Cyfrowe samobójstwo?

Pierwsze informacje o nowych mechanizmach zaimplementowanych w pakiecie Office 2003 brzmiały wręcz sensacyjnie. Dominował ton powątpiewania, czy funkcja samoniszczących plików nie jest przypadkiem sprzeczna z prawem. Chodziło jednak o regulacje amerykańskie – polskie prawo nie ustosunkowuje się do tego typu problemów. O jakie zatem konkretnie mechanizmy chodzi i jak one działają?

Zarządzanie prawami

W wersjach Office 2003 Professional i Enterprise mamy możliwość skorzystania z mechanizmu Information Rights Management. Dotyczy to programów Word, Outlook, Excel i PowerPoint – możemy w nich ograniczyć prawa dostępu do plików na różnych poziomach. Odbiorca będzie zawsze w stanie zapoznać się z treścią dokumentu, jednak już drukowanie, kopiowanie treści czy edycja będą zabronione. Naturalnie możemy poprosić autora zabezpieczonego pliku o przyznanie nam odpowiednich praw – znamy bowiem jego adres e-mailowy: jest zawsze widoczny w oknie opcji zabezpieczeń. Tu drobna uwaga praktyczna: chronione dokumenty mają większą objętość – przykładowy plik zawierający dwie strony tekstu “waży” ok. 30 KB, a jego wersja zabezpieczona już ok. 100 KB.

Cały mechanizm wymaga jeszcze jednego elementu: Windows Servera 2003 z uruchomioną odpowiednią usługą. Ponieważ oczywiście nie wszyscy mają do niego dostęp, Microsoft testowo oferuje obsługę mechanizmów zabezpieczeń za pośrednictwem własnych serwerów. Potrzebny jest jedynie microsoftowy Passport. Jak zastrzega firma z Redmond, usługa może być w dowolnym momencie wyłączona, o czym zostaniemy poinformowani z trzymiesięcznym wyprzedzeniem.

Prawo do nicości

Czy zatem amerykańscy użytkownicy Office’a 2003 mają powody do niepokoju? Jak widać na przedstawionej obok ilustracji, przy korzystaniu z Information Rights Management istnieje także możliwość ustawienia “okresu ważności” dokumentu. Po ustalonym czasie odbiorca traci do niego dostęp – nie oznacza to jednak, że plik rozpływa się wtedy w niebycie! Osoba z odpowiednimi uprawnieniami (administratora) może “odzyskać” go z serwera obsługującego IRM. Nie jest natomiast jasne, jak wygląda sytuacja, w przypadku gdy korzystamy z testowej edycji IRM, realizowanej przez Microsoft. Dopóki jednak jej nie używamy, nie musimy się o to martwić.

Więcej:bezcatnews