Poleruj i odkurzaj

Znaczna część polskich (i nie tylko) użytkowników pecetów przesiadła się już na Windows XP. Jeszcze z oporami, ale system ten zamazuje nie najlepszą opinię, jakiej dorobiły się Okienka z serii 9x/Me. Wprawdzie niektórzy nadal uważają, że ich problemy z komputerami są tylko i wyłącznie winą firmy z Redmond, a nie na przykład kiepskich zasilaczy czy sterowników w wersji beta, ale spore grono miłośników pecetów już doceniło zalety Windows XP – przede wszystkim jego stabilność i szeroko pojmowaną łatwość użytkowania.

Mimo to nie wszyscy jeszcze mogą powiedzieć o sobie, że znają każdy zakątek Okienek – nawet ci, którzy etap obawy przed zepsuciem komputera mają już dawno za sobą. W niniejszym numerze CHIP-a przedstawiamy więc duży zbiór porad, które pozwolą w jeszcze większym stopniu wykorzystać moc tkwiącą w najnowszych Okienkach.

Zanim jednak do nich dojdziemy (226), spójrzmy na jeszcze jeden, jakże ważny aspekt korzystania z systemu operacyjnego.

Używanie i głaskanie

Proszę mi wierzyć: ja również chciałbym, by komputery nie wymagały ode mnie – poza używaniem – żadnych dodatkowych czynności. Niestety, podobnie jak ma to miejsce z prawie wszystkimi urządzeniami, one również potrzebują pewnej dozy uwagi.

Czego zatem oczekują od nas te skrzyneczki? Pomińmy tu kwestie “hardware’owe” – odkurzanie czystą ściereczką itd., choć ich znaczenie nie jest aż tak marginalne, jak by się to mogło wydawać. Mechanizmem, który “narażony” jest w największym stopniu na działania użytkownika, jest system operacyjny. I to jego pielęgnacją zajmiemy się w niniejszym artykule.

Zasada czterech liter

Właściwie Windows nie wymaga od nas zbyt wiele – całość działań opiekuńczych sprowadzić można do krótkiego skrótowca “UDDC”, czyli: Uaktualniaj, Defragmentuj, Deinstaluj i Czyść. Prawda, że proste? Kilka spraw warto jednak wyjaśnić, zajmijmy się zatem kolejno poszczególnymi składnikami zasady UDDC.

Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, jak skomplikowaną strukturą jest system operacyjny. Absolutnie nie jest możliwe, by był on pozbawiony jakichkolwiek usterek. I nie ma tu znaczenia, czy jego tworzeniem zajmuje się armia ochotników czy gigantyczny mechanizm największej firmy software’owej świata. Błędy muszą być – wynika to chociażby z kosmicznego zaiste stopnia złożoności relacji pomiędzy dostępnym na świecie oprogramowaniem i sprzętem. Zatem, niestety, jedną z podstawowych czynności pielęgnacyjnych jest uaktualnianie naszych Okienek.

Uaktualniaj

Na szczęście jest to zadanie proste – wystarczy uruchomienie raz na jakiś czas mechanizmu Windows Update, do którego dostęp uzyskujemy za pośrednictwem menu Start. Oczywiście warunkiem poprawnego działania automatycznej aktualizacji jest połączenie z Internetem. Nasz komputer zostanie przeskanowany, po czym ujrzymy listę uaktualnień. Co z niej wybrać?

Przede wszystkim te łaty, które należą do kategorii uaktualnień krytycznych – to obowiązek. Pozostałe “patche” możemy, ale nie musimy instalować – zależy to tylko od naszych osobistych preferencji. Ważna wskazówka – nie zaglądajmy do witryny Windows Update codziennie. Nie ma to większego sensu – częstotliwość ukazywania się uaktualnień nie jest tak duża. Możemy także zlecić automatyczną aktualizację: system sam poinformuje nas o dostępnych poprawkach.

Defragmentuj

Jedną z bardziej niedocenianych form opieki nad Okienkami jest defragmentacja dysków twardych. Tymczasem grono osób, które na oczy nie widziały defragmentatora, jest całkiem spore. Bardziej zaawansowani użytkownicy raz na pół roku uruchamiają jakieś narzędzie, ale i tak z dużą niechęcią, bo “to przecież tak długo trwa…”.

Ano właśnie – zdrowy rozsądek słusznie podpowiada, że im częściej będziemy defragmentowali dyski, tym krócej trwał będzie ten proces. Moje własne doświadczenia potwierdzają tę intuicję: średnio raz na tydzień “zapuszczam” Diskeepera – przecież te 2-3 minuty poświęcone na uporządkowanie dysku systemowego z NTFS-em nie stanowią problemu. Nieco gorzej jest z dyskami z systemem plików FAT – ich defragmentacja trwa dłużej.

Deinstaluj

Wydawać by się mogło, że nie ma nic prostszego – co bardziej obeznani z komputerami już wiedzą, że programów nie usuwa się klawiszem [Delete]. Zamiast tego odnajdujemy odpowiednią pozycję w Panelu sterowania, zaznaczamy kandydata do “wycięcia” i naciskamy przycisk “Usuń”. Tak to wszystko ładnie wygląda w teorii. Niestety, rzeczywistość nie zawsze jest tak różowa. Nawet najlepiej napisane procedury deinstalacyjne (a te należą, niestety, do rzadkości) nie zawsze radzą sobie ze wszystkimi pozostałościami po aplikacjach. I to nie tylko na dysku, ale również w Rejestrze – tam też znajdziemy różne “nieczystości”.

Cóż zatem robić? Ano – wyposażyć się w deinstalator. I tylko od naszych osobistych upodobań zależy, czy zdamy się na kompletny automat czy będziemy uważnie podglądać pracę takiego delikwenta. Zalecam raczej ten drugi sposób postępowania – nie raz już widziałem “wspaniały program XYZ”, który radośnie kwalifikował do usunięcia cały katalog Program Files (choć miał się zająć tylko jednym z jego podkatalogów).

Czyść

Ostatnia czynność opiekuńcza wymaga największej wiedzy i delikatności. Dotyczy ona bowiem w głównej części Rejestru – tej niezwykle wrażliwej bazy danych, bez której jakikolwiek Windows żyć nie może. Microsoft nie na darmo nie umieścił skrótu do Edytora Rejestru w menu Start – jego obecność tamże byłaby równie rozsądna, jak pozostawienie brzytwy w rękach kilkulatka. Jak uniknąć takiego horroru?

Stosując z głową odpowiednie narzędzia. Jeśli już zaglądamy do Rejestru, to róbmy to programem z funkcją “Cofnij”. Aplikacja Microsoftu jej nie ma i dlatego używanie tego programu może dostarczyć nieprzewidzianych emocji. Rejestr jest natychmiast aktualizowany, zatem usunięcie na przykład klucza HKEY_LOCAL_MACHINE skończyć się może w najgorszym przypadku reinstalacją Windows. I róbmy to “z głową”, gdyż podobnie jak w przypadku deinstalatorów, automaty bywają bardziej zawodne od człowieka.

Czyszczenie dotyczy także dysków: z czasem znaleźć na nich można naprawdę sporo wszelakiego śmiecia: plików tymczasowych, osieroconych bibliotek DLL itp. Od czasu do czasu nie zaszkodzi wkroczyć tu z jakąś miotłą.

Z głową na karku

Zalecam w powyższych ogólnych poradach stosowanie zdrowego rozsądku i kontrolowanie narzędzi, które mają nam ułatwiać pracę. Ktoś mógłby jednak zapytać: “Skąd mam wiedzieć, co jest dobre, a co złe?”. Jeśli nie mamy pod ręką jakiegoś komputerowego guru, najlepiej dowiedzmy się tego sami. Wiedzę zaczerpnijmy z dobrego źródła, na przykład z dołączonej do niniejszego numeru CHIP-a książki w formacie PDF “Windows XP dla ekspertów”. Najwyższą wartość ma jednak coś, czego nigdzie nie kupimy – nasze własne, zdobywane z czasem doświadczenie.

Więcej:bezcatnews