Własny kawałek Internetu

Czym właściwie jest Google Base? Najprościej będzie, jeśli przytoczę zdanie, którym Base’a definiują jego twórcy: “to miejsce w Sieci, gdzie każdy może łatwo umieszczać wszelkiego rodzaju treści, a my sprawimy, by informacje te były odnajdywane przez narzędzia wyszukiwawcze”. Dodam, że treści te mogą pochodzić z innych serwisów lub z… dysku twardego naszego peceta. Oznacza to, że bez ponoszenia kosztów otrzymujemy przestrzeń dyskową na serwerach Google’a oraz aplikacje sieciowe do zarządzania umieszczaną na niej treścią. W ten sposób każdy może utworzyć własną bazę artykułów, a Google zadba o to, by były one “widziane” przez takie serwisy, jak wyszukiwarka Google czy usługi Froogle, Video, Maps bądź Print.

Precyzja opisu

Mechanizm rozpoznaje i precyzuje merytorycznie dodawane przez nas treści, wykorzystując tzw. atrybuty. W zależności od tego, do jakiej kategorii chcemy przypisać element, będziemy musieli go dookreślić na różne sposoby. Do dyspozycji mamy: rozkłady zajęć, wydarzenia, pracę, aktualności i artykuły, sylwetki, produkty, przepisy, streszczenia, recenzje, usługi, pojazdy i przedmioty poszukiwane. Przykładowo: sylwetka jakiejś osoby powinna być opisana atrybutami: płeć, stan cywilny, wykształcenie, wiek, orientacja seksualna, miejsce pracy i zainteresowania. Nic nie stoi na przeszkodzie, by opisywać elementy własnymi atrybutami, a nawet tworzyć własne kategorie! Google Base pozwala też na dodawanie zdjęć, które urozmaicą, a w niektórych wypadkach będą stanowiły o sile naszej strony.

Varia znaczy różne

W ten sposób Google przyczyniło się do utworzenia globalnej i powszechnie dostępnej bazy danych. Kiedy przeglądałem jej zawartość, dostrzegłem podstawową cechę Base’a. Jest nią różnorodność: obok zwierzeń świeżo upieczonej portugalskiej mamy znajdziemy niemiecki przepis na zupę marchewkową i… pokaźną liczbę pornoogłoszeń. Te ostatnie doprowadziły nawet do sytuacji, w której Google wprowadził filtr SafeSearch, pozwalający na uchronienie naszych milusińskich przed oglądaniem “nieskromnych” pań i panów.

Artykuły z automatu

Otóż, Czytelniku, na pewno zadałeś sobie w myślach pytanie, czy za każdym razem, kiedy będziesz chciał w Base umieścić jakąś treść, mechanizm zmusi Cię do dodawania kolejnych elementów jeden po drugim. Odpowiedź brzmi: nie, będziesz za to mógł przygotować wszystkie dane w postaci pliku XML, który wyślesz do Google Base za pomocą klienta FTP. Taka forma aktualizacji treści stoi w zgodzie ze standardami wyznaczanymi obecnie przez formaty RSS i Atom.

Po co nam Base?

Nie ma wielu globalnych kanałów informacyjnych, z których moglibyśmy korzystać jako nadawcy komunikatów. Z pewnością nie pozwalają na to ani prasa, ani radio, nie mówiąc już o telewizji. Ale jest Internet. Tylko że informacja w Sieci jest rozproszona. Base natomiast pozwala na utworzenie jednej globalnej bazy danych, do której każdy może dorzucić swoje trzy grosze i mieć pewność, że ktoś na nie trafi. To przedsięwzięcie samych internautów – od nas zależy, czym stanie się w przyszłości.

Pozostaje kwestia interesu Google’a w całym przedsięwzięciu. Myślę, że koszty związane ze stworzeniem serwisu zwrócą się, kiedy w finalnej wersji Base’a pojawią się reklamy. Na razie Google stara się raczej zachęcić internautów do aktywnej współpracy przy tworzeniu bazy niż czerpać z niej wymierne korzyści. Jedno jest pewne: Google uczynił krok na drodze do zbudowania globalnej platformy aplikacji sieciowych. Czy ktoś będzie w stanie zaproponować podobną jakość usług? Trudno powiedzieć. Na razie base.google.com nie ma konkurencji.

Więcej:bezcatnews