Wirtualnie i realnie

Wspomniane urządzenia sprawdzają się doskonale jako sprzęt audio. Bez problemu można postawić je na nocnym stoliku, ponieważ obywają się bez monitora i mają małe rozmiary. Czy jednak trzeba kupić specjalny model “blaszaka”, aby mieć dostęp do kilku dodatkowych przycisków?

Wcale nie. Zwyczajny komputer da się tak rozbudować, aby zarządzać nim na odległość za pomocą specjalnego kontrolera. Ten ostatni będzie przypominał panel sterujący urządzeniami RTV – zarówno ze względu na wygląd (wyświetlacz, przyciski, niewielkie wymiary), jak i sposób obsługi. Dzięki kontrolerowi będziemy mogli np. uruchomić odtwarzacz plików MP3 lub płyt CD-Audio albo pobrać pocztę elektroniczną.

Co prawda próżno szukać takiego urządzenia w sklepach komputerowych, ale zawsze można zbudować je samodzielnie. Jeśli znajdziemy rozsądny kompromis między wydatkami na podzespoły a nakładem własnej pracy, to szybko okaże się, że zadanie nie będzie ani specjalnie trudne, ani nadzwyczaj kosztowne.

Za ile to wszystko?

Najpierw trzeba się zastanowić nad funkcjami, jakie nasz sprzęt ma spełniać. Potrzebujemy “czegoś”, co zapewni choćby częściową kontrolę nad pecetem bez udziału myszy, klawiatury i monitora. Kupimy zatem trzy przyciski; wydamy na nie ok. 3 zł.

Pora pomyśleć o połączeniu klawiszy z komputerem. Zrobimy to za pomocą przewodu. Powinien on spełniać dwa warunki. Po pierwsze: nie może być zbyt krótki. Po drugie: musi pobierać zasilanie z komputera i podawać je do układu sterującego pecetem, gdyż plątanie się z dodatkowymi zasilaczami nie jest wygodne. Wszystkie te wymogi spełnia standard USB. Kabelek, nawet pięciometrowy, dostaniemy za 10 zł. Problem związany z obsługą protokołu USB rozwiążemy za pomocą kości FT245BM. Jej koszt to ok. 30 zł.

Na koniec pozostaje jeszcze sprawa wygody obsługi. Operowanie po omacku kilkoma przyciskami nie jest wygodne. Trzeba więc rozejrzeć się za jakimś wyświetlaczem. Najlepszy będzie ciekłokrystaliczny wyświetlacz alfanumeryczny. Kupując za 50 zł gotowy moduł (np. 4×20 znaków, zgodny ze standardem HD44780), dostaniemy praktyczny, podświetlany “monitorek”.

Do tego wszystkiego wypadnie nabyć pamięć EEPROM, rezystory, kondensatory i inną drobnicę za kolejne 10 zł. Podsumowując, inwestycja wyniesie ok. 100 zł. To sporo, ale efekt końcowy będzie znakomity.

Budujemy interfejs

Z wymienionych wcześniej elementów zmontujemy układ widoczny na schemacie. Za komunikację z komputerem odpowiada kość FT245BM. Z ośmiu linii danych (D0 do D7) sześć służy do komunikacji z wyświetlaczem. Popłyną przez nie komendy sterujące i konkretne informacje do wyświetlenia. Pozostałe dwie linie to wejścia odczytujące stan trzech przycisków.

Zaraz, zaraz… linie dwie, a przyciski trzy? Tak, gdyż wciśnięcie trzeciego klawisza zostanie zinterpretowane jako jednoczesne naciśnięcie dwóch pozostałych. Ot, taki mały trik dla zaoszczędzenia jednej linii sygnałowej. Do kości FT245BM podłączymy jeszcze pamięć EEPROM 93C46. Będą w niej przechowywane dane niezbędne do zapewnienia bezproblemowej współpracy kontrolera z komputerem.

Styki modułu LCD łączymy z masą, zasilaniem, potencjometrem regulującym kontrast i rezystorem ograniczającym prąd podświetlenia. W prototypie zastosowałem opornik 9,1 W, lecz w praktyce może się okazać, że konieczna jest jego niewielka korekta – w zależności od konstrukcji matrycy LED podświetlającej ekranik LCD. Obowiązuje tu zasada: mniejszy opór rezystora to jaśniejsze podświetlenie, ale i większy prąd pobierany z portu USB.

Całość należy zmontować na płytce drukowanej. Nie obejdzie się, niestety, bez wersji dwustronnej, i to wykonanej bardzo starannie, gdyż układ FT245BM sprzedawany jest wyłącznie w obudowie do montażu powierzchniowego. W prototypie elementy celowo zgrupowane zostały przy jednej krawędzi, a przyciski przy drugiej. Dzięki temu możliwe było ukośne osadzenie wyświetlacza LCD i tym samym utworzenie widocznego na zdjęciach “monitorka”.

Więcej:bezcatnews