GNOME Shell: Nowa twarz linuksowego pulpitu

Krytyka po napisaniu od nowa KDE do tej pory nie zgasła, choć pomimo paru nowych pomysłów konwencja tego pulpitu niewiele się zmieniła. GNOME po długim okresie stagnacji i stabilizacji zaprezentowało coś, co wielu zdziwiło – GNOME Shell. Interfejs zupełnie inny od poprzedników, całkowita rewolucja i zmiana filozofii użytkowania. Zachęcony pozytywnymi opiniami o nowym UI, postanowiłem sobie skompilować(Tak, niestety skompilować…).  Po mało kłopotliwej kompilacji, którą właściwie za mnie zrobił skrypt, przyszedł czas na włączenie “zabawki”.

1. Całkowita rewolucja

Nowy pulpit GNOME Shell

Nowy pulpit GNOME Shell

Pierwsze co mi przyszło do głowy, to uczucie “udziwnienia na siłę”. Jeden pasek, bez menu kontekstowego, do tego z brzydkim czarnym tłem. Nie wiadomo gdzie się chowają zminimalizowane okna. O co chodzi? A mianowicie chodzi o przycisk “Czynności”. Po kliknięciu GNOME Shell pokazuje swoje “pazurki”. Ukazuje się siatka pulpitów i okien na nich. Pulpity można oczywiście dynamicznie dodawać i usuwać – ich liczba nie jest w żaden sposób ograniczona. Okna oczywiście można swobodnie przesuwać między pulpitami. Nie wiem czy to aż tak bardzo przydatne, ale ciekawe:)

Czynności - nowy sposób interakcji z pulpitem

Czynności – nowy sposób interakcji z pulpitem

Brak tradycyjnego paska do przełączania okien przeszkadza, nawet bardzo – otwieranie za każdym razem “Czynności”, po to by pokazać zminimalizowane okienko, jest grzechem głównym nowego interfejsu. Może to kwestia przyzwyczajenia, ale na razie jest to niewygodne. “Czynności” pełnią również funkcję menu systemowego i wyszukiwarki. Jednak nie jest to ani ładne ani ergonomiczne, ot takie zwykłe kanciaste menu.

Może i rewolucyjne, ale czy wygodne?

Może i rewolucyjne, ale czy wygodne?

Tak po krótce wygląda cała funkcjonalność nowej koncepcji GNOME. Rewolucja w sposobie interakcji, jednak czy aż tak potrzebna?

2. Aspekty techniczne

Całość pomimo tego, że działa dosyć sprawnie i bezawaryjnie, wyglada dziwnie od strony technicznej. Przed kompilacją skrypt poprosił mnie o instalację paru pakietów w tym developerskich paczek… XULRunnera, który jest częścią Firefoksa. Po co? Co ma przeglądarka do środowiska? JavaScript, który jest intensywnie wykorzystywany w GNOME Shell wymaga tego. Ale dlaczego słabo wydajne komponenty od Mozilli zostały wybrane, zamiast lekkiego i wydajnego silnika WebKit?

Następną zastanawiającą sprawą jest brak możliwości wyboru menedżera okien, Można wykorzystać tylko ograniczony Metacity 3, ochrzczony jako “Mutter”(z. niem. “matka”, nie pytajcie się mnie, kto wymyślił tą nazwę…). Pożegnajmy się z Compizem, niestety…

Krótki czas kompilacji wynika z tego, że żadna rdzenna aplikacja, jak Nautilus(przeglądarka plików i ikony na pulpicie), nie została wydana w nowej wersji. GNOME Shell to taka nakładka na stare wersje programów GTK.

Z pozytywnych nowinek można wymienić intensywny użytek biblioteki Clutter, która służy do animacji obiektów w bibliotekach GTK+. Pulpit praktycznie cały czas się rusza. Nic się nie pojawia znikąd, nic też nie znika nagle i nie wiadomo gdzie.

Podsumowując: Grupa developerów GNOME ma jakiś pomysł, ale jeszcze to nie jest “to”. Projekt należy traktować jak żywy mockup, który w niedalekiej przyszłości może przerodzić się w coś większego. Na razie jestem sceptyczny, co do takiej rewolucji, ale kto wie, może to przyciągnie wielu nowych użytkowników do Linuksa…