Koniec składaków

Trudno się oprzeć wrażeniu, że ktoś właśnie robi skok na nasze pieniądze. Próbuje się nas przekonać, że nowe regulacje dotyczące norm bezpieczeństwa CE (Conformité Européenne) wymagają, aby praktycznie każdy sprzedawany komputer przechodził kosztowną procedurę sprawdzenia zgodności z normami EMC (promieniowania elektromagnetycznego) w autoryzowanym laboratorium. Takie sprawdzenie może trwać półtora miesiąca i kosztuje 5-10 tysięcy złotych.

W trosce o nasze bezpieczeństwo

Od kilku miesięcy obowiązuje w naszym kraju wyłącznie jeden system certyfikowania urządzeń pod względem możliwości ich bezpiecznego używania – CE. Wcześniej producenci mogli przeprowadzać procedurę weryfikacyjną zgodną z normą europejską lub starać się o przyznanie rodzimego znaku B. Ujednolicenie tych kwestii ma sporo plusów – teraz wystarczy, że płyta główna czy karta graficzna otrzyma odpowiedni dokument w dowolnym kraju europejskim, by mogła trafić do sprzedaży w każdym sklepie w Unii. Są też jednak negatywne aspekty norm CE. Jak twierdzą urzędnicy, nie można sprzedawać komputera, który nie przeszedłby serii testów na zgodność z przepisami bezpieczeństwa.

Piekło indywidualistów

Dlaczego miałby być sprawdzony każdy sprzedawany pecet? Dlatego, że zgodnie z prezentowaną przez przedstawicieli urzędów wykładnią nawet jeśli “blaszak” powstał wyłącznie z części oznaczonych certyfikatem CE, wcale to nie znaczy, że uzyskany w ten sposób komputer automatycznie jest zgodny z tymi normami. Pod względem poziomu generowanego “smogu” elektromagnetycznego powinien być przebadany produkt finalny. A ponieważ w naszym kraju praktycznie każdy klient kupuje własną, unikatową konfigurację, wymóg dotyczy każdej wprowadzanej do sprzedaży maszyny. Wystarczy bowiem, byśmy zażyczyli sobie większego dysku, by urzędnik mógł uznać, że taki zestaw wymaga osobnej ekspertyzy.

Do 100 tysięcy kary

Kontrole w firmach będą przeprowadzali pracownicy Inspekcji Handlowej oraz Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty. W razie wątpliwości inspektorzy mogą zabrać nawet 4 próbki podzespołów. Co istotne, jeśli zakwestionowane produkty będą zgodne z normami CE, za test płaci państwo, gdy zaś laboratorium znajdzie uchybienia, koszty poniesie firma, z której pochodził towar.

Słychać opinie, że wystarczy, jeśli producent – czyli tutaj sklep składający zestaw – zbada najbardziej “kłopotliwy” wariant (wersję z zamontowaną największą liczbą podzespołów). Nawet takie postępowanie nie gwarantuje jednak uniknięcia problemów. Zdaniem URTiP-u konieczne jest przetestowanie każdej konfiguracji. Grzywna za sprzedaż urządzenia niespełniającego norm może wynieść nawet 100 tysięcy złotych.

Certyfikat dla każdego

Tak interpretowane przepisy mogą doprowadzić do delegalizacji sprzedaży tanich składaków montowanych na indywidualne zamówienie. Trudno wszak sobie wyobrazić, by sprzedawca powiedział do niedoszłego klienta: “Taką konfigurację przygotujemy panu za dwa miesiące i będzie ona kosztowała trzy razy więcej, niż wynika to z cennika, ale za to dostanie pan dodatkowy papierek do powieszenia na ścianie”.

W praktyce grozi nam likwidacja małych sklepów komputerowych. Musiałyby one bowiem nie tylko zrezygnować ze sprzedaży pecetów komponowanych według życzeń klienta, ale także przygotować kilka standardowych zestawów, dla każdego z nich uzyskując kosztowny dokument. Co więcej, nie mogłyby szybko reagować na pojawianie się nowości, bo każda zmiana oferty wymagałaby rozpoczynania całego procesu od początku. W praktyce, chcąc pozostać w zgodzie z prawem, handlowcy byliby zmuszeni poprzestać na oferowaniu podzespołów do samodzielnego montażu lub zestawów firmowanych przez duże koncerny, które stać na kosztowne atesty.

Kataklizm na zamówienie?

Warto jednak postawić pytanie, komu zależy na takim przedstawieniu nowych przepisów, jakby miały one delegalizować sprzedaż składaków. Obowiązek uzyskania certyfikatu CE dla całego komputera z pewnością nie zaszkodziłby tym, którzy oferują tylko kilka konfiguracji, bez możliwości grymaszenia i indywidualnego dobierania komponentów. Taką właśnie strategię mają wielkie koncerny światowe, jak i rodzimi potentaci. Dla nich uzyskanie odpowiedniego dokumentu dla każdego wariantu stanowić będzie wydatek nieznaczny. Czyżby ktoś szukał sposobu na ułatwienie sobie ekspansji na polskim rynku? Warto przypomnieć, że składaki są znacznie mniej popularne na Zachodzie, gdzie także w prywatnych domach dominują pecety znanych marek.

Co zrobią firmy żyjące ze sprzedaży składaków? Z ankiety przeprowadzonej przez “CRN” (13/2004) wynika, że część z nich będzie oczekiwała, iż pecety złoży im duży dystrybutor, który jest w stanie udźwignąć koszty uzyskania certyfikatu CE, większa grupa zamierza jednak przerzucić się na sprzedaż komputerów znanych marek. Jeśli komuś zależy na uprzątnięciu polskiego rynku, to taktyka zastraszania za pomocą urzędowych kontroli ma szansę odnieść skutek.

Podstawy prawne normy CE
Od 1 maja 2004 r. na producentów nałożony jest obowiązek sygnowania swoich wyrobów znakiem CE. Główne odnoszące się do tego obowiązku akty prawne to: ustawa z 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych praw konsumentów i o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny (Dz.U. nr 22, poz. 271 z późniejszymi zmianami), ustawa z 30 sierpnia 2002 r. o systemie oceny zgodności (Dz.U. nr 166, poz. 1360 z późniejszymi zmianami) czy też ustawa z 12 grudnia 2003 r. o ogólnym bezpieczeństwie produktów (Dz.U. nr 229, poz. 2275). Pamiętać należy też o szeregu aktów wykonawczych.

Więcej:bezcatnews