Witryna na monety

Czasy, kiedy wszystko w Internecie było dostępne za darmo, mijają. Owszem, wielu entuzjastów tworzy bezpłatne serwisy, programy itp., ale dla coraz większej grupy osób Sieć to miejsce, gdzie można zarobić. Nie jest łatwo znaleźć coś, za co internauci zapłacą, ale jeżeli udało nam się, stajemy przed wcale niełatwym problemem – jak zorganizować płatność? Towary materialne można wysyłać choćby za pobraniem, ale co z innymi?

Sposobów pobierania opłat jest sporo. Stwierdzenie, że każdy znajdzie coś dla siebie, jest trochę na wyrost. Uprzedzając fakty, powiem, że nie ma metody idealnej. Tym ważniejsze staje się więc dobre poznanie wad i zalet poszczególnych rozwiązań zanim dokonamy wyboru.

Klient płaci na poczcie

Jak już napisałem, najłatwiej jest zorganizować płatność za pobraniem. Wystarczy, że kupujący poda swoje dane adresowe, dokonawszy wcześniej wyboru produktu. Z naszej strony takie rozwiązanie nie wymaga żadnych inwestycji. Musimy jedynie przygotować odpowiednie skrypty i formularz, które pobiorą dane adresowe i wpiszą do bazy. Niezbędne jest też zorganizowanie wysyłek towaru (pakowanie przesyłek i nadawanie ich na poczcie). Zaletą pobrania jest to, że klienci darzą je zaufaniem (jest to najczęś-ciej wybierana metoda płatności), główną wadą zaś stosunkowo wysokie koszty (za usługę pobrania płacimy od 6 zł w górę).

Opisany sposób nadaje się tylko do sprzedaży towarów materialnych. W przypadku usług, programów, dzwonków czy innego wirtualnego asortymentu musimy postąpić inaczej.

Prosto na rachunek

Dla klienta znacznie korzystniejsze niż pobranie przy odbiorze będzie, jeśli umożliwimy mu przelanie pieniędzy na nasze konto. Co prawda może się on obawiać, że nie dostanie towaru, ale koszt wykonania przelewu to tylko 0-1,5 zł (w zależności od opłat w jego banku). My z kolei musimy zadbać o takie zorganizowanie sklepu, by klient wiedział, co ma wpisać w nazwie przelewu. Jeśli tego nie zrobimy, przy większych obrotach możemy się pogubić, kto za co płaci.

Przelewanie pieniędzy w tradycyjny sposób nie jest wygodne. W najprostszym przypadku trzeba iść do banku lub na pocztę i wypełnić odpowiedni druk. Jeżeli klient ma konto w placówce internetowej, namęczy się dużo mniej. Ale nadal będzie musiał zalogować się do systemu, przekopiować numer naszego rachunku do odpowiedniego formularza i skorzystać z tokena lub listy haseł jednorazowych. Czynności te zajmą około 5 minut, ale dla wielu osób nawet taki czas jest za długi.

Niektórym możemy ułatwić tę operację. Wśród internautów popularne są konta w mBanku i Inteligo. Banki te umożliwiają skorzystanie odpowiednio z mTransferu i Płacę z Inteligo. Są to zwykłe przelewy, różnica jednak jest taka, że użytkownik wprost z naszego sklepu jest przekierowywany do odpowiedniej placówki. Jedyne, co musi zrobić, to podać hasło i login (formularz sam wyświetli się w przeglądarce) oraz zaakceptować kwotę. Zaletą tego rozwiązania są niskie koszty (w mBanku płacimy 5 zł za uruchomienie usługi i tyle samo za każdy miesiąc korzystania z niej, Płacę z Inteligo jest darmowe) oraz szybki przepływ pieniędzy na nasz rachunek.

A może “plastik”?

Gdy mówimy o sprzedaży w Internecie, najczęściej na myśl przychodzi nam karta kredytowa. Rzeczywiście, na Zachodzie ta metoda płacenia zyskała popularność. U nas ludzie boją się podawać numer karty kredytowej, mimo że od dawna jest to bezpieczne, o ile klient korzysta z centrum autoryzacji, których w Polsce są trzy: eCard, PolCard i CitiConnect (prowadzone przez Citibank). Pobieranie opłat za pomocą karty kredytowej nie jest jednak dla każdego. Oferująca ją witryna musi spełnić kilka wymagań formalnych i technicznych. W większości przypadków spore są także koszty. Ale od początku.

Abyśmy mogli uruchonić w naszej witrynie płatność “plastikiem”, musimy zarejestrować działalność gospodarczą. PolCard wymaga także zaświadczenia o niezaleganiu w płatnościach wobec urzędu skarbowego i ZUS-u oraz referencji bankowych. Dodatkowo firma ta nie będzie z nami współpracowała, jeśli prowadzimy działalność niezgodną z prawem albo obciążoną ryzykiem. eCard z kolei wymaga kaucji w wysokości 10 tys. zł, jeżeli uzna, że nasza działalność jest ryzykowna (np. związana z erotyką).

Aby nasz sklep komunikował się z centrum autoryzacyjnym, zwykle trzeba go wyposażyć w odpowiedni moduł. PolCard i Citibank udostępniają wyłącznie specyfikację, a moduł przeważnie musimy napisać sami lub zlecić to komuś. Jest to skomplikowane zadanie programistyczne i przygotowanie oraz wdrożenie takiego rozwiązania może trwać nawet kilka miesięcy. Wymienione firmy pomagają testować nasz moduł i dopiero wtedy gdy stwierdzą, że prawidłowo współdziała on z ich systemem, zgadzają się na uruchomienie płatności online.

Jeżeli zależy nam na czasie, mamy trzy wyjścia. Na stronie PolCardu znajdziemy listę aplikacji do realizacji sklepu internetowego, które mają taki moduł zaimplementowany. Wiele z nich współpracuje także z systemem eCardu. Drugie rozwiązanie, chyba najkorzystniejsze dla początkujących, to skorzystanie z tzw. implementacji skróconej. Oznacza to, że większość danych i operacji będzie przechowywana i robiona na serwerze PolCardu. Odpada wtedy konieczność pisania własnego modułu, ale dostęp do danych związanych z naszymi transakcjami jest mniej wygodny. Firma PolCard zaleca takie rozwiązanie wtedy, gdy przeprowadzamy do 50 autoryzacji miesięcznie. W eCardzie także możemy liczyć na pomoc fachowców w implementacji oprogramowania.

Teraz najważniejsza sprawa: koszty. Najtańsza jest współpraca z PolCardem. Nie pobiera on żadnych opłat startowych, a dodatkowo na początku możemy skorzystać z wymienionej przed chwilą implementacji skróconej. Wysokość prowizji jest zmienna i ustalana indywidualnie, a jej maksymalna wartość to 3,9%.

Więcej:bezcatnews