Quo vadis komórko?

Tytułowe pytanie zadają sobie wszyscy – od fachowców, którzy podejmują w firmach produkujących telefony decyzje finansowe, przez projektantów aparatów, do zwykłych użytkowników, którzy stają przed decyzją zakupu komórki. Telefony komórkowe to jedne z najszybciej ewoluujących urządzeń. Przez trzydzieści lat, jakie upłynęły od ich wynalezienia, przeszły drogę od walizki, przez cegłę, do miniaturowych cacek, naszpikowanych funkcjami. Co nas czeka dalej? Które z wchodzących obecnie rozwiązań na trwale zagoszczą w telefonach? Aparat cyfrowy, kolorowy ekran, połączenie z palmtopem to tylko gadżety, czy też warto w nie zainwestować?

Cyfrowe oko

Od jakiegoś czasu telefony komórkowe wkraczają w wiek multimedialny. Co prawda dźwięk w nich był obecny od zawsze (nie mówię w tej chwili o jego jakości), ale z obrazem było gorzej. Jedyną grafiką, jaką niektóre telefony mogły wyświetlać, były proste ikony oraz logo startowe. Sytuacja jednak się zmienia. Coraz więcej komórek potrafi wyświetlać i robić zdjęcia – czy to za pomocą urządzenia wbudowanego, czy dołączanego. Wiele osób zastanawia się, czy dodanie aparatu do telefonu to dobry pomysł. Z ekranu telewizora do zakupu takich gadżetów kuszą nas operatorzy, ale reklamy jak to reklamy – przemilczają aspekty jakościowe i parametry tych urządzeń.

Obecnie dostępne są 3 aparaty fotograficzne dołączane do komórek (Motoroli, Siemensa i Sony Ericssona) oraz 4 telefony wyposażone w obiektyw (Nokie 7650, 3650, 7250 oraz Sony Ericssona P800). Fiński producent zdecydował się na modele zintegrowane, a większość firm – jak na razie – preferuje dołączane “kamerki”. Ostatniego słowa użyłem celowo, bowiem to, czy zrobimy zdjęcie czy nagramy film, zależy od możliwości obliczeniowych telefonu, ale także od zainstalowanego w nim softwaru. Poza jednym wyjątkiem (Nokią 3650) na razie jednak rejestrowanie sekwencji wideo nie jest możliwe. Jakość robionych fotografii jest różna. Z przetestowanych przeze mnie urządzeń najgorsze zdjęcia robiły Nokia 7250. W jego przypadku wina leżała po stronie małej rozdzielczości (352×288) oraz fatalnego układu optycznego. Plastikowa soczewka, użyta w tym telefonie, wprowadza bardzo duże zniekształcenia.

Dużo lepszą jakość oferują pozostałe sprawdzane telefony. Aparat fotograficzny z Nokii 7650 pozwala na dużo więcej. Co prawda rozdzielczość VGA (640×480) wywołuje uśmiech u użytkowników prawdziwych “cyfraków”, ale jeśli porównamy to z modelem 7250, okaże się, że jest lepiej. Zniekształcenia są dużo mniejsze, kolory żywsze.

Ten rozmiar matrycy (VGA) wydaje się obecnie standardem. Tak jest w IQP-500 (aparat Siemensa), MCA-25 (urządzenie Sony Ericssona) i telefonach Nokia 7650 oraz 3650. Niektóre aparaty oferują funkcję zoom, ale jest ona realizowana programowo, co powoduje, że jakość uzyskanych tak zdjęć jest słaba.

Ekran albo “okienko”

Zarysowuje się też następująca zasada – aparaty dołączane do telefonów mają zwykle swój własny wizjer, a urządzenia zintegrowane z komórkami korzystają oczywiście z ich wyświetlacza. Są jednak wyjątki – zewnętrzny aparacik Motoroli przesyła obraz do telefonu, który wyświetla go na ekranie. Tu dochodzimy do kolejnego problemu komórkowych “cyfraków”. Zwykle nie dysponują one zbyt dużą mocą obliczeniową i obraz sprzed obiektywu pojawia się na wyświetlaczu ze sporym opóźnieniem, co jest dużym dyskomfortem dla użytkownika.

I wreszcie ostatni z litanii zarzutów – większość aparatów zawodzi w ciemności. Lampę błyskową ma tylko urządzenie Siemensa, choć oczywiście nie możemy się spodziewać, że oświetli ono dużą przestrzeń. Jako ciekawostkę podam, że testowałem też Palma Zire 71 z wbudowanym aparatem. Wyposażony był w typową matrycę (640×480), nie miał też flesza. I o ile dzienne zdjęcia były jakościowo zbliżone do uzyskanych choćby za pomocą MCA-25 Sony Ericssona, o tyle mile zaskoczyły mnie fotografie wykonane w nocy. Wystarczyło oświetlenie lamp ulicznych, by uzyskać przyzwoite rezultaty.

Czy po tej porcji zarzutów można jeszcze rekomendować zakup telefonu z “cyfrakiem”? Tak! Po pierwsze fotografie uzyskiwane aparatami z telefonów nie służą do robienia z nich odbitek i umieszczania w albumie rodzinnym. W Japonii, którą uważa się za swoisty “mobilny” poligon, ponad połowa komórek jest wyposażona w obiektyw.

Co się okazało? “Kochanie, czy ten mikser może być?”, “Na zdjęciu jest mój dom. Chyba trafisz” – tego typu wiadomości z załączonymi zdjęciami dominują w Kraju Kwitnącej Wiśni. Służą one identyfikacji obiektu i jakość wystarczająca do realizacji tego celu zadowala użytkowników. Japończycy słusznie uznali, że od robienia porządnych fotek są inne urządzenia.       Poza tym musimy sobie uzmysłowić fakt, że telefony stają się coraz doskonalsze. Rozdzielczość VGA to 300 tys. pikseli. Casio już pokazało telefon z matrycą 1,24 mln., a inni producenci wspominają o modelach klasy 3 mln. Oczywiście liczba rejestrowanych punktów to nie wszystko, ale nieodległe są czasy, gdy zdjęcia robione komórkami zaczną osiągać przyzwoitą jakość.

Mówiąc o aparatach fotograficznych zintegrowanych z komórkami, nie sposób nie wspomnieć o kilku ciekawostkach. Kilka miesięcy temu pojawiła się wiadomość o przechodniach, którzy mając “fototelefon”, uwiecznili twarz osoby popełniającej akurat przestępstwo, co przyczyniło się do jej aresztowania. Początkowa euforia (teraz będziemy łatwiej łapali bandytów) ustąpiła zdziwieniu. Otóż komórki nagle stały się niemile widziane w sytuacjach, w których telefon jest co prawda neutralny, ale aparat fotograficzny już nie. Przykładem są koncerty czy sale sądowe, gdzie nie można robić zdjęć.

Więcej:bezcatnews