Ludzie, element zbędny?

Fantastyka naukowa od stu lat straszy nas wizją inteligentnych maszyn, które świeżo uzyskana świadomość skłoniła do buntu. Tymczasem kontrolę nad naszym życiem uzyskują urządzenia, którym daleko zarówno do inteligencji, jak i świadomości. Z pewnością się nie zbuntują, ale też nie należy od nich oczekiwać elastyczności w niekonwencjonalnych sytuacjach. Czy powinniśmy odetchnąć z ulgą, czy też zacząć się martwić?

Cyborg jako sprinter i ochroniarz

Sony Qrio to dwunogi robot, który potrafi nie tylko chodzić, ale – jako pierwsza dwunoga maszyna – także biegać, czyli na moment odrywać obie stopy od podłoża. Przy wadze siedmiu kilogramów i 58 centymetrach wzrostu nie jest on olbrzymem. Wprawdzie jego maksymalna prędkość – sięgająca 14 metrów na… minutę – nie imponuje, ale to już tylko kwestia czasu, kiedy dwunodzy mechaniczni sprinterzy przegonią białkowych lekkoatletów. Ponadto robot tańczy, podaje dłoń, a nawet zabawiał rozmową premiera Japonii. To olbrzymi postęp, biorąc pod uwagę, że niedawno zachwycano się maszyną potrafiącą schodzić po schodach.

Japoński Chiba Institute of Technology zaprezentował na targach CEATEC 2003 (Combined Exhibition of Advanced Technologies) robota demonstrującego techniki karate. Morph3 potrafi dokonywać tych akrobacji dzięki 138 czujnikom nacisku, 30 silnikom i 14 procesorom. Na ocenę dzieła japońskich inżynierów nie powinien wpływać fakt, że mechaniczny wojownik ma zaledwie 30 centymetrów wysokości… Fuji swojego humanoidalnego cyborga HOAP-2 (specjalizuje się w tai chi oraz sumo, a sterowany jest systemem Linux) ma zamiar sprzedawać już w tym roku. Cena, niestety, będzie akceptowalna wyłącznie dla bogatych koncernów i instytutów badawczych.

Nie znaczy to, że maszyny te są bardziej inteligentne od robota kuchennego. Potrafią one jednak naśladować człowieka w coraz większej liczbie różnych dziedzin. Na MIT-cie opracowano robota COG, który odczytuje z twarzy ludzkie emocje oraz reaguje na nie za pomocą swojej mimiki. Inteligencji w tradycyjnym rozumieniu nie ma tu za grosz, ale wystarczy to do nawiązania kontaktu. Co więcej, taka technologia może ułatwić funkcjonowanie cyborgów w roli sprzedawców czy urzędników, a pozorny luksus – wyrażanie i odczytywanie emocji – pozwoli zmniejszyć wymagania co do efektywności sztucznej inteligencji. Zresztą, przyznajmy szczerze, jak często spotykamy się z błyskotliwością i erupcjami intelektu w trakcie zakupów czy załatwiania urzędowych formalności?

Czy leci z nami pilot?

Od lat trwają dyskusje, czy w samolotach pasażerskich w ogóle potrzebny jest pilot. Pojawiają się całkiem poważne propozycje, zgodnie z którymi, jeśli już w kokpicie musiał siedzieć człowiek, to należy ograniczyć jego rolę do obserwacji. Obie strony sporu mają mocne argumenty. Z jednej strony maszyna nie popełnia idiotycznych błędów, takich jak pozwolenie kilkuletniemu synowi kapitana na “potrzymanie” sterów. Jak wykazała analiza czarnej skrzynki, była to przyczyna pewnego tragicznego wypadku. Przeciwnicy wszechwładzy autopilota wskazują sytuację, jaka kilka lat temu zdarzyła się nad Szwajcarią. Zderzenie z ptakiem wybiło dziurę w kabinie kokpitu. Ponieważ samolot leciał na dużej wysokości, podciśnienie częściowo wyssało członka załogi, który utknął w dziurze. Kapitan uratował nieszczęśnikowi życie, gwałtownie obniżając wysokość do takiej, gdzie gęstość powietrza wystarcza do oddychania. Ostre i niespodziewane nurkowanie sprawiło, że pasażerowie nabili sobie sporo siniaków, ale nikt nie doznał poważniejszych obrażeń. Autopilot z pewnością nie zdecydowałby się na tak gwałtowny manewr, a zgodne z przepisami obniżenie pułapu kosztowałoby życie pechowca tkwiącego połową ciała na zewnętrz.

Elektroniczny as

Samoloty bez pilotów (czy to pokładowych, czy nawet zdalnych) pojawią się zresztą na niebie, choć zapewne pierwsze będą maszyny wojskowe. Jest wysoce prawdopodobne, że znajdujący się na etapie produkcji F-35, czyli następca F-16, jest ostatnim amerykańskim myśliwcem załogowym. Od połowy lat 90. trwają bowiem prace nad maszyną bezpilotową, która będzie samodzielnie wykonywała misje bojowe bez nadzoru żywego operatora. Latający prototyp X-45 przedstawił Boeing. Nad osobnym modelem, oznaczonym jako X-47 Pegasus, który miałby startować z lotniskowców, pracuje koncern Northrop Grumman. Agencja DARPA, koordynująca prace badawcze dla amerykańskiej armii, przyznała ponad 15 milionów dolarów na opracowanie projektu bezzałogowego helikoptera (Unmanned Combat Armed Rotorcraft – UCAR), który miałby realizować zadania rozpoznawcze i szturmowe.

Zalety takiego bezzałogowego myśliwca jak X-45 są oczywiste – będzie on mógł wykonywać przez długie minuty manewry z przyśpieszeniami, które pozbawiłyby przytomności nawet najtwardszego pilota. Jeśli jednak mimo szaleńczych uników przeciwnikowi uda się zestrzelić maszynę, nie będzie miał szansy na propagandowe rozegranie tego sukcesu: autopilota nawet torturami nie da się skłonić do występu przed kamerami. Zniknie konieczność wysyłania zespołów ratunkowych nad terytorium nieprzyjaciela, a amerykańska opinia publiczna lepiej zniesie wiadomość o utracie kosztownego sprzętu niż zdjęcia zwłok pilota. Możliwe stanie się podejmowanie bardzo ryzykownych misji, z których dzisiaj zrezygno- wano by bez wahania.

Oczywiście otwarte pozostaje pytanie, jak automatyczny pilot sprawdzi się na prawdziwym polu bitwy. Gdy uzyskane przed lotem dane wywiadu okazują się nieaktualne, przeciwnik rozpoczyna niestandardową kontrakcję, a uszkodzony samolot zaczyna szwankować, człowiek podejmuje decyzje, korzystając z wiedzy i doświadczenia, ale także zdrowego rozsądku i intuicji. Jak w takich sytuacjach poradzi sobie komputer?

Więcej:bezcatnews