Kto zapłaci za samowolę

Gdyby losowo wybranej grupie przedsiębiorców zadać pytanie, czy wiedzą, jakie programy “siedzą” w ich firmowych komputerach, prawdopodobnie niewielu mogłoby odpowiedzieć pewnie i jednoznacznie. Wynika to między innymi z braku procedur związanych z używaniem na zakładowych pecetach aplikacji instalowanych samowolnie przez pracowników. Tymczasem konsekwencje takiego zaniedbania mogą być naprawdę dotkliwe.

Nie hasaj na cudzym

Podczas wewnętrznej kontroli najczęściej okazuje się, że to pracownicy – bez wiedzy kierownictwa – instalują nielicencjonowane oprogramowanie. W mniej lub bardziej świadomy sposób narażają wówczas swojego pryncypała na kosztowną odpowiedzialność za łamanie prawa. Zgodnie z przepisami kodeksu pracy w przypadku wyrządzenia szkody przy wykonywaniu obowiązków pracowniczych odpowiedzialny za szkodę wobec osoby trzeciej (np. autora programu) jest pracodawca. Jeśli jednak pracownik wyrządził szkodę w sposób umyślny, pracodawcy przysługuje prawo regresu, czyli odzyskania zapłaconych przez siebie pieniędzy.

Nie rozmnażaj

Pomimo wielu publikacji – nie tylko na łamach naszego pisma – popularna jest nadal opinia, że programów freeware’owych można w dowolny sposób używać w ramach działalności przedsiębiorstwa. Twierdzenie takie w większości wypadków mija się z prawdą. Aby ustalić, czy faktycznie taka możliwość istnieje, konieczne jest dokładne przeczytanie umowy licencyjnej, dołączonej do konkretnego programu. Rychło okazuje się, że aplikacje – często bezmyślnie pobierane z Sieci – mogą być używane wyłącznie w warunkach domowych. Złamane zostają więc reguły umowy licencyjnej, czego konsekwencją jest m.in. naruszenie autorskich praw majątkowych do programu.

Niewielu z nas potrafi odmówić koledze z sąsiedniego pokoju, gdy ten prosi o wypożyczenie oryginalnej płyty z nowym oprogramowaniem. Takie nieroztropne instalowanie większej liczby kopii, aniżeli pozwala na to umowa licencyjna, traktuje się jak naruszenie prawa. Nieprawdą jest także twierdzenie, że kupujący oprogramowanie ma prawo dokonać dwóch instalacji – na komputerze stacjonarnym oraz przenośnym. O ile takiego zapisu nie zawiera licencja (podstawowy dokument zezwalający na korzystanie z produktu), wolno uruchomić tylko jedną kopię. Sprawa niby oczywista, jednak dla wielu niezrozumiała.

Podpisz aneks

Może się zdarzyć i tak, że to nie pracownik samowolnie zainstaluje aplikacje, lecz zostanie skierowany do pracy przy komputerze z nielicencjonowanym “softem”. Dlatego w interesie zarówno pracodawcy, jak i pracownika jest, by do umowy o pracę sporządzony był aneks, w którym pracownik przyjmuje do wiadomości, jakie narzędzia dostaje od swojego pracodawcy (wzór takiego dokumentu – w ramce na stronie obok). Jeśli w aneksie pojawi się zapis o tym, że na konkretnym komputerze firmowym zainstalowane są konkretne programy o jednostkowych numerach seryjnych (lub innych oznaczeniach identyfikujących produkt), wówczas nie powinno być problemu z odszukaniem osoby odpowiedzialnej za naruszenie prawa.

Wyciągnij portfel

Wyżej wspomniałem o ewentualnej odpowiedzialności cywilnej, związanej z naruszeniem cudzych praw do utworu. O ile naruszenie przysługujących autorowi praw osobistych zdarza się rzadziej, o tyle naruszenie praw majątkowych jest nagminne. Wtedy autor może domagać się nie tylko zaprzestania łamania jego praw. Twórca ma prawo zażądać wydania korzyści osiągniętych dzięki oprogramowaniu lub domagać się zapłacenia podwójnej, a w niektórych wypadkach potrójnej kwoty, jaką otrzymałby przy sprzedaży software’u.

W wypadku prowadzenia działalności gospodarczej i zawinionego naruszenia praw osób trzecich możemy się spodziewać, że uprawniony zażąda wpłaty na rzecz Funduszu Promocji Twórczości. Taka kara pieniężna może zachwiać stabilnością finansową przedsiębiorstwa, bo ceny niektórych programów idą w setki tysięcy złotych, a korzyści z ich wykorzystywania – w miliony.

Właściciel, informatyk, pracownik

Osobom, które są winne naruszania cudzych praw, grozi nie tylko odpowiedzialność cywilna, ale także surowa odpowiedzialność karna. Czyny zabronione – opisane zarówno w ustawie o prawie autorskim, jak i w kodeksie karnym – mogą być przypisane właścicielom, członkom zarządu, informatykom i zwykłemu pracownikowi. Kwestią zasadniczą jest ustalenie, kto ponosi odpowiedzialność za fakt uzyskania i używania nielegalnego oprogramowania.

Na przykład: jeśli pracodawca zatrudnił informatyka, do którego obowiązków należy nadzór nad sprzętem oraz oprogramowaniem, ten zaś instaluje nielicencjonowane wersje aplikacji, musi się liczyć z odpowiedzialnością w wypadku kontroli i ujawnienia pirackich kopii. Jeżeli system komputerowy był wyłącznie w gestii właściciela przedsiębiorstwa, wówczas to on jest na celowniku. Nie należy zapominać także o pracowniku, który samowolnie i bezprawnie instaluje oprogramowanie; on też naraża się na odpowiedzialność.

Zarówno organa ścigania, jak i sądy przestały patrzeć przez palce na przestępstwa kradzieży własności intelektualnej. Poza grzywną i ograniczeniem wolności sprawcom może grozić kara bezwzględnego pozbawienia wolności – w niektórych wypadkach nawet do pięciu lat! Trzeba się więc zastanowić, czy warto ryzykować, zwłaszcza że wiele popularnych programów komercyjnych można zastąpić darmowymi produktami.

Więcej:bezcatnews