Samsung X360: Nie kroimy jabłek

A kogo to obchodzi!? Dla każdego, kto zna osobiście choć jednego kultystę spod znaku Apple będzie jasne, że oni z pewnością nawet nie zwrócą na ten notebook uwagi. Nie ma na pokrywie logo jabłuszka, więc z założenia jest nieinteresujący, koniec, kropka. A jeśli chodzi pecetowców, zwanych przez kultystów Maca kloniarzami, to ci z kolei raczej nie brali pod uwagę zakupu “Powietrza”. No bo, co prawda da się postawić na tym Windę, ale jak żyć z jednym klawiszem myszy i jednym portem USB? Dlatego wybacz, Samsungu, ale darujemy sobie porównania i przejdziemy do sedna, czyli sprawdzenia, czy ten komputer nadaje się do użytku.
Cieniutki, zgrabniutki... Tylko czemu tak strasznie się błyszczy?!

Cieniutki, zgrabniutki… Tylko czemu tak strasznie się błyszczy?!

Ten sprzęcik łatwo trafia do serca. Nie klasyczną drogą, przez żołądek, tylko przez oczy. Projektanci Samsunga choć wzięli pod uwagę nowoczesne trendy (czytaj: paskudne, lśniące pokrycie na wszystko co się da), pamiętali też o tradycyjnej elegancji (czyli aluminium i matowych powierzchniach). Błyszczący jest dół obudowy, wraz z otoczeniem klawiatury i oparciem dla nadgarstków, ale kluczowe elementy, czyli ramka ekranu i klawiatura pozostały przyjemnie matowe. Przeszkadza mi za to lśniący plastik przed klawiaturą – skóra dłoni w kontakcie z tworzywem wilgotnieje i zaczyna nieprzyjemnie przyklejać się do powierzchni. Ciekawie prezentuje się klapa, która w 2/3 jest pokryta szczotkowanym aluminium, a w 1/3 lśniącym tworzywem. Aż wstydzę się to przyznać, ale tym razem wyjątkowo zastosowanie wykończenia “na wysoki połysk” uważam za uzasadnione – efekt naprawdę robi wrażenie.

Wrażenie robi też grubość, czy raczej cienkość obudowy – X360 nasuwa na myśl ostry

Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale w parze z aluminium nawet lśniący lakier wygląda fajnie

Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale w parze z aluminium nawet lśniący lakier wygląda fajnie

przecinak. Takie skojarzenie wspiera fakt, że notebook jest wyraźnie grubszy z tyłu niż z przodu, dzięki czemu całość ma kształt klina. Taka forma sprawia, że cieniutki Samsung lekko pochyla klawiaturę w naszą stronę, jakby podstawiając ją pod palce. Ja osobiście wolałbym obudowę nawet trochę grubszą, ale równą, ale cóż – o gustach się nie dyskutuje.

Pomijając gusty, klinowaty kształt X360 ma też wymiar praktyczny. Przód notebooka jest bardzo lekki, praktycznie pusty, podczas gdy w tłuściutkim tyłeczku siedzą ciężkie ogniwa akumulatora. Skutkiem tego, złapany za przednią część Samsung próbuje wykonać salto w tył – ani to wygodne, ani bezpieczne – trzeba nauczyć się chwytać go tylko od strony baterii.

X360 zaskakuje nie tylko lekkością i szczupłą obudową. Zadziwia też bogatym wyposażeniem, jakie udało się upchnąć w tak małej przestrzeni: trzy porty USB, wyjście D-sub, HDMI, czytnik kart SD/MMC/MS/xD, Ethernet, złącze ExpressCard, złącze stacji dokującej… wiele “pełnowymiarowych” notebooków nie może się pochwalić takim zestawem interfejsów! (Nie, nie powiem nic o Macbooku Air). Do tego opcjonalnie możemy dostać czytnik odcisków palców uzupełniony chipem TPM! No, to już zapachniało biznesem. Jak widać, cieniutki Samsung to nie tylko ładna buzia, ale i bogate wnętrze.

Z przodu - żyletka, z tyłu... przydałoby się trochę ćwiczeń, nie?

Z przodu – żyletka, z tyłu… przydałoby się trochę ćwiczeń, nie?

A skoro już o wnętrzu mowa – sercem X360 jest energooszczędny procesor Core2 Duo U9300 taktowany zegarem 1,2 GHz. Że zegar niski? Niższy niż w Atomach? Nie dajcie się zwieść liczbom – ten CPU nie jest może demonem szybkości, ale dzięki dwóm rdzeniom oraz wsparciu ze strony dużej ilości pamięci operacyjnej (4 GB) i nowoczesnego chipsetu z grafiką X4500 bez problemu daje sobie radę ze wszystkimi tymi zadaniami o których atomowym netbookom nawet się nie śniło.

Zaraz po włączeniu oczarowała mnie cisza towarzysząca działaniu tego laptopa. Niestety radość nie trwała długo – wiatrak systemu chłodzenia włącza się bardzo często nawet przy mało wymagających zadaniach, a choć nie można o nim powiedzieć, żeby hałasował, to w cichym otoczeniu jego szum może przeszkadzać.

Uwaga, teraz będzie wielka pochwała. Ten leciutki (1,3 kg!), świetnie wyposażony i dający sobie radę z większością zadań notebook jest w stanie pracować na standardowej baterii ponad pięć godzin! I nie mówię tu o wydumanych testach, podczas których jasność ekranu jest zmniejszona do minimum, Wi-Fi pozostaje wyłączone a jedyną pracą komputera jest wprowadzenie kilkunastu znaków w Notatniku. Mówię o rzeczywistej pracy, z działającym bezprzewodowym połączeniem z Internetem, otwartymi wieloma stronami WWW, pracującym komunikatorem i odtwarzaczem MP3 no i rzecz jasna otwartym Wordem. Pięć godzin. Wreszcie komputer, który nie stresuje mnie szybkim opadaniem wskaźnika prądu w baterii – wreszcie notebook, na którym mogę pisać pół nocy bez konieczności szukania po ciemku, gdzie zostawiłem zasilacz. Drogie korporacje! Tak to właśnie powinno działać!

Klawiatura jest bliska perfekcji - brak jej tylko oddzielnych klawiszy [Home] i [END]

Klawiatura jest bliska perfekcji – brak jej tylko oddzielnych klawiszy [Home] i [END]

Teraz druga pochwała: klawiatura jest naprawdę świetna. Klawisze “wyspowego” typu, czyli oddzielone od siebie wolną przestrzenią, mają idealny skok, doskonałą twardość, perfekcyjną chropowatość powierzchni i wygodny układ. Jedno, co naprawdę mi dokuczyło, to brak oddzielnych przycisków “Home” i “End” – trzeba je uzyskiwać przez kombinację klawiszy, a to zdecydowanie utrudnia życie podczas pracy z tekstem.

No dobra, to jeśli przeszliśmy już do tych mniej fajnych rzeczy, to pora wspomnieć o innym denerwującym drobiazgu, który choć jest drobiazgiem, jest… no, denerwujący. Chodzi o diody sygnalizujące stan pracy komputera – usytuowane na przedniej krawędzi po lewej stronie niebieskie diodki mrugają tak mocno, że nijak nie można się skupić na pracy! Moje oczy przed tym niebieskim paskudztwem a Samsunga przed możliwym zniszczeniem uratował kawałek czarnej taśm izolacyjnej…

“Każdy problem da się rozwiązac za pomocą taśmy klejącej”. W przypadku świecących diod ta mądrość sie sprawdza.

Przecinak Samsunga nie ma wbudowanego napędu optycznego. Szczerze mówiąc, nie ma go wcale – trzeba go dokupić oddzielnie. W pudełku znajdziemy natomiast rzecz unikatową: kabel USB służący do łączenia komputerów. Wystarczy wpiąć go z jednej strony w naszego Samsunga, a z drugiej w komputer, z którym chcemy wymienić dane i poświęcić dosłownie 8-10 sekund na zainstalowanie sterownika na tym drugim (sterownik jest zapisany w pamięci flash zainstalowanej w jednej z wtyczek kabla) i już możemy przenosić pliki! Muszę przyznać, że to zrobiło na mnie wrażenie – mała niby rzecz, nic nowatorskiego, a jak cieszy i ułatwia życie!