graficznym dostępnym w polskich sklepach, widać wyraźnie, że liczą się tylko trzej producenci chipsetów – ATI, nVidia i SiS. Matrox ze swoimi modelami Millennium G550 oraz Parhelia-512 ze względu na cenę oraz słabą wydajność w grach 3D może zainteresować co najwyżej osoby profesjonalnie zajmujące się grafiką 2D. Dlatego też zdecydowaliśmy się nie uwzględnić tych kart w teście.

Postanowiliśmy również skupić się wyłącznie na chipsetach graficznych i pokazać przede wszystkim ich możliwości techniczne w zależności od wykorzystanej pamięci, magistrali, częstotliwości zegara i mocy obliczeniowej jednostki centralnej komputera. W naszych pomiarach uwzględniliśmy zatem jedynie akceleratory charakterystyczne dla danego segmentu cenowo-wydajnościowego, bez zwracania większej uwagi na ich producenta – stąd brak rankingów POWER (Ocena ogólna) i ECONO (Opłacalność).

Rynek kart graficznych podzielony jest na trzy główne segmenty: urządzenia budżetowe, czyli karty o ograniczonej wydajności i równie skromnych możliwościach, ale za to tanie (do ok. 500-700 zł), segment średni oferujący przyzwoitą wydajność za rozsądną cenę (700-1300 zł) oraz tzw. “górną półkę” – najnowsze, szybkie urządzenia, sprzedawane za ciężkie pieniądze, nierzadko powyżej 2500 zł.

Oczywiście, każdy rasowy gracz marzy o akceleratorze z tej ostatniej grupy. Trzeba jednak wiedzieć o tym, że aby nacieszyć się najsilniejszą kartą graficzną, nie wystarczy wysupłać pieniądze na samo urządzenie – niezbędny jest również komputer z bardzo wydajnym procesorem i sporą pamięcią operacyjną. Inaczej możemy mieć do czynienia z efektem wąskiego gardła – jednostka centralna po prostu nie nadąży z dostarczaniem danych do karty graficznej.

Więcej:bezcatnews