Gra w otwarte bity

Od czasu ostatnich wyborów prezydenckich, kiedy w niektórych stanach głosy trzeba było liczyć kilka razy, gorącym tematem w USA pozostaje procedura elekcji. Mocno dyskutowane oraz testowane są zalety i wady e-wyborów, w których komputery podpięte do Internetu zastępują tradycyjne urny i kabiny z zasłonami. Przeprowadzono wiele prób, w tym także wykorzystujące sieć Wi-Fi. Tym poczynaniom towarzyszyły gorące dyskusje, w których nie brakowało głosów krytycznych wobec samej idei elektronicznego głosowania.

Jawne e-głosowanie

VoteHere posunęła się do upublicznienia pełnego kodu źródłowego oprogramowania do wyborów online. Amerykańska kompania zdecydowała się na bezprecedensowy krok – udowodniła swoją uczciwość, udostępniając coś, czego inne firmy pilnie strzegą. Dzięki temu każdy będzie mógł sprawdzić nie tylko, czy nie ukryto w systemie tylnych furtek, ale także zweryfikować odporność produktu na próby oszustwa. Na stronie internetowej firmy dostępny jest bowiem także symulator pozwalający przeprowadzić testy całej procedury elekcji. W ten sposób można podstawiać sfałszowane dane i sprawdzać, jak system radzi sobie z ich weryfikacją. “Można zmodyfikować nasz program kliencki, tak by oszukiwał, a później zobaczyć, że serwer bez trudu radzi sobie z wykryciem niezgodności” – mówi Jim Adler, założyciel VoteHere. Czy trzeba większej gwarancji solidności?

Nim kod został udostępniony publicznie, VoteHere zleciła ocenę bezpieczeństwa niezależnej firmie eksperckiej. Audyt wypadł pomyślnie, ale mimo to nadal pojawiały się głosy, także pochodzące od fachowców, deprecjonujące ten sposób przeprowadzania głosowania. Domagano się, by forma elektroniczna była uzupełniona “papierowym backupem”, co stawiało pod znakiem zapytania sens korzystania z komputerów.

Decyzja kierownictwa firmy VoteHere jest ważna jeszcze z jednego powodu. Może ona stać się precedensem skłaniającym inne firmy oferujące oprogramowanie dla sektora publicznego do grania w otwarte karty. Możliwość obywatelskiej kontroli software’u wykorzystywanego w administracji państwowej i samorządowej powinna stać się normą, a nie ewenementem. Najgorsze, co mogłoby się zdarzyć w procesie narodzin społeczeństw informacyjnych, to powstanie powszechnego wrażenia, że e-rząd jest tyko sposobem na wygodniejsze przeprowadzanie różnych machlojek.

Więcej:bezcatnews