Tanie błyskanie

Wysoka cena aparatów cyfrowych i akcesoriów fotograficznych często skłania do poszukiwań oszczędności. Nowoczesne lampy błyskowe kosztują drogo, a tymczasem te starsze, o prostej konstrukcji można nabyć i za kilkanaście złotych. Oczywiście w takiej lampie nie znajdziemy mikroprocesorowych systemów sterowania, nie zadziała też zaawansowana, nadzorowana przez aparat kontrola siły błysku itp. Korci jednak niska cena, a czasem i sama lampa leżąca w szafie od kilku lat. Spróbujemy z niej skorzystać, zamiast wydawać pieniądze na nowe urządzenie.

Uwaga, wysokie napięcie!

Niestety, znane są przypadki uszkodzenia aparatu fotograficznego po założeniu na jego stopkę takiej starej, manualnej lampy błyskowej. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta: do zapalenia palnika lampy błyskowej potrzebne jest napięcie rzędu kilkuset woltów. A zatem nawet wtedy, gdy lampa zasilana jest z bateryjek napięciem 3 czy 6 V, w jej wnętrzu musi się znajdować specjalna przetwornica podwyższająca napięcie.

To wysokie napięcie, zgromadzone w kondensatorze, musi zostać podane do palnika lampy, w momencie zwarcia przez aparat styków wyzwalania na stopce flesza. Właśnie wtedy na stykach wyzwalania pojawia się wysokie napięcie. Starszym aparatom fotograficznym zupełnie to nie przeszkadza. Za wyzwalanie odpowiadają w nich zwyczajne, mechaniczne styki, które wcale nie tak łatwo jest spalić.

Problem pojawił się w nowoczesnych aparatach – i to zarówno analogowych, jak i cyfrowych. Tutaj fleszem sterują układy elektroniczne. Producenci zalecają w takim przypadku kupienie nowoczesnych lamp, w których sterowanie jest także elektroniczne, a wysokość napięcia na stykach nie przekracza kilkunastu woltów. Czyżby więc używanie starego flesza z nowym aparatem było nie tylko niemożliwe, ale i niebezpieczne? Nie zawsze.

Przez pośrednika

W niektórych aparatach producenci zastosowali w obwodach wyzwalania zewnętrznej lampy elementy elektroniczne odporne na wysokie napięcia. W takich przypadkach bez problemu można korzystać z tandemu nowoczesny aparat-muzealna lampa. Najczęściej cyfrak “zniesie” jednak tylko kilkanaście woltów, a w dokumentacji aparatu brak jakichkolwiek informacji dotyczących dopuszczalnych wartości napięć.

Najlepiej więc dmuchać na zimne i przerobić obwody wyzwalania lampy w taki sposób, aby była ona bezpieczna dla każdego aparatu. Jedna z możliwych wersji takiej modyfikacji przedstawiona została na schemacie. Podstawowym elementem układu jest optotriak typu MOC3051 lub podobny.

Czym jest optotriak? W uproszczeniu można powiedzieć, że to zintegrowane w jednej obudowie: dioda świecąca, fotokomórka oraz przystosowany do pracy z wysokimi napięciami triak. Optotriaki są wykorzystywane najczęściej w tych układach elektrycznych, w których trzeba galwanicznie odseparować obwody nisko- i wysokonapięciowe. Właśnie z takim przypadkiem mamy do czynienia.

Zasada działania pokazanego na schemacie układu jest bardzo prosta. Pierwotne styki wyzwalania lampy błyskowej podłączamy do odpornych na przepięcia wyprowadzeń triaka, a do aparatu podajemy tylko niskie i bezpieczne napięcie z ogniw zasilających lampę błyskową. Zależnie od tego, czy mamy flesz zasilany dwoma czy czterema bateriami, będzie to po przejściu przez diodę i rezystor około 1,5 V lub 4,5 V. Kiedy tylko aparat zewrze styki wyzwalania (włączy błysk), mignie wewnętrzna dioda świecąca optotriaka. Jej światło wywoła załączenie obwodu wysokiego napięcia i tym samym wyzwolenie lampy błyskowej. Wszystko to odbędzie się bezpiecznie, bo bez elektrycznego przejścia między obwodami aparatu a wysokonapięciową elektroniką lampy.

Gdzie to upchnąć?

Jeżeli planujemy zakładanie flesza na stopkę aparatu, to najlepiej będzie zamontować optotriaka i rezystor do wnętrza lampy. Zawsze znajdzie się tam odrobina miejsca na tak niewielkie elementy (patrz: zdjęcia). Gdyby jednak ktoś się zdecydował (np. dla uzyskania lepszych warunków oświetlenia fotografowanej sceny) na zewnętrzny flesz, ustawiany w pewnym oddaleniu od aparatu, to układ wyzwalający może się znaleźć w kabelku sterującym wyzwalaniem lampy (bądź też lamp, bo nic nie stoi na przeszkodzie, aby za pomocą optotriaków uruchamiać ich kilka).

Ministudio fotograficzne za kilkadziesiąt złotych? Czemu nie? Przy odrobinie pomysłowości i sporym wkładzie własnej pracy uda się z pewnością z dwóch lub trzech lamp błyskowych kupionych za grosze zbudować sobie namiastkę prawdziwego oświetlenia studyjnego i niejednego zadziwić jakością wykonywanych zdjęć.

Więcej:bezcatnews