Opuścić ceny!

Aparat ten jest kolejną po D30, D60 i 10D cyfrową lustrzanką Canona, przeznaczoną na rynek amatorski. Parametry techniczne nie imponują, jeśli porównać je z właściwościami wcześniejszego modelu 10D. 6,5-megapikselowa matryca, mnożnik ogniskowej równy 1,6 i czułości ISO od 100 do 1600 nie zwiastują innowacji technologicznych. I słusznie, bo nie o technologię tu chodzi. Pod wieloma względami 300D jest uboższy od EOS-a 10D. Będzie za to znacznie tańszy – tak tani jak żadna lustrzanka cyfrowa. Co więcej, może być bardziej atrakcyjny cenowo nawet od takich cyfrowych kompaktów, jak choćby Nikon Coolpix 5700, Minolta Dimage 7Hi, Olympus E-20 czy szykowany na jesień Sony F-828.

Kto da mniej?

Choć mówienie o “aparacie dla każdego” w zestawieniu z przewidywaną ceną na poziomie 6000 złotych może się wydawać kiepskim żartem, to warto uświadomić sobie, że jest to poziom zaawansowanych kompaktów cyfrowych. Jeszcze lepsze wyobrażenie o rewolucji, która czeka świat fotograficzny, może dać rynek amerykański, gdzie oficjalna cena za korpus 300D ma początkowo wynieść niespełna 900 dolarów. Wiadomo jednak, że przeważnie w kilka miesięcy po premierze następuje obniżka sięgająca nawet 20 procent.

Cena niższa niż 1000 dolarów za “cyberlustrzankę” nie jest tylko przekroczeniem granicy psychologicznej. Taka sytuacja powinna skłonić pozostałych producentów aparatów do zweryfikowania cen ich produktów. Coraz trudniej będzie bowiem sprzedać kieszonkowe maleństwa za kwotę wyższą lub zbliżoną do tej, którą trzeba wyłożyć za “poważny” aparat. Obniżka cen topowych kompaktów nie pozostanie bez wpływu na modele ze średniej i niższej półki. Te przewidywane zmiany to jednak dopiero początek.

W kłopotliwym położeniu znaleźli się już konkurenci Canona produkujący cyfrowe lustrzanki, i to zarówno ci, których sprzęt już jest (Nikon D100, Fuji S2 Pro, Sigma SD9), jak i szykujący się dopiero do premiery – np. Pentax *ist D. Szczególnie trudna będzie sytuacja Olympusa E-1 – aparatu, który ma mieć całkiem nowy system mocowań obiektywów i kosztować… 2500 dolarów.

Canon EOS 300D
Matryca: CMOS 6,3 megapiksela (efektywnie), mnożnik ogniskowej 1,6
Format zdjęć: 3072×2048 (maks.)
Migawka: 1/4000-30 s oraz bulb
Czułość ISO: 100, 200, 400, 800, 1600
Nośnik danych: CompactFlash typ I/II, Microdrive
Wyświetlacz: 1,8″ TFT, 118 tysięcy punktów
Złącze: USB 1.1
Cena korpusu (z VAT-em): 6000 zł

Za, a nawet przeciw

W planach firmy Canon 300D stanowi pomost między kompaktami a bardziej zaawansowanymi modelami lustrzanek. I rzeczywiście, w porównaniu z droższym o ok. 300 dolarów EOS-em 10D najnowszy produkt wypada słabo. Plastikowa obudowa (zamiast magnezowej), mniejsza “szybkostrzelność” przy zdjęciach seryjnych, brak kontroli nad trybem pracy autofokusa oraz balansu bieli określanego w stopniach Kelvina i kilka innych “oszczędności” uzasadniają różnicę cen.

Jednak dla zaawansowanych zwolenników aparatów cyfrowych, skazanych dotąd na kompakty, 300D może się wydawać ideałem. Wysoka rozdzielczość jest tu najbardziej oczywistą korzyścią. Należy też wspomnieć o możliwości uzyskania bardzo małej głębi ostrości, szybkim autofokusie z funkcją śledzenia i przewidywania położenia ruchomych obiektów, niskim poziomie szumów nawet przy wysokiej czułości ISO oraz możliwość zastosowania obiektywu o takiej ogniskowej, jakiej akurat potrzebujemy. Ta ostatnia zaleta wymaga sięgnięcia głęboko do portfela. Przy zakupie możemy się jednak zdecydować na nowy, tzw. “zestawowy” obiektyw o ogniskowej odpowiadającej 29-90 mm, który podniesie cenę zestawu o 100 dolarów.

Pocałuj cyfraka

Choć zwykle jestem bardzo krytyczny wobec marketingowych komunikatów, to tym razem w pełni zgadzam się z twierdzeniem, że EOS 300D będzie punktem zwrotnym w rozwoju fotografii cyfrowej. Szczególnie adekwatna wydaje się japońska nazwa produktu Canona – EOS Kiss Digital. Może przyszedł już czas dla ambitnych amatorów, by pożegnać się z błoną fotograficzną i pocałować na powitanie cyfrową lustrzankę?

Więcej:bezcatnews