Test powolnych aplikacji. Pozbądź się hamulców

Otwieranie strony WWW trwa wieki, dysk twardy rzęzi i wyje przepełniony plikami, a Windows startuje jak ślimak. Brzmi znajomo? Zanim zrzucisz winę na system operacyjny i przeklniesz jego producentów sprawdź ile programów działa w tle, pożerając zasoby twojego komputera i sprawiając, że komputer pracuje w slow-motion.

Wiele aplikacji niepotrzebnie rezyduje w pamięci RAM, warto sprawdzić system operacyjny korzystając z porad zamieszczonych w ramce Wyszukiwanie i usuwanie przerośniętych aplikacji, a następnie raz na zawsze pozbyć się pożeraczy miejsca i zasobów, by w ich miejsce wstawić kompaktowe i szybkie narzędzia. O jakich aplikacjach mówimy? Przeczytaj uważnie, a dowiesz się jakie są konsekwencje zainstalowania niezbędnych aplikacji, np. pakietu ochronnego, iTunes, Google Sidebar. Testy przeprowadziliśmy na komputerze wyposażonym w procesor AMD Athlon 3000+ taktowany zegarem 1,8 MHz oraz pamięć RAM o pojemności 512 MB – typowy pecet ze średniej półki. Wytypowaliśmy popularne aplikacje, niezbędne większości użytkowników Windows i posługując się programem Process Explorer sprawdziliśmy wykorzystanie mocy procesora oraz pamięci RAM i pliku wymiany. Obciążenie procesora i wykorzystanie zasobów zmieniało się w czasie, zależnie od zadań wykonywanych za pomocą testowanej aplikacji.

Pakiety ochronne
Okno przeglądarki WWW z widokiem slow-motion

Pakiety zapewniające kompleksową ochronę komputera podłączonego do Internetu to konieczność. Większość dostępnych w sprzedaży aplikacji tego typu oferuje ochronę przed wirusami, robakami, phishingiem, a także moduły antyspamowe i firewall. Takie nagromadzenie programów, niestety, nie pozostaje bez wpływu na wydajność komputera. Jeśli dostrzegasz przeciążenie komputera podczas surfowania po Internecie – zwróć uwagę na zachowanie pakiet ochronnego, którego używasz. Jeden najpopularniejszych – Norton Internet Security 2008 po uruchomieniu przeglądarki i otworzeniu dowolnej strony WWW obciąża procesor nawet w 95%. Dla porównania – nawigacja bez otoczki ochronnej zżera tylko 24 do 45 % mocy obliczeniowej. Instalacja Norton Internet Security 2008 nie pozostaje bez wpływu dla czasu niezbędnego do uruchomienia komputera – wzrasta on o prawie 41 sekund! Wzrosło również zapotrzebowanie na pamięć w odniesieniu do poprzedniej wersji (NIS 2007 – ok. 25 MB) i wynosi średnio 44 MB. Jak na pakiet ochronny jest na przyzwoitym poziomie. Norton Internet Security 2008 nie jedynym rozwiązaniem zapewniającym kompleksową ochronę peceta i zarazem solidnie spowalniającym nam pracę. Przetestowane przez nas aplikacje McAfee Internet Security Suite 2008 oraz G Data InternetSecurity 2007 podczas pracy solidnie obciążają procesor podczas skanowania dysku, pożerając 87% (pakiet G Daty) i 70% (McAfee Internet Security Suite 2008) mocy obliczeniowej. Produkt firmy McAfee znacząco wydłuża także czas startu komputera (o 40 sekund), lepszym wynikiem może wykazać się G Data InternetSecurity 2007 – tylko 22 sekundy zwłoki.

Liczba jednocześnie uruchamianych aplikacji, wschodzących w skład pakietu ochronnego czasami sięga granic absurdu – kilkanaście programów rezydujących w pamięci RAM i okupujących przestrzeń pliku wymiany to standard. W okresie uśpienia moduły pakietów ochronnych nie przeszkadzają nam w codziennych zadaniach, jednak gdy przychodzi do skanowania poczty, otwieranych stron WWW, czy rutynowej kontroli plików zapisanych na dysku – wykorzystanie mocy obliczeniowej osiąga dramatyczny poziom od 70% do 95%. Podczas tych operacji znacząco wzrasta także wykorzystanie pliku wymiany oraz pamięci RAM. Te astronomiczne wartości przekładają się na wyjątkową uciążliwość pakietów ochronnych, które podczas skanowania dysku zżerają od 70% do 87% mocy obliczeniowej procesora. Nie lepiej jest w wypadku darmowych rozwiązań. Avira AntiVir Personal Edition Classic 7.0 podczas intensywnego skanowania dysku wykorzystywał procesor nawet w 93%. Niskie koszty oprogramowania nie zawsze idą w parze z wydajnością. I właśnie dlatego warto sięgnąć po np. po pakiet programów promowanych przez Gogola, wśród nich znajdziemy m.in. wydajny skaner antywirusowy – Norton Security Scan.

Internet
Web 2.0, procesor ledwie dyszy

Surfowanie w Sieci złożonej z prostych stron WWW połączonych hiperłączami to zamierzchła przeszłość. Dzisiejszy standard potocznie nazywany Web 2.0 to serwisy społecznościowe, aplikacje uruchamiane w oknie przeglądarki i sieci peer2peer umożliwiające bezpośrednia wymianę plików. To wszystko pochłania cenne zasoby komputera. Naszego komputera. Za przykład niech posłuży Google Desktop, aplikacja, która oferuje za darmo wszystko, czego możemy potrzebować: wiadomości, aktualną prognozę pogody, mapy, kalendarz i horoskop. Poszczególne gadżety samodzielnie układamy na dodatkowym pasku bocznym. Piękne i użyteczne, ale naszego peceta Google Desktop potrafi rozłożyć na kolana. Aplikacja zużywała w czasie pracy ponad 20% mocy obliczeniowej procesora. Dodatkowo pożerała prawie 33 MB pamięci i 276 MB pliku wymiany. Pięć aplikacji o podobnych wymaganiach skutecznie spowolniłoby testowy komputer. Mniej Googla na Pulpicie to większa wydajność.

Kolejny element układanki zmuszający peceta to pracy w żółwim tempie to klienty peer-to-peer. Pobieranie w tle kilku filmów lub albumów w formacie MP3 nie wpływa korzystnie na pamięć i wydajność procesora. Testowany przez nas klient BitTorent Azureus 3.0 potrzebował aż 15 sekund by wystartować a w trakcie pracy zajmował prawie 100 MB RAM i dodatkowo ok. 400 MB w pliku wymiany. Obciążenie procesora podczas pobierania plików utrzymywało się na poziomie 17%. I w tym wypadku możemy coś zmienić. Zamiast wymieniać pliki z pomocą Azureusa, skorzystać ze świetnego multiklienta P2P o nazwie Shareaza. Aplikacja nie tylko ma skromniejsze zapotrzebowanie na RAM i plik wymiany (odpowiednio 23 MB i ok. 52 MB), jej średnie zapotrzebowanie na moc obliczeniową procesora jest niższe o 7%. Jeśli korzystasz wyłącznie z sieci BitTorrent warto wypróbować miniaturowego klienta μTorrent (www.utorrent.com) albo wykorzystać do pobierania plików mechanizmy wbudowane w przeglądarkę internetową (Opera ma wbudowanego klienta BitTorrent).

Domowy desktop
Nic więcej nie zadziała

Wiele aplikacji, z których korzystamy w domu np. do montażu filmów, czy katalogowania zdjęć potrafi kompletnie wyczerpać zasoby sytemu operacyjnego podczas wykonywania pracy. To logiczne, że przetwarzanie zdjęć o dużej rozdzielczości albo kompresowanie filmu jest czasochłonne, nie zawsze jednak wykorzystujemy programy właśnie do takich celów, a więc jest szansa by oszczędzić pracy procesorowi.

Większość z nas używa aplikacji Adobe Reader do wyświetlania dokumentów PDF. Podczas uruchomienia programu musimy czekać średnio pięć sekund, zanim przeglądarka dokumentów wyświetli pierwszą stronę. Średnie obciążenie procesora w naszych testach wynosiło 17%, zniknęło także prawie 40 MB pamięci RAM i ponad 90 MB miejsca w pliku wymiany. Znacznie większe zapotrzebowanie na moc obliczeniowa procesora występowało podczas przewijania, powiększania i zmniejszania dokumentów. A przecież można szybciej – wystarczy zainstalować szybką przeglądarkę Sumatra (blog.kowalczyk.info/software/sumatrapdf/), by przekonać się, że dokumenty PDF możemy wyświetlać szybko i bez zbędnego obciążania procesora.

Photoshop Elements to kolejny produkt firmy Adobe, który rozrzutnie traktuje zasoby komputera. 25-sekundowy start edytora grafiki podpowiada jakim ciężarem jest on dla procesora. I rzeczywiście – nasze testy wykazują, że średnie obciążenie CPU wynosi aż 65%, a z pamięci od razu znika ponad 100 MB. Podczas dodawania do bazy danych nowych fotografii praca na komputerze praktycznie jest możliwa, a niektóre narzędzia do edycji zdjęć potrafią wycisnąć siódme poty z procesora. W wypadku, gdy używamy edytora grafiki do przeglądania i prostej edycji zdjęć możemy zrezygnować z Photoshopa. Do nieskomplikowanych prac graficznych wystarczy IrfanView – niewielka przeglądarka wyposażona w zbiór świetnych narzędzi, obsługująca filtry Photoshopa (na płycie CHIP-a zamieszczamy ok. 50 wybranych plug-inów, które można wykorzystać w programie IrfanView). A teraz najważniejsze: IrfanView uruchamia się w sekundę, podczas pracy przywłaszcza sobie ok. 4 MB pamięci RAM, a średnie zapotrzebowanie na moc obliczeniową procesora wynosi zaledwie 2%. Warto chyba dać szansę tej aplikacji?

Wirtualizacja i aplikacje umożliwiające uruchomienie w bezpiecznym środowisku osobnego systemu operacyjnego, który pozwoli nam swobodnie i bez zmartwień surfować Internecie to rozwiązanie, które bije na głowę nawet najlepsze pakiety ochronne. Co z tego, że uszkodzimy gościnny system operacyjny, skoro w kilka sekund możemy przywrócić go do poprzedniego stanu, odczytując sprawną kopię. Niestety, wirtualizacja kosztuje (nie licząc ceny, jaką musimy zapłacić za dodatkowy system operacyjny). Jeśli nasz komputer ma dwurdzeniowy procesor programy takie jak VirtualBox mogą pracować wydajnie, wykorzystując jeden z rdzeni do pracy wirtualnego systemu operacyjnego. Gdy posiadamy starszy, jednordzeniowy procesor powinniśmy zapomnieć o wydajnej pracy maszyny wirtualnej – przetestowany przez nas VirtualBox wymaga prawie 1/3 mocy obliczeniowej procesora nawet wtedy. gdy nic nie robimy, a jego zapotrzebowanie na pamięć i plik wymiany osiąga poziom przeciętnego pakietu ochronnego (odpowiednio ok. 40 MB i 285 MB). W tej sytuacji pozostaje nam bezpiecznie surfować za osłoną antywirusa i firewalla lub pomyśleć o przesiadce na wielordzeniowy procesor.

W trójce rekordzistów spowalniania wymieniliśmy edytor Word i ok. 400 czcionek zainstalowanych w Windows. Im więcej, tym start Windows przeciąga się w nieskończoność. W naszym wypadku, po zainstalowaniu czcionek i edytora na uruchomienie systemu operacyjnego musieliśmy poczekać o 37 sekund dłużej. Powodem opóźnienia jest ładowanie wszystkich czcionek podczas startu Windows. Na “czystym” systemie, gdy liczba fontów nie przekracza setki nie odczujemy znacznego spowolnienia, wraz ze wzrostem liczby czcionek znacząco wydłuża się także czas startu Windows. CHIP radzi pozbyć się zbędnych fontów, posługując się programem AMP Font Viewer, który zamieszczamy na płycie DVD i CD.

Multimedia
Nic nie działa, ale gra muzyka

Wyświetlanie filmów, odtwarzanie muzyki, porządkowanie zbiorów multimedialnych –to typowe zastosowania współczesnego peceta. Większość aplikacji wykorzystywanych do takich zadań niestety przesadnie obrosła w piórka – bardzo często odtwarzacz audio oferuje setki zbędnych dodatków, z których nigdy nie korzystamy. Cieszący się zła sława iTunes rzeczywiście korzysta aż z 65 MB pamięci RAM i prawie 570 MB w pliku wymiany. Ta pamięciożerna aplikacja zdecydowanie lepiej traktuje procesor – podczas słuchania muzyki wystarczyło jej 7% mocy obliczeniowej Athlona taktowanego zegarem 1,8 MHz. Odwrotnie zachowuje się Winamp – przy o połowę mniejszym zapotrzebowaniu na pamięć, aplikacji wymaga dwukrotnie większej mocy obliczeniowej. Odtwarzanie filmów niezależnie od odtwarzacza wymaga podobnej mocy obliczeniowej – od 26% do 38% wg naszych pomiarów. Poważne różnice widać w zapotrzebowaniu na pamięć, o ile odtwarzacz QuickTime potrzebuje tylko 26% mocy obliczeniowej, to pamięć traktuje rozrzutnie – sięgając co ponad 75 MB. Pozostałe testowane odtwarzacze mają o połowę mniejsze zapotrzebowanie na RAM (Windows Media Player 11 – 22 MB, Media Player Classic 6.4 – 25 MB, Nero ShowTime 30 MB).

Najsilniejsze hamulce

– G Data InternetSecurity 2007 – Ma największe zapotrzebowanie na RAM i plik wymiany.

– Adobe Photoshop Elements 6 – Zapomnij o swobodnej pracy, gdy Photoshop dodaje zdjęcia do bazy danych.

– McAfee Internet Security Suite 2008 – Pamięciożerny i wymagający, niewiele aplikacji może pracować, gdy skanuje pliki.

– iTunes 7.3.2 – Potrafi pochłonąć znaczną część pamięci, jednak delikatnie traktuje procesor.