Zygzakiem w stronę e-gospodarki

Choć handel elektroniczny kwitnie i przybywa sklepów internetowych, a ich obroty rosną, to prowadzenie biznesu w Internecie jest zajęciem nieco schizofrenicznym. Wprawdzie możemy na stronie WWW producenta czy handlowca obejrzeć towar i zamówić go, a niekiedy także zrealizować usługę bezpośrednio przez Sieć, jednak wszelkie dokumenty muszą podróżować tradycyjną pocztą w wersji papierowej. Obowiązek przesyłania papieru dotyczy m.in. faktur, które tylko w tej formie są ważnym dokumentem. Sytuację tę trudno uznać za normalną, tym bardziej że już cztery lata temu z wielką pompą prezydent podpisał ustawę o podpisie elektronicznym, która miała zmniejszyć krążące sterty makulatury. Niestety, jej rola sprowadzała się dotąd do sukcesu propagandowego. Z podpisu elektronicznego praktycznie nikt nie korzysta i mało która firma, nie mówiąc już o osobach prywatnych, wyrobiła sobie taki podpis. Wprowadzenie e-faktur ma stać się impulsem do korzystania z tych mechanizmów autoryzacji na szeroką skalę.

Z chipem czy bez chipa

Faktury elektroniczne będą dokumentami przesyłanymi za pomocą e-maili, których autentyczność poświadczą podpisy elektroniczne. Trwał jednak spór, jakie to mają być podpisy. Rodzime środowisko informatyczne skupione wokół Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji uznało, że wystarczy zwykły podpis, natomiast cztery istniejące centra autoryzacji (patrz: $(LC39602:Bój o sygnaturę)$) przekonywały, że tylko wystawione przez nie tzw. podpisy kwalifikowane gwarantują bezpieczeństwo transakcji. Ministerstwo Finansów przychyliło się do tego drugiego stanowiska. 30 czerwca zostało podpisane rozporządzenie ustalające wymogi dotyczące wystawiania e-faktur. Jednym z nich jest uwierzytelnienie dokumentu poprzez złożenie na nim podpisu za pomocą karty chipowej, wystawionej przez jedno z czterech centrów autoryzacji.

Papier wygra?

Taka decyzja oznacza, że dla przedsiębiorstw przejście z dokumentów papierowych na elektroniczne będzie wiązało się z dodatkowymi kosztami, związanymi nie tylko z uzyskaniem certyfikatu, ale także samym składaniem podpisu, bo wymaga to użycia karty chipowej dla każdej wystawianej faktury. “Era ma około 5 milionów klientów. By więc wystawić co miesiąc każdemu z nich e-fakturę, 1000 pracowników tego operatora GSM musiałoby 5000 razy włożyć kartę do czytnika. Taka regulacja sprawi, że nie przyjmie się w Polsce masowe wystawianie faktur elektronicznych” – przewiduje Andrzej Horodeński, rzecznik PIIT. Dla mniejszych firm problemem będą koszty uzyskania podpisu kwalifikowanego, które wynoszą kilkaset złotych.

Przedstawiciele PIIT-u wyrażają obawy, że w efekcie e-faktury staną się bytem równie wirtualnym co e-podpis. Dodatkowe koszty zniechęcą przedsiębiorstwa do korzystania z nowych możliwości, tym bardziej że aż taka ostrożność nie jest w tym wypadku konieczna, skoro dzisiaj nie ma obowiązku składania podpisu na fakturach papierowych. Ze stanowiska Ministerstwa Finansów będą zadowolone tylko cztery centra autoryzacyjne, dla których może to być szansa na długo oczekiwany zarobek. By rozporządzenie weszło w życie, musi jeszcze zostać podpisane przez ministra nauki i informatyzacji.

Więcej:bezcatnews