Kolejnym spornym punktem rozporządzenia ministra infrastruktury jest zakaz używania anten zewnętrznych, chyba że dana antena jest dedykowana do określonego nadajnika. W efekcie producenci obu rodzajów urządzeń masowo wystawiają sobie nawzajem zaświadczenia o tym, że ich produkty są dla siebie przeznaczone. Absurdalność tej sytuacji to najmniejsza wada nowych przepisów.
Papierowe standardy
Teoretycznie wszystko jest w porządku, bo do sieci, która swym zasięgiem miałaby wykraczać poza budynek, przewidziano częstotliwość 5 GHz i standard HiperLAN/2, czyli europejskiego konkurenta 802.11a. Problem w tym, że urządzeń HiperLAN/2 nie ma praktycznie wcale na rynku, a pasmo 5 GHz jest mało użyteczne na terenie miejskim z powodu podatności na zakłócenia. Zamiast istniejącego tylko teoretycznie HiperLAN/2 na świecie stosuje się protokół 802.11a. Na rzecz tego ostatniego standardu zrezygnowały z HiperLAN/2 m.in. Szwecja, Norwegia i Niemcy. Polska pozostanie jednak bardziej zgodna z normami europejskimi niż reszta Europy, która wolała kierować się zdrowym rozsądkiem. W efekcie istniejące przepisy umożliwiają tworzenie sieci bezprzewodowych de facto wyłącznie wewnątrz budynków.
Zbyt łatwy dostęp…
O co tyle szumu? Sieci WLAN to sposób na udostępnienie taniego Internetu we wsiach i w małych miastach, a także w dzielnicach willowych, czyli wszędzie tam, gdzie kładzenie kabli jest mało opłacalne. Sieci bezprzewodowe nie wymagają kosztownych inwestycji w tzw. ostatnią milę. Tym samym ułatwiają złamanie dominacji TP SA. Może to wyjaśnia postawę Ministerstwa Infrastruktury?
Czy ominie nas moda, która na Zachodzie określana jest mianem rewolucji? Być może nie. IBM w warszawskim Novotelu zainstalował tzw. hot-spoty. Przepisy sobie, a życie sobie? Oby.