Wyszukiwacze

Wyszukiwarka Google przeszukuje w ciągu paru sekund miliardy stron WWW. Za tym oszałamiającym wynikiem stoi armia ponad 10 tys. komputerów. W Googlepleksie, bo tak nazywana jest siedziba firmy, gromadzi się terabajty danych, kopiując istniejące witryny dla potrzeb swoich mechanizmów wyszukiwawczych. U podstaw leży jednak pomysł Sergieja Brina i Larry’ego Page’a, jak efektywnie przeszukiwać Sieć.

Serwer w akademiku

Jeszcze 10 lat temu całe zaplecze techniczne wyszukiwarki mieściło się w akademiku Uniwersytetu Stanforda, w pokoju Larry’ego Page’a. Dwaj studenci kończyli wówczas pracę nad swoim narzędziem służącym do przeszukiwania stron. Było ono nie tylko wydajniejsze od wszystkich innych wówczas dostępnych, ale również dużo tańsze. Zamiast drogich mainframe’ów jako serwery twórcy Google’a wykorzystali zwykłe pecety, które zmodyfikował Sergiej Brin, przejawiający zainteresowanie majsterkowaniem. Kiedyś zbudował działającą drukarkę z… klocków LEGO.

Co ciekawe, początkowo dwaj młodzi naukowcy nie darzyli się sympatią. Okazało się jednak, że byli skazani na swoje towarzystwo. Starszemu o pół roku Page’owi przypadło w udziale oprowadzenie Brina po kampusie. Gdy ustalili, że pomimo rozbieżnych poglądów mają wspólne zainteresowania, przezwyciężyli animozje, a w efekcie stworzyli niezwykle twórczy zespół.

Biznesmeni mimo woli

Wiedząc, że mają najlepszy mechanizm wyszukiwawczy, zaczęli szukać kupców na technologię. Pomimo panującej wówczas dotcomowej gorączki nie byli zainteresowani tworzeniem firmy wokół swojego pomysłu. Okazało się jednak, że nie było chętnych na kupno mechanizmów wyszukiwarki. Od prezesa jednego z dużych portali usłyszeli: “Dopóki wydajność naszych mechanizmów sięga 80 procent efektywności konkurencji, to wystarczy. Nasi użytkownicy tak naprawdę nie dbają o wyszukiwanie”. W końcu poszli za radą twórcy Yahoo! Davida Filo i założyli własną firmę.

Teraz potrzebowali pieniędzy na zakup sprzętu. Zawiesili doktoraty, napisali business plan i rozpoczęli poszukiwania inwestora. Jedną z osób, do których się udali, był Andy Bechtolsheim, współzałożyciel Sun Microsystems. “Musiał gdzieś lecieć, więc powiedział: Zamiast dyskutować o każdym szczególe, może po prostu wypiszę wam czek?” – wspomina Brin. Czek opiewał na 100 tysięcy dolarów i został wypisany na firmę Google, Inc. (nazwa wzięła się od słowa Googol – liczba składająca się z jedynki i stu zer – które Bechtolsheim przekręcił). Problem polegał na tym, że wówczas taka firma jeszcze nie istniała. Czek przeleżał więc kilka tygodni w szufladzie, a w tym czasie Brinowi i Page’owi udało się uzbierać jeszcze milion dolarów wśród rodziny, przyjaciół i znajomych. 7 września 1998 roku Google, Inc. rozpoczął działalność.

Googleplex

Patrząc na Larry’ego Page i Siergieja Brina, trudno poznać, że obracają miliardami dolarów. Nigdy nie przekonali się do krawatów i garniturów, a ich miejsce pracy – gmach Googleplex – bardziej przypomina akademik niż siedzibę korporacji. Po podłodze rozrzucone są wielkie, gumowe piłki do ćwiczeń, z których można korzystać jak z foteli. Na biurkach, których blaty zastąpiono położonymi poziomo drzwiami, obok najnowocześniejszych komputerów sterczą kiczowate lava-lampy. Dwa razy w tygodniu na firmowym parkingu rozgrywa się mecz hokeja na wrotkach między pracownikami, a zarząd debatuje przy stole do ping-ponga.

Cicha ekspansja

Dzisiaj Google jest gigantem reklamy kontekstowej. Ten sukces, paradoksalnie, jest efektem niechęci założycieli do nachalnych banerów i pop-upów. Brin i Page zamiast klasycznych reklam postawili na linki sponsorowane, pojawiające się w wynikach wyszukiwania (AdWords). Później uruchomili także program AdSense, dzięki któremu reklamodawców mogły pozyskać nawet niewielkie serwisy tematyczne, a firmy niedysponujące wielkimi funduszami na kampanie w Sieci wykupić skuteczną reklamę. Dzisiaj Google olbrzymie sumy inwestuje w firmy z branży tradycyjnej reklamy, dzięki czemu prawdopodobnie już wkrótce będzie mógł zaoferować niezwykle kompleksową usługę – reklamę w prasie, Internecie, radiu i telewizji.

Wykorzystując zyski z reklam, firma może wciąż inwestować w badania, czego efektem są pojawiające się jak grzyby po deszczu nowe projekty. Dwóch studentów, którzy zadłużali się, by kupić sprzęt komputerowy, stanowi teraz chyba jedyne prawdziwe zagrożenie dla Microsoftu. Koncern z Redmond coraz częściej przyznaje się, że pracuje nad nowymi technologiami, mającymi zagrozić pozycji Google’a.

“Nie czynić zła”

Działalności Google’a wzbudza także głosy krytyki. Szczególnie gorący jest temat gromadzenia danych z Sieci na dyskach twardych, spoczywających w piwnicach Googlepleksu. Znajdują się tam informacje o wszystkich osobach (identyfikowanych na podstawie numeru IP), które kiedykolwiek skorzystały z wyszukiwarki. Nie mniej kontrowersyjne są działania Google’a w Chinach, gdzie na żądanie komunistycznych władz serwis ten cenzuruje wyniki wyszukiwań. Google nie mógł przepuścić okazji wejścia na rynek kraju, który ma obecnie największą liczbę internautów na świecie. Co jednak ze słynnym mottem firmy: “Zarabiać pieniądze, nie czyniąc zła”? Czy takie postępowanie nie kłóci się z etyką? “Złe jest to, co Sergiej [Brin – przyp. red.] zdefiniuje jako złe” – odpowiada Eric Schmidt, dyrektor zarządzający korporacji Google. Półbogowie Internetu sami ustalają obowiązujące ich zasady etyczne.