Mów głośniej!

Każdy użytkownik WLAN-u wie, co jest najczęściej spotykanym problemem podczas przesyłania danych w sieciach bezprzewodowych – to zbyt mały zasięg i powolna praca łącza. Kupujemy szybką kartę Wi-Fi, konfigurujemy sprzęt zgodnie z instrukcją obsługi i… okazuje się, że to wszystko działa powoli, niestabilnie albo i nie chce działać w ogóle. Sprzedawca urządzenia lub dostawca usług z reklamacjami najczęściej odsyła nas do firm budowlanych. To one odpowiadają za żelbetowe elementy konstrukcji, które doskonale sprawdzają się jako ściany domów i tłumiki sygnału radiowego.

Popularne karty Wi-Fi pracują z bardzo małą mocą nadajnika w paśmie 2,4 GHz. Takie sygnały przypominają światło: dobrze rozchodzą się w powietrzu, ale są silnie tłumione przez przeszkody stałe lub się od nich odbijają. Na moc sygnału mamy ograniczony wpływ – pecet to nie elektrownia, więc karta Wi-Fi emituje niewiele energii. Cała sztuka polega na tym, żeby dobrze ją wykorzystać. A to akurat da się zrobić.

Antena – klucz do sukcesu

Korzystanie z fabrycznych antenek podłączonych do kart Wi-Fi to kiepski pomysł. Kto nie wierzy, niech rzuci okiem na artykuł “$(LC165608:Ja chcę do sieci!)$”. W teście bezprzewodowych urządzeń najsłabiej wypadły te najmniejsze, wyposażone w miniaturowe anteny długości centymetra lub dwóch.

Kiedy zainstalujemy osprzęt WLAN przy samym komputerze, na drodze radiowego sygnału stają meble i ściany budynku tłumiące fale tak mocno, że nie docierają one do anten umieszczonych zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej. Gdyby jednak usunąć wszystkie przeszkody budowlano-terenowe, to szybko okaże się, że sieć działa wyśmienicie.

Jeśli mamy kartę radiową łączoną z komputerem przez kabel USB bądź urządzenie komunikujące się z pecetem przez klasyczny przewód LAN, to spróbujmy na początek przedłużyć okablowanie i przenieść nasz sprzęt na przykład w pobliże okna. Jeżeli okaże się to niemożliwe (lub emitowany sygnał nadal będzie zbyt słaby), pozostanie umieszczenie całego urządzenia w obudowie chroniącej przed warunkami atmosferycznymi i zainstalowanie go za zewnątrz. Kiedy i to zawiedzie, będziemy musieli sięgnąć po specjalne anteny zewnętrzne. Ale od razu staniemy przed problemem, jak je podpiąć.

Gniazdo pilnie poszukiwane

Tak się niestety składa, że nie wszystkie urządzenia WLAN mają zamontowane gniazda przeznaczone do podłączenia anteny zewnętrznej. Najlepiej jest wtedy, gdy fabryczną antenkę wyraźnie widać z zewnątrz i daje się ją łatwo zdemontować. W takim wypadku wystarczy kupić złączkę odpowiednią dla gniazda pozostałego po odkręceniu oryginalnej anteny i podłączyć urządzenie zewnętrzne.

Znacznie twardszy orzech do zgryzienia mają właściciele kart z anteną przytwierdzoną na stałe. W takim wypadku nie obędzie się już bez otwarcia obudowy. Zwykle wewnątrz odkryjemy krótki, cienki przewód koncentryczny, łączący antenkę z płytką elektroniki. Przylutowanie do niego gniazda nie sprawi nikomu trudności.

Prawdziwe schody zaczną się wtedy, gdy będziemy mieli do czynienia z wyrobami zaopatrzonymi w anteny wewnętrzne, ukryte pod obudową karty. Są one przeważnie wykonane jako odpowiednio ukształtowane ścieżki na płytce karty Wi-Fi. Jeżeli płytka anteny jest niezależna od płytki głównej karty, to wystarczy ją wylutować i podłączyć przewód z gniazdem. Zdarza się jednak i tak, że ścieżki anteny wytrawione są na fragmencie płytki głównej. Uzyskanie bezpośredniego dostępu do źródła sygnału radiowego będzie wymagało przecięcia skalpelem ścieżek łączących antenę z układem.

Mimo przedstawionych trudności można przyjąć, że antenę zewnętrzną uda się podłączyć do każdego urządzenia. Jak to zrobić, pokazujemy na zdjęciu wyżej.

Przerabiając anteny, trzeba pamiętać, że użytkowany sprzęt musi mieć ważne świadectwo homologacji lub specjalne certyfikaty radiowe. Dokumenty te często precyzują, z jakimi antenami może pracować konkretna karta, a nawet informują o tym, jakim kablem powinna być podłączona! Zanim więc chwycimy za lutownicę, poprośmy sprzedawcę konkretnego sprzętu lub naszego dostawcę sieci o dokumenty albo pomoc.

Więcej:bezcatnews