Lepiej niż stereo

Zadania pełnione w naszych domach przez pecety nieustannie się zmieniają. Wszystko to dzięki postępowi technicznemu oraz adaptowaniu do komputerowego świata rozwiązań znanych wcześniej z zupełnie innych dziedzin elektroniki użytkowej. Dawno minęły już czasy, w których zadowalały nas niedoskonała grafika i byle jaki dźwięk. Dzisiaj wymagamy od naszej maszyny, aby dostarczała muzyki wysokiej jakości. Zanim jednak wydamy pieniądze na nowy zestaw głośnikowy, sprawdźmy czy przypadkiem nie możemy zrobić go sobie sami.

Gra i buczy

Razem z pierwszym komputerem osobistym firmy IBM na scenę wkroczył znany do dziś “PC speaker”. Później pojawiły się proste karty dźwiękowe, do których podłączano dwa maleńkie głośniczki. Jakością nie przewyższały one co prawda “brzęczyków” montowanych w przenośnych odbiornikach radiowych, ale z powodzeniem odtwarzały popiskiwania pierwszych gier.

Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy do komputerów zawitały napędy CD-ROM i kompresja MP3. Z dnia na dzień maszyny się umuzykalniły i nadszedł czas na wymianę “brzęczyków” na coś lepszego. W sklepach pojawiły się stereofoniczne głośniki znacznie lepszej jakości. Niejednokrotnie były to już urządzenia dwudrożne (z głośnikami nisko-średniotonowymi i wysokotonowymi przyzwoitej jakości), zapakowane w większe i solidniejsze obudowy. Dawały one jakie takie brzmienie za cenę rzędu stu, dwustu złotych. Co prawda jakość układów elektronicznych montowanych we wspomnianych zestawach pozostawiała wiele do życzenia – dotyczyło to zarówno wzmacniacza, jak i układów zasilających – ale całość wystarczała większości użytkowników pragnących sobie pograć czy też posłuchać muzyki zapisanej w plikach MP3.

Nadeszły jednak czasy filmów na płytach DVD oraz dźwięku przestrzennego w grach. Obecnie często zdarza się, że nawet najprostsze karty dźwiękowe zintegrowane z płytami głównymi dysponują już wyjściami dźwięku sześciokanałowego (5.1). Wygląda więc na to, że po raz kolejny przyjdzie wymienić głośniki. Tym razem zamiast dwóch kolumienek będziemy mieli zestaw kina domowego z pięcioma głośnikami satelitarnymi i solidnym głośnikiem basowym, wbudowanym mocnym wzmacniaczem, układami sterowania – i tak dalej. Niestety, przyzwoity sprzęt tego typu kosztuje czasami nawet tysiąc złotych.

To już spora kwota i zapewne większość z nas dobrze się zastanowi, zanim wysupła pieniądze z kieszeni. Za taką sumę można przecież kupić inne, nieraz o wiele ważniejsze podzespoły. Siłą rzeczy zaczynamy się rozglądać za tańszymi zestawami wielogłośnikowymi. Pewnie, że można takie nabyć: będą kosztowały 300, no, góra 400 złotych. Kiedy podłączymy cały zestaw do komputera, to niejednokrotnie okaże się, że kupiliśmy ładnie opakowane głośniki rodem z przenośnego radia. Poza tym dostaliśmy coś w rodzaju subwoofera, który wytwarzanym hałasem ma zrekompensować niedostatki pięciu kolumn satelitarnych.

Stoimy zatem przed typowym finansowo-technicznym dylematem: wybieramy jakość albo cenę. Ale może odkurzymy lutownicę? Dzięki własnej pracy posłuchamy sobie przyzwoitego, przestrzennego dźwięku z peceta, nie wydając więcej niż kilkadziesiąt złotych. Kupimy po prostu kilka używanych głośników i odpowiednio je przebudujemy.

Co i jak wybrać?

Na początku musimy zdecydować, ile głośników chcemy wykorzystać. Pełnego, sześciokanałowego zestawu kina domowego nie uda nam się zbudować za kilkadziesiąt złotych. Musimy zatem pójść na kompromis: zrezygnujemy z osobnego głośnika basowego. Koszt wykonania porządnego subwoofera wielokrotnie przekroczy nasz budżet – o ile oczywiście zależy nam na czymś lepszym niż urządzenia dostępne w tanich zestawach. A co zrobimy z sygnałem z głośnika niskotonowego? Po prostu przekierujemy go programowo do innych kolumn. Obędziemy się też bez głośnika centralnego. I jego sygnał znowu przekażemy do innych głośników.

Na placu boju zostały zatem cztery kolumny. Skoro mają one przejąć funkcje brakujących elementów zestawu, to zadbajmy, aby były one możliwie jak najlepsze.

Poszukajmy urządzeń dysponujących dużym głośnikiem średnio-niskotonowym oraz dodatkowym, oddzielnym głośnikiem wysokotonowym. Całość powinna być “zapakowana” w jak największą i najsolidniejszą – choćby i plastikową – obudowę. Skąd takie kolumienki zdobyć? Może rozejrzeć się po półkach – często coś takiego już w domu mamy. Wtedy wypadnie dokupić jedynie drugą parę głośników o podobnych parametrach i – jeśli się uda – także o podobnym wyglądzie. Jako że dwugłośnikowe zestawy stereo są obecnie niemodne, to używany sprzęt, spełniający nasze wymagania, dostaniemy już za ok. 30 złotych. Tak właśnie zgromadzone zostały kolumienki widoczne na fotografiach. Do zestawu dość popularnych głośników stereo dokupiłem po prostu identyczną parę. Okazało się bowiem, że moje stare kolumny ciągle są dość popularne. Jeśli ktoś nie ma żadnych głośników, to wydatki wzrosną, ale do niewielkiej ciągle kwoty (mniej więcej 60 zł). Może być nawet taniej: wystarczy, że nabędziemy kolumienki z uszkodzoną elektroniką.

Niesprawnymi układami elektronicznymi nie powinniśmy się przejmować. Dlaczego? Bo i tak są przeważnie kiepskie. Wzmacniacz ma małą moc, a duże zniekształcenia. Zasilacz natomiast nie dość, że słabo filtruje napięcie, to jeszcze na dodatek ma przeważnie zdecydowanie za niską wydajność prądową. Jeżeli w kolumience zostały zamontowane jakieś diody lub lampki sygnalizacyjne, to zazwyczaj zaczynają one przygasać podczas odtwarzania głośnej muzyki. Nie jest to jednak efekt zamierzony, lecz objaw niewydolności zasilacza. Takie wahania napięcia fatalnie wpływają na jakość dźwięku. Skupmy się zatem na samych głośnikach, odkładając na bok (nie wyrzucać, przydadzą się za chwilę…) fabryczne płytki wzmacniaczy i zasilacze.

Więcej:bezcatnews