Piraci mimo woli

W połowie sierpnia tego roku polska policja zatrzymała 24-letniego mieszkańca Kielc, który nielegalnie pobrał plik z najnowszym teledyskiem zespołu Depeche Mode, po czym udostępnił go w Sieci nieokreślonej, choć sporej grupie osób. Ta informacja, opublikowana przez popularne portale, szybko obrosła w dziesiątki komentarzy, których lektura może przyprawić prawnika o zawrót głowy. Kwiatki w rodzaju: “na Linuksa wszystko można legalnie pobierać, bo jest on oparty na licencji GPL”, to typowy przykład absurdów głoszonych z pełnym przekonaniem przez internautów. Taki i inne demagogiczne wywody z pewnością trafią na podatny grunt i staną się źródłem niezgodnych z rzeczywistością przekonań, które mogą ich właścicielom narobić sporo problemów w razie konfrontacji z policją.

Co jest utworem?

Zgodnie z treścią art. 1 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2000 r., nr 80, poz. 904 z późniejszymi zmianami) utworem, a co za tym idzie, przedmiotem prawa autorskiego, jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. W szczególności w tej definicji mieszczą się między innymi dzieła wyrażone słowem, symbolami matematycznymi, znakami graficznymi, plastyczne, muzyczne i słowno-muzyczne czy też audiowizualne. Istotne jest, że ochrona z mocy prawa przysługuje twórcy niezależnie od spełnienia przez niego jakichkolwiek formalności. Nie jest więc prawdziwe dość popularne przekonanie, że o ochronie utworów umieszczonych w Internecie można mówić dopiero z chwilą, gdy ich autor umieści adnotację “wszelkie prawa zastrzeżone”. Twórca nie musi zamieszczać tej ani żadnej innej informacji czy zastrzeżenia (jak np. znak copyright), a jego utwór i tak będzie prawnie chroniony.

MP3 i kilka mitów

Wszyscy wiedzą o tym, że w Internecie za pośrednictwem różnego rodzaju klientów P2P łatwo znaleźć praktycznie nieograniczoną liczbę utworów. Niestety, mało kto zastanawia się (a jeszcze mniej osób się tym przejmuje), czy pobierany przez niego materiał jest legalny czy też korzysta z pirackiej wersji. Zwolennicy pełnej wolności P2P, powołując się na regulacje dozwolonego użytku (ang. Fair Use) twierdzą niekiedy, iż możliwe jest rozpowszechnianie utworu, jeśli tylko był on wcześniej udostępniony – przykładowo – w normalnej sieci sprzedaży. O tym, że takie twierdzenie może okazać się błędne, wspomniałem w artykule “$(LC69116:Internet pełen muzyki)$” (patrz: CHIP 9/2003, s172). Regulacja, która służy często jako swego rodzaju tarcza dla nielegalnych działań internautów, ma bowiem szereg ograniczeń. Fair Use obejmuje tylko ograniczoną liczbę osób, które pozostają ze sobą w związku osobistym, w szczególności zaś pokrewieństwa, powinowactwa lub będących w relacjach towarzyskich. Umieszczenie zatem jakiegokolwiek utworu w sieci P2P lub – co zrobił wspomniany na wstępie mieszkaniec Kielc – na ogólnodostępnej stronie internetowej godzi w prawa twórcy.

Warto też poświęcić kilka słów kwestii nie tyle udostępniania utworów na rzecz osób trzecich, co raczej ich pobierania wyłącznie na swój użytek. W tym bowiem wypadku sprawa nie jest już tak oczywista jak wyżej. W dużej liczbie przypadków zachowanie osoby kopiującej muzykę na swój komputer, by później przenieść ją na inny nośnik (np. CD lub DVD), będzie legalne lub organom uprawnionym do ścigania naruszeń prawa trudno będzie wykazać, iż jest inaczej.

Wyjątkiem będą te sytuacje, gdy utwór nie był wcześniej oficjalnie rozpowszechniony, czyli udostępniony po uzyskaniu zezwolenia twórcy. Warunek ten sprawia, że pobieranie utworów, które pojawiają się w Sieci przed oficjalną premierą, stanowi działanie zdecydowanie nielegalne. Istotne jest także, że osobisty użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub też godzić w interesy twórcy. Co ta regulacja oznacza, musi być rozstrzygane odrębnie dla każdego przypadku, nie ma tu bowiem żadnej reguły. Z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić można, że w tych sytuacjach, gdzie policja zatrzyma kogoś, kto ma kilkaset płyt z MP3, a pośród nich kilka kopii tego samego albumu, powinien się on spodziewać postawienia zarzutu nielegalnego rozpowszechniania utworów chronionych prawem.

E-książka

Utworem, co wspomniałem na wstępie, jest każdy przejaw działalności twórczej, w tym utwory słowne. Cyfrowe książki także podlegają więc ochronie prawno-autorskiej. Te regulacje są identyczne ze wskazanymi wyżej w odniesieniu do utworów MP3. Zatem i tu nielegalne będzie dowolne kopiowanie i rozpowszechnianie elektronicznych publikacji nieokreślonej rzeszy nieznanych internautów. Dopuszczalne jest jednak przesłanie cyfrowej wersji ulubionej lektury bliskiemu znajomemu. W tym miejscu warto się także zastanowić nad kwestią samodzielnego przygotowania cyfrowej postaci ulubionego czytadła. O ile robimy to tylko na własny użytek, nie ma większego problemu. Jeśli jednak przyjdzie nam do głowy pomysł rozpowszechnienia takiego pliku, prosimy się o problem, bo wkraczamy wówczas w zakres uprawnień, jakie przysługują twórcy lub wydawcy.

Lewy soft

W przypadku oprogramowania komputerowego, co wynika wprost z regulacji ustawy o prawie autorskim, nie mają zastosowania przepisy dotyczące dozwolonego użytku. Na nic zatem tłumaczenia osób, których zachowanie wzbudziło zainteresowanie organów ścigania, że taki lub inny program otrzymały od wujka czy kolegi ze szkoły. Takie wypożyczenie jest nielegalne i naraża osobę na odpowiedzialność cywilną oraz karną. Podobnie ocenić należy pobranie z sieci P2P obrazu płyty z nową wersją programu do obróbki zdjęć lub wykonania projektu technicznego.

Równie naiwne i niemające znaczenia z punktu widzenia prawa jest spotykane na aukcjach internetowych zastrzeżenie sprzedających, że nie oferują oni pirackiej wersji gry, a jedynie… “kopię bezpieczeństwa dla osób, które mają oryginał”. Jakiekolwiek zastrzeżenia, że nabywca, finalizując transakcję, oświadcza, iż ma oryginał, nie mają żadnej mocy prawnej. Jeśli procederem zainteresują się organa ścigania, a sprzedawca regularnie oferuje takie “kopie bezpieczeństwa”, to może być pewien poważnych kłopotów.

Miałem na półce, ale nie korzystałem

Tłumaczenie tego rodzaju usłyszeć można niejednokrotnie od osób, u których stwierdzono, że naruszają przepisy prawa autorskiego. Także niewiele wnoszące do sprawy będzie wyjaśnienie, iż kopia najnowszego programu leży w szufladzie i nigdy nie była instalowana. W tym miejscu należy spojrzeć na przykład do regulacji Kodeksu karnego, w szczególności zaś do art. 278 par. 2, gdzie mowa jest o uzyskaniu cudzego programu komputerowego bez zgody osoby uprawnionej. Przepis dotyczy więc uzyskania, nie zaś używania pakietu w danej chwili. Zatem kopia nowego AutoCAD-a leżąca pomiędzy książkami naraża użytkownika na problemy z wymiarem sprawiedliwości w równym stopniu, co zainstalowana na dysku.

Nieco inaczej jest w przypadku muzyki, filmów oraz elektronicznych książek. O ile posiadanie takich utworów tłumaczyć możemy tzw. Fair Use, to jednak gdy identycznych kopii płyt będziemy mieli kilka lub kilkanaście sztuk, nie dziwmy się, gdy prokurator postawi nam zarzut naruszenia cudzych praw autorskich.

Bez naiwnych tłumaczeń

Powoływanie się na regulacje dotyczące Fair Use powinna mieć ręce i nogi. Tą swego rodzaju licencją ustawową do korzystania z cudzych utworów nie można tłumaczyć każdego przypadku pobierania plików z Sieci. Nie należy też liczyć na to, że w razie problemów uda się wyłgać, udając zdziwienie, że robiło się coś nielegalnego. Naiwne jest ciągłe powtarzanie, że określony utwór został udostępniony znajomym, gdy organa ścigania mają zapisy logów serwera i mogą stwierdzić, iż plik był dostępny dla szerokiej rzeszy osób… w tym dla nich samych.

Najpopularniejsze mity dotyczące legalności
Mówi się, że……tymczasem naprawdę jest inaczej
Można pobrać film lub muzykę z Internetu na próbę, jeśli tylko skasuje się pliki po 24 godzinach.Jeśli producent lub dystrybutor na to nie zezwolił i nie wynika to z regulacji dotyczących dozwolonego użytku, jest to nielegalne.
Mogę pobierać wszelkie utwory audio-wideo i programy, jeśli tylko używam ich sam, a nie sprzedaję.Rzeczywiście kwalifikacja prawna sprzedaży pirackich utworów jest inna niż ich używanie, ale oba czyny są zabronione. W przypadku audio-wideo pamiętać należy o dozwolonym użytku.
Stare programy czy gry sprzed 5 (7, 10 lub 15) lat automatycznie przechodzą do kategorii abandonware i przestają podlegać ochronie prawnej.Ochrona prawna programów trwa 75 lat od ich powstania i dopiero wówczas stają się one darmowe dla każdego. O przejściu do kategorii abandonware decyduje producent.
W przypadku “złapania” z pirackimi programami nie grozi mi kara, korzystam bowiem z nich w domu.Odpowiedzialność może ponieść zarówno przedsiębiorca, który z programów korzysta podczas prowadzonej działalności, jak i domowy użytkownik.
Regulacje dotyczące tzw. dozwolonego użytku pozwalają mi bez przeszkód wymieniać się filmami i muzyką.Dozwolony użytek pozwala na udostępnianie muzyki i filmów rodzinie, przyjaciołom i bliskim znajomym, a nie każdemu internaucie.
Dozwolony użytek pozwala mi dać koledze kopię gry.Dozwolony użytek nie dotyczy programów komputerowych, w tym i gier.
Policja ściga tylko osoby, które mają nielegalne programy zainstalowane na dysku. Gdy aplikacje są na płytach CD, nie grożą sankcje karne.Art. 278 par. 2 Kodeksu karnego przewiduje kary za uzyskanie programu bez zgody uprawnionego, bez względu na to, czy aplikacja była używana czy nie.
Więcej:bezcatnews