Kiedy z polskich hipermarketów znikną kasjerki?

Pierwsze kasy samoobsługowe w sieci hipermarketów Auchan uruchomiono w Polsce w 2006 roku, ale wcześniej nie miałem okazji z nich skorzystać. Robiąc w weekend zakupy w jednym z warszawskich sklepów tej firmy, sprawdziłem, jak sprawuje się kasa bez kasjerki.

Kasa wyposażona jest w czytnik kodów kreskowych, zestaw wag i moduł do płacenia. Wyjmujesz towar z koszyka, skanujesz jego kod i kładziesz na wagę – tak po kolei z każdym produktem. Na koniec płacisz gotówką, bonem lub kartą. Więc spróbowałem z pastą do zębów. Skanowanie i do torebki na wagę. Coś tam pobuczało, wyświetliło na ekranie aktualny koszt zakupów i powiedziało, że czeka na kolejny produkt. I tu zaczęły się kłopoty, bo kolejne były trzy pięciolitrowe baniaki z wodą.

Zeskanowałem, ale na wadze nie bardzo chciały się zmieścić, więc standardowo wstawiłem je z powrotem do koszyka. Ale kasa nie chciała pozwolić mi na kontynuowanie zakupów, pouczając, bym postawił na wadze produkty, których kody zeskanowałem. I tak po raz pierwszy musiałem skorzystać z siedzącej obok pani z obsługi. Pani z wprawą upchnęła na wadze baniaki i kasa łaskawie zgodziła się na dalsze zakupy. Kolejne dwa produkty przeszły bez problemu, ale po nich była bułka i jak to bułka nie miała na sobie kodu kreskowego. A więc wizyta obsługi numer 2.

W końcu pora na płatność i… wizyta obsługi numer 3, bo co prawda kasa pozwala płacić gotówką bez wzywania obsługi, ale w wypadku karty przychodzi pani z terminalem. Bynajmniej na trzech razach się nie skończyło, bo przy mijaniu bramek włączył się alarm. Samoobsługowa kasa nie zdejmuje zabezpieczeń z kupowanych płyt, więc znowu musiała pomóc pani z obsługi (swoją droga to właśnie film Blu-ray w promocyjnej cenie 70 zł był głównym celem wizyty w Auchan – nigdzie dotąd taniej nowych filmów Blu-ray w Polsce nie widziałem).

Od lat korzystam z kas bezobsługowych… w sklepach internetowych. Przeniesienie tego rozwiązania do realu wymaga jak widać dopracowania, ale następnym razem też z takiej kasy chętnie skorzystam. Zastanawia mnie aspekt ekonomiczny “samoobsługowej” kasy, bo samo rozwiązanie pewnie jest sporo droższe, a obsługa personelu nadal jest potrzebna. Z drugiej jednak strony

jeszcze dwa, trzy lata temu na lotniskach przy automatach do samodzielnego check-inu było więcej obsługi niż pasażerów, a dzisiaj już mało kto czeka do zwykłego okienka (zresztą na wielu lotniskach “zwykłych” okienek już nie ma)

.

Stojąc do kasy samoobsługowej zastanawiała mnie też jej nazwa “Kasa Miła”. Ale zagadka rozwiązała się po przyjęciu płatności. Kasa powiedziała do mnie “Dziękuję bardzo za zakupy w naszym sklepie i zapraszam ponownie”. Kasjerki wyrabiające kosmiczne nadgodziny w tradycyjnych kasach rzeczywiście tak miło o swoim sklepie nie mówią.