Speak English, please!

Czy nam się to podoba, czy nie, angielski staje się językiem ponadnarodowym. W mowie wyspiarzy porozumiemy się na lotniskach, w restauracjach, coraz częściej nawet na ulicy podczas zagranicznych wakacji. W Internecie stała się ona już właściwie obowiązującym standardem. Nawet jeśli wielu internautów nie zna angielskiego biegle i wstydzi się mówić, znaczna większość z nich rozumie zawartość anglojęzycznych serwisów. Surfując po Sieci, możemy jednak często natrafić na witryny napisane w innym języku niż angielski. Wydaje się, że to niewielki problem – wszak bez trudu znajdziemy zrozumiały dla nas odpowiednik tej strony. Na pewno? A co zrobić, jeśli wszystkie wyszukiwarki wskazują właśnie tę jedną jedyną stronę jako zawierającą informacje najbardziej zgodne z zadanym przez nas zapytaniem?

Tłumacz internetowy

Na pozór sytuacja jest beznadziejna. Przecież o ile jeszcze możemy znać i poprosić o pomoc kogoś znającego niemiecki czy francuski, o tyle znajomość koreańskiego czy japońskiego to już prawdziwa rzadkość. Od czegóż jednak mamy Internet? Od kilku lat istnieją w Sieci serwisy, które umożliwiają przetłumaczenie zawartości strony lub jej wybranego fragmentu. Niestety, na polskie tłumaczenie nie mamy co liczyć, pozostaje nam zatem angielski lub niemiecki. Co ważne, wiele takich witryn jest zupełnie darmowych. Na razie “znają” one co prawda jedynie najpopularniejsze języki, takie jak niemiecki, włoski, francuski, hiszpański, ale ta lista wciąż jest powiększana. Choć nie ma co marzyć o tłumaczeniu z arabskiego czy suahili, to jednak z koreańskimi, chińskimi czy japońskimi “robaczkami” na pewno sobie jakoś poradzimy.

Internetowych serwisów tłumaczących znajdziemy w Sieci wiele. Skupiłem się zatem na tych umożliwiających przełożenie zarówno zawartości strony, jak i dowolnego tekstu, który należy po prostu wkleić w odpowiednim oknie. Czas zatem wyruszyć w językową podróż dookoła świata.

Przede wszystkim Europa…

Jak wspomniałem, najłatwiej przetłumaczymy witryny napisane w językach europejskich. Z francuskim, włoskim czy hiszpańskim radzą sobie właściwie wszystkie serwisy. Jednym z pierwszych internetowych “translatorów”, na który się natknąłem, jest AltaVista’s Babel Fish Translation Service (babelfish.altavista.com). Choć wykorzystuje on ten sam mechanizm tłumaczący – Systran, który znajdziemy w serwisie www.systransoft.com, to jednak działa nieco inaczej. Przede wszystkim potrafi przekładać podstrony tłumaczonej witryny, dzięki czemu nie musimy wpisywać w polu Translate a Web page osobno każdego odnośnika. Druga różnica to obsługa ramek. Tłumacz AltaVisty radzi sobie z nimi bez problemów, podczas gdy Systran po prostu do niektórych w ogóle nie “wchodzi”. Sama jakość tłumaczenia obu serwisów jest oczywiście taka sama i – przyznać trzeba – całkiem niezła, choć obu programom zdarzało się sporadycznie pomijać niektóre wyrazy.

Podobne możliwości i jakość tłumaczenia jak AltaVista i Systran oferuje mechanizm dostępny w popularnym serwisie Google (www.google.com/language_tools?hl=en). W porównaniu z poprzednikami radzi on sobie jednak jedynie z kilkoma najpopularniejszymi językami (francuski, hiszpański, niemiecki, portugalski, włoski). Zaletą tego serwisu jest niezwykle wydajny mechanizm tłumaczący sam tekst – w okno Translate text bez problemu wkleiłem można nawet ponad 12 tys. wyrazów.

Jeszcze mniej języków rozpoznaje witryna # – tu możemy liczyć na przełożenie na angielski jedynie francuskiego, niderlandzkiego, portugalskiego i włoskiego. Tak jak Systran, FreeTranslation również nie potrafi tłumaczyć podstron, jednak ogólnie radzi sobie całkiem nieźle.

Ciekawy mechanizm oferuje serwis WorldLingo (www.worldlingo.com). Pozwala on na tłumaczenie kontekstowe, czyli z uzględnieniem tematu strony, dzięki czemu przekład jest lepszy. Dodatkową zaletą WorldLingo jest rozpoznawanie bardzo wielu języków, w tym kilku dość egzotycznych.

…choć Wschód też nie straszny

No dobrze, ale jak przetłumaczyć choćby najpopularniejsze języki Wschodu? Z rosyjskim radzą sobie AltaVista (ma nawet specjalną wirtualną klawiaturkę, ułatwiającą wpisywanie tekstu cyrylicą), Systran i WorldLingo. W naszej podróży możemy jednak ruszyć dalej na wschód. Te same trzy serwisy poradzą sobie z japońskim, koreańskim czy chińskim. Systran i WorldLingo potrafią nawet rozróżnić chiński uproszczony od tradycyjnego.

Angielski inaczej

Osobną i dość dziwną grupę stanowią serwisy tłumaczące strony WWW z angielskiego na… angielski. Po wpisaniu adresu wybieramy docelowy dialekt, by po chwili ujrzeć np. stronę amerykańskiego Kongresu w slangu typowym dla skinheadów lub rodowitych mieszkańców wschodniego Londynu (cockney). Twórcy serwisu www.psyclops.com/translator/ przeszli sami siebie, proponując nam tłumaczenie dowolnej anglojęzycznej strony na język “hakerski”. Gdy poddałem witrynę www.zdnet.com obróbce tego “tłumacza” pracującego w trybie Hacker, miałem wrażenie, że przeglądarka “zapomniała” o ustawieniach strony kodowej. Takie slangowe tłumaczenia należy zatem traktować raczej jako ciekawostkę, bo na pewno nie będziemy mieli z nich większego pożytku.

To nie takie łatwe

Poza wymienionymi tu serwisami znajdziemy jeszcze inne internetowe “translatory”. Niektóre tłumaczą jedynie między dwoma czy trzema językami, jak np. e-Translation Server (www.linguatec.net/online/ptweburl/index_en.shtml), inne nie potrafią przekładać całych stron i musimy im podawać skopiowany z witryny tekst. Jeszcze inne zadanie pełnią internetowe słowniki. Trzeba też wiedzieć, że żaden serwis nie przetłumaczy nam wszystkiego. Elementy nawigacyjne wykonane jako grafiki pozostaną bez zmian, co jest szczególnie uciążliwe w przypadku języków Dalekiego Wschodu. Kolejnym – wspólnym dla wszystkich translatorów – niedomaganiem jest brak automatycznego rozpoznawania języka, w którym strona została utworzona. O ile w przypadku języków europejskich jeszcze jakoś sobie poradzimy, o tyle rozróżnienie koreańskiego od japońskiego jest raczej niemożliwe. Tu po prostu musimy wiedzieć, kto jest twórcą konkretnej witryny.

Bez względu na to, z którego “tłumacza” korzystamy, musimy pamiętać, że żaden z nich nie jest doskonały. Efekty działania tych aplikacji pozwalają jedynie w mniejszym lub większym przybliżeniu zorientować się co do zawartych na stronie treści. Chcąc wykorzystać taki materiał np. w pracy magisterskiej, trzeba liczyć się z koniecznością tłumaczenia oryginału “na piechotę” na bazie tego, co uzyskamy od elektronicznego tłumacza. A tu już nie obejdzie się bez dobrej znajomości języków obcych.

Nazwa AltaVista’s Babel Fish FreeTranslationGoogleSystran WorldLingo
Adres [http://]babelfish.altavista.com/#/www.google.com/language_tools?hl=enwww.systransoft.com/www.worldlingo.com/ #
Tłumaczenie wklejonego tekstu+++++
Wielkość tekstu do wklejenia150 słów1800 słówbrak danych1)150 słówbrak danych1)
Tłumaczenie kontekstowe+
Automatyczne tłumaczenie podstron WWW +++
Ocena tłumaczenia*54554
Języki 2)chiński, francuski, hiszpański, japoński, koreański, niemiecki, portugalski, rosyjski, włoskifrancuski, niderlandzki, portugalski, włoski francuski, hiszpański, niemiecki, portugalski, włoskichiński tradycyjny, chiński uproszczony, hiszpański, francuski, japoński, koreański, niderlandzki, niemiecki, portugalski, rosyjski, włoski chiński tradycyjny, chiński uproszczony, francuski, grecki, hiszpański, japoński, koreański, niderlandzki, niemiecki, portugalski (Brazylia), rosyjski
UwagiSporadycznie pomija niektóre słowaPomija niektóre słowa.Pomija niektóre słowa.Pomija niektóre ramkiNie uwzględnia tekstu w ramkach, pomija niektóre słowa.
+ – jest; – – nie ma; 1) udało się wkleić ponad 12 tys. wyrazów; 2) uwzględniono jedynie tłumaczenie z wymienionych języków na angielski; * subiektywna ocena jakości tłumaczenia kilku witryn
Więcej:bezcatnews