Magnetyczne pióro, elektroniczny atrament

Obrotowy i dotykowy ekran, zmodyfikowany system Windows XP, funkcja obrotu Pulpitu do pionu, dwie dodatkowe aplikacje i wirtualna klawiatura. Tylko tyle różni notebooki od mających wyprzeć je z rynku tabletów PC. Ach tak… zapomniałem. Jeszcze długa lista rzadko wykorzystywanych technologii, które ukryte są pod małymi przyciskami.

Sprzęt to tylko narzędzie

W praktyce kupując tableta PC, najczęściej otrzymamy właśnie nieco zmodyfikowanego notebooka. Złącza USB, gniazdo PCMCIA, port IrDA, możliwość podłączenia do zewnętrznego monitora lub rzutnika… Nowościami są rysik i dotykowy ekran, który ze względu na dodatkowe warstwy traci jednak nieco na czytelności w porównaniu z ekranami notebooków. Z rysika korzystamy dokładnie tak jak z myszy. Jedno dotknięcie ekranu odpowiada kliknięciu, podwójne zastępuje dwuklik. Dostęp do funkcji ukrytych pod prawym przyciskiem jest bardziej skomplikowany – trzeba dotknąć i przytrzymać rysik na ekranie. Nauka wszystkich podstawowych funkcji trwa kilkanaście minut. Reszta nowości ukryta została w tym, czego nie widać – dodatkowych możliwościach systemu i aplikacji.

Wirtualna klawiatura

Choć w pierwotnej formie tablety miały być pozbawione klawiatury, konstruowane obecnie najczęściej na bazie notebooków zostały w nią wyposażone. Tak czy inaczej w trybie tableta, kiedy klawiatura jest odłączona lub zakryta obróconym ekranem, mamy do dyspozycji jej wirtualny odpowiednik, pracujący w jednym z dwóch trybów. W pierwszym na ekranie wyświetlane są klawisze, więc piszemy niemal jak po klawiaturze, tyle tylko, że odpowiednie przyciski naciskamy za pomocą rysika. W drugim do dyspozycji mamy obszar, w którym piszemy odręcznie. System interpretuje to, co napisaliśmy, i zamienia na tekst, wprowadzając go do aplikacji, np. edytora tekstu. Choć rozpoznanie pisma odręcznego nie jest proste, skuteczność jest spora. Warto jednak poczekać na polską wersję systemu, gdyż po nieudanym rozpoznaniu słowa padnie propozycja podobnego wyrazu z wbudowanego słownika. Na liście zamienników znajdziemy zatem na razie same angielskie wyrazy.

Open <Application Name>

…czyli w wolnym tłumaczeniu: uruchom dowolnie wybraną aplikację. Wystarczy włączyć odpowiednią funkcję, a nawet jakość wbudowanego w tablet mikrofonu wystarczy, by system zaczął uruchamiać wypowiedziany program. Brzmi niemal jak zaklęcie, ale – choć chwilowo trzeba mówić po angielsku – działa bezbłędnie. Najważniejsze jest jednak to, że nic nie musimy nigdzie ustawiać czy konfigurować! Na tablecie, na którym właśnie piszę ten artykuł, zainstalowałem na czas trwania testów kilka podręcznych programików. Pegasus Mail, bo jakoś nie lubię Outlooka, Gadu-Gadu i ICQ Lite, by utrzymać kontakt ze znajomymi, oraz – na wolną chwilę – pakiet gier Kyodai Mahjongg (nawet nie wiem, jak to poprawnie wymówić!). Tak czy inaczej na polecenie otwacia preinstalowanego Worda i Excela, oczywiście po wydaniu stosownych komend, system nie czekał ani chwili. Nazwy zainstalowanych przeze mnie aplikacji, bez ich uprzedniego konfigurowania, powinny były jednak brzmieć nieznajomo. Ale nie! Na moje komendy głosowe Windows bez wahania uruchomił poszczególne programy i poprawnie przełączał się między nimi. Jestem pełen podziwu, bo Kyodai Mahjongg nawet dla mnie brzmi tajemniczo.

Piszemy dyktando!

Ręka do góry, kto nie usłyszał takiego polecenia podczas swojej edukacyjnej przygody! Nie widzę. Dziękuję. Pisanie pod dyktando nie jest obce również tabletom. Programistów czeka jednak jeszcze sporo ciężkiej pracy, zanim komputer zapisze to, co wypowiemy. Zrozumienie pojedynczych fraz to jedno, a analiza ciągłego tekstu to zupełnie co innego. Ta sama sentencja została za każdym razem rozpoznana inaczej! Ale jak ktoś chce, może popracować. W systemie wbudowana jest funkcja uczenia się. Dla użytkownika nie jest ona nawet taka uciążliwa. Ot, kilkanaście, może kilkadziesiąt tekstów, które należy przeczytać, by choć trochę dać się poznać komputerowi. Działa, ale bez przesady. Po żmudnym czasie spędzonym na czytaniu mało ciekawych i powtarzających się zdań widać jednak jakieś postępy. Zbitki typu “it’s; isn’t; don’t” nadal są barierą nie do przejścia, ale proste wyrazy, szczególnie wymawiane pojedynczo lub po kilka, są rozpoznawane poprawnie. Na początek dobre i tyle – oby na więcej nie trzeba było czekać kolejnej dekady.

Czytać już potrafię

No, nie lada osiągnięcie. Ale przyznać trzeba, że pod tym względem komputery doganiają człowieka. I nie mam tu na myśli rozpoznawania tekstu drukowanego, ale pisma odręcznego, które u każdego wygląda inaczej. Oczywiście jak zawsze nieco pracy z komputerem nie zaszkodzi, jednak efekty są więcej niż zadawalające. W razie niepoprawnego rozpoznania wyrazu zwykle znajdziemy go w podręcznym słowniku. Jedno kliknięcie i z listy kilku podobnych wyrazów wybieramy ten właściwy. Mechanizm ten działa bardzo podobnie jak opcja ręcznego poprawiania błędów w Wordzie.

(Nie)wyszukane dodatki

Jedną z istotnych nowości systemu jest aplikacja Windows Journal służąca do łatwego wprowadzania tekstu odręcznego. Można nawet powiedzieć, że została ona stworzona specjalnie dla tego typu komputerów. Jej funkcjonalność – choć z pozoru ograniczona – nie pozostawia wiele do życzenia. Wszystkie najpotrzebniejsze elementy dostępne są bezpośrednio z podręcznego paska z ikonami. Reszta to już tylko kwestia wprawy.

Cenowa bomba kaloryczna

Za wszystkie wspomniane nowości trzeba jednak sporo dopłacić. Na razie tablety dysponujące mniejszą mocą obliczeniową (bo według producentów nie ona odgrywa tu kluczową rolę) kosztują znacznie więcej od notebooków wyposażonych w podobne komponenty. Póki co rewolucji, przynajmniej u nas, prawdopodobnie zatem nie będzie. Przyznać jednak trzeba, że w bogatszych krajach rozwiązanie to już znalazło swoich zwolenników. Szpitale, przychodnie, stacje benzynowe, menedżerowie dużych firm… Pozostaje tylko nadzieja, że na nich się nie skończy, bo technologia jest po to, by z niej korzystać.

Więcej:bezcatnews