Zaczarowany miecz tanio sprzedam

Część zapalonych mieszkańców wirtualnych światów zorientowała się, że osiągnięcia ich awatarów można przekuć na całkiem realne pieniądze. Producenci rozumieją to już od dawna i tak projektują swe komputerowe uniwersa, by łatwo w nie było wprowadzić zasady wolnego rynku.

Wirtualna rzeczywistość, realne pieniądze

Dzisiaj funkcjonują dziesiątki Massive Multiplayer Online Role-Playing Games (MMORPG – czyli gry online dla tysięcy osób jednocześnie) z prawdziwego zdarzenia. Jednak najprawdopodobniej większość w najbliższym czasie w naturalny sposób zakończy swój żywot z braku graczy. Te nieliczne, które odniosą sukces, już przynoszą pieniądze nie tylko swoim twórcom, ale także sporym rzeszom uczestników zabawy. Obroty wewnątrz świata gry Ultima Online, przez długi czas najpopularniejszej tego typu zabawy na świecie, porównywalne są z dochodami sporego miasta. Ponad ćwierć miliona internautów z całego świata każdego dnia sprzedaje i kupuje przedmioty o łącznej wartości od kilkuset tysięcy do kilku milionów dolarów. Fenomen polega na tym, że płacą prawdziwymi pieniędzmi za magiczne przedmioty czy nieruchomości istniejące tylko w wirtualnym świecie.

Cudowne przedmioty, zamki czy kryte słomą chałupy są sprzedawane i kupowane na aukcjach internetowych, takich jak eBay. Można tam nabyć nie tylko miecz, wierzchowca czy wyposażenie maga, ale nawet imponujący pałac. I bynajmniej nie wchodzą tu w grę małe pieniądze. Zwykła broń kosztuje z reguły kilkanaście, czasem kilkadziesiąt dolarów. Jeśli jednak ktoś chce stać się właścicielem okazałego zamku, musi się liczyć z wydatkiem kilkuset, a bywa, że nawet kilku tysięcy dolarów. Kiedy parę lat temu gracze “odkryli” internetową giełdę eBay jako platformę obrotu wirtualnymi dobrami, pierwszy wystawiony na aukcję “bitowy” zamek poszedł za 2000 USD. Był to dla wszystkich na tyle duży szok, że nawet prestiżowy “Financial Times” poświęcił z tej okazji Ultimie Online duży artykuł. Dzisiaj tego typu transakcje to codzienność. Bez trudu można znaleźć kosztujące kilkaset dolarów nieruchomości. “Wiem o graczu, którego pełnoetatowym zajęciem jest obrót nieruchomościami w Ultimie” – zdradza Erica Yenni Thomas, rzecznik prasowy UO.

Randka pod ubitym smokiem

Transakcje dotyczą nie tylko wirtualnych przedmiotów i posiadłości. Wielu graczy jest tak mocno zaangażowanych w zabawę, że gotowi są wydać niemałe pieniądze, by stworzyć swoje imperia. To, że internetowy magnat z ambicjami, na wzór średniowiecznych posiadaczy ziemskich, musi mieć swoją twierdzę, jest oczywiste. Nie brakuje jednak takich, którzy dbają o rozwój wirtualnych interesów, zatrudniając innych, np. jako sprzedawców w “swoich” sklepach, rzemieślników czy ochroniarzy.

W cenie są również “odchowane”, czyli “potężne” postaci charakteryzujące się wysokimi współczynnikami, określającymi siłę, zręczność, szczęście itp. Kilka lat temu pewna Amerykanka kupiła swojemu chłopakowi wyjeżdżającemu na stypendium do Europy postać w grze EverQuest, żeby mogli się spotykać w wirtualnym świecie.

Biznes bez granic

Intratny, choć poboczny biznes nie uszedł uwagi twórców gry. Będący właścicielem Ultimy Online koncern Electronics Arts chciał opodatkować te transakcje, zmuszając graczy do korzystania z oficjalnego pośrednictwa. Już tylko zapowiedź wprowadzenia takich mechanizmów sprawiła jednak, że nastąpił gwałtowny odpływ graczy (z których każdy wszak płaci miesięczny abonament za dostęp do oficjalnych serwerów). Koncern szybko wycofał się ze swoich planów.

Więcej:bezcatnews