Internet pełen muzyki

Temat tzw. dozwolonego użytku utworów chronionych prawem autorskim powraca jak ciśnięty przez Aborygena bumerang. Poniżej spróbujemy rozprawić się z najpopularniejszymi przesądami.

Powszechnie znana jest możliwość znalezienia w Sieci praktycznie nieograniczonej liczby utworów. Niestety, mało kto zastanawia się nad legalnością pobierania tych nagrań oraz – wraz z upowszechnianiem się szerokopasmowego dostępu do Sieci – umieszczania tego rodzaju dzieł na serwerach FTP i w sieciach P2P.

W ramach wyjaśnienia zaznaczę, iż poza zakresem niniejszego tekstu pozostają kwestie dotyczące tradycyjnych form utrwalania i dystrybucji dzieł. Dyskusja w tym zakresie wyczerpałaby zapewne tę rubrykę w kilku kolejnych numerach.

Użytkowników komputerów można chyba podzielić na tych, co bez skrępowania korzystają z MP3, oraz na tych, którzy się do tego nie przyznają. Czy pobieranie plików z Sieci jest legalne? W toku dyskusji wskazuje się, iż sieci wymiany plików MP3 to swego rodzaju darmowy marketing, czyli de facto służą one interesom producentów. Niezależnie od tego, czy ma to rzeczywiście przełożenie na zwiększenie sprzedaży, “darmowa” muzyka jest nielegalna. Niewątpliwie mogłoby tak być, gdyby ta wymiana dotyczyła części utworów, np. kilkunastosekundowych próbek. Do podobnej konkluzji dojść by można w chwili, gdyby producenci muzyki, co ma miejsce w odniesieniu do programów komputerowych, oferowali ją na zasadzie “try and buy” (“wypróbuj, zanim kupisz”). W innych wypadkach pobieranie muzyki z P2P narusza niewątpliwie prawa autora lub wydawcy.

(Nie)dozwolony użytek

Obrońcy sieci P2P przywołują często regulację określającą tzw. dozwolony użytek, który dopuszcza posługiwanie się rozpowszechnionym utworem lub jego częścią bez zgody uprawnionego podmiotu (najczęściej wydawcy). Zwrócić jednak należy uwagę, iż instytucja ta ma wiele ograniczeń. W polskiej ustawie o prawie autorskim przyznano nam prawo korzystania z takiego utworu w ramach użytku osobistego, który nadto obejmuje krąg osób pozostających z nami w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego – jednak, co jest widoczne, krąg ten jest w gruncie rzeczy ograniczony. W literaturze przedmiotu przyjęte jest traktowanie, iż stosunek towarzyski to taki, gdzie “niezbędne jest podtrzymywanie więzów przez pewien czas”. Trudno zatem w ten sposób zalegalizować udostępnienie nagrań np. z nowej płyty U2 niejakiemu Pablo_23 mieszkającemu gdzieś w Brazylii. Jako dozwolony użytek nie będzie także uznane umieszczenie cudzego utworu na stronie internetowej czy serwerze FTP, gdyż dostęp do nich uzyskuje praktycznie nieograniczony krąg osób. Uwaga ta nie traci także swej aktualności przy zastosowaniu popularnych programów do poszukiwania muzyki w Sieci i wykorzystaniu usług P2P.

Specyficzną sytuacją jest, gdy chcemy z Sieci pobrać utwór, który mamy już na oryginalnej płycie CD. Teoretycznie powinniśmy sami skompresować nagrania do MP3, ale praktycznie trudno wyobrazić sobie, by stróże prawa chcieli kogoś takiego ścigać.

A może jednak można?

Przedstawiane tu stanowisko nie należy do popularnych – tak jak nie jest popularne mówienie komuś w twarz, że zachowuje się niezgodnie z prawem. Prawo ma jednak to do siebie, iż może być różnie interpretowane. Ja podzielam pogląd, reprezentowany także przez innych prawników (patrz:$(LC11251:Osiem mitów na temat MP3)$), że również “ściąganie” plików udostępnionych na anonimowych serwerach dalekie jest od działań zgodnych z prawem. Wydaje się, iż prywatny dozwolony użytek (zwłaszcza zaś przywołane wyżej stosunki osobiste) nie może być traktowany wybiórczo. Zapewne już wkrótce ktoś zapyta, czym jest ów związek osobisty albo więź towarzyska? Czy wystarczy wymiana z naszym śniadym Pablem_23 jednego e-maila? Nie będę podejmował się rozstrzygania tej kwestii. Chcąc zachować obiektywizm, dodam, że istnieje także interpretacja diametralnie różna od zaprezentowanej wyżej. Zgodnie z nią można pobierać z Sieci muzykę bez ograniczeń, pod warunkiem że dany utwór już był wcześniej dystrybuowany (odpadają tu np. rejestrowane w kinie “screenery”) oraz że tak zdobytego dzieła nie rozpowszechnia się dalej.

Co komu wolno

W tym miejscu warto powrócić do przesłanek tzw. dozwolonego użytku. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, iż utwór taki winien być wcześniej rozpowszechniony, czyli udostępniony publicznie po uzyskaniu zezwolenia twórcy. Owe rozpowszechnienie powoduje, że nie ma możliwości uznania za legalne kopiowania tych utworów, które pojawiają się w Sieci dużo wcześniej przed oficjalną premierą. Równie ważne jest także to, iż użytek ten nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w interesy twórcy. Jednakże ta kwestia winna być oceniona odrębnie w każdej sprawie. Jedna z koncepcji zakłada, iż “wymiana plików muzycznych stanowiłaby naruszenie normalnego korzystania z utworu, gdyby okazało się, że w jej wyniku obniżył się sumaryczny dochód uprawnionych z eksploatacji utworów w porównaniu z takim sumarycznym dochodem osiąganym wcześniej” (cyt. za: W. Machała, R. M. Sarbiński, “Wymiana plików muzycznych za pośrednictwem Internetu a prawo autorskie”, Państwo i Prawo 9/2002, s. 76.).

Kończąc ten wątek, wspomnieć także należy, iż w Sieci znaleźć można wiele utworów rozpowszechnionych za zgodą autora (wydawcy). Godzą się oni na takie wykorzystanie nagrań. W stosunku do nich część przedstawionych wyżej uwag nie będzie miała zastosowania.

Przepisy ciągle w tyle

Na tych kilku przykładach widać, iż prawo wielokrotnie nie nadąża za ciągle rozwijającym się rynkiem nowych technologii. Oparcia także nie znajdziemy w wyrokach sądowych, w Polsce spraw tego rodzaju jest bowiem niewiele. Powoływanie się zaś na przykłady z rynku amerykańskiego jest często błędne, gdyż tam inna jest zarówno sama idea systemu prawa, jego źródła jak i konkretne regulacje.

Więcej:bezcatnews