Canon PowerShot G11

10 – 12 – 15 – 10: to, co na pierwszy rzut oka wydaje się liczbą wyrzucanych oczek na kostce, oznacza w rzeczywistości rozdzielczość czujnika ostatnich czterech modeli PowerShot-G, włączając obecny model G11. Wobec wciąż rosnącej liczby mega pikseli w stosunku do pozostającej nieproporcjonalnie wielkości chipa, Canon zredukował w nowym G11 o jedną trzecią rozdzielczość, dopuszczalna wielkość chipa to 1/1,7 cala. Im mniej pikseli na równej powierzchni, tym większa wielkość poszczególnych punktów obrazu. Ponieważ Canon poza tym zmniejszył jeszcze odległość pomiędzy poszczególnymi pikselami, urosła też powierzchnia czujnika na każdy piksel. Obie metody powinny zmniejszać wyraźnie szumy obrazu – właśnie to było głównym punktem krytyki przy testach jego poprzednika G10.
Canon PowerShot G11

Przekonujące ujęcia nawet przy słabym świetle

Z niecierpliwością oczekiwaliśmy wyników testów laboratoryjnych. Czy zmieniona postać czujnika da radę redukować szumy obrazu? Odpowiedź to jednoznaczne “tak”. Przy mniejszej czułości światła (ISO 80) G11 osiąga wyniki pomiarów z klasą. Również przy wyższych stopniach ISO szumy przybierająca sile, ale wolno. Samo nasuwa się porównanie z poprzednikami: poziom szumów G10 na ISO 800 G11 osiąga dopiero przy ISO 3.200.

Podobnie pozytywnie wypada wrażenie z testów rozdzielczości: nawet na ISO 800 nasze oprogramowanie do oceniania mogło rozpoznać 2154×2070 linii. Również pozytywnie oceniamy wierność kolorów. Tak dokładnie jak G11 żaden aparat nie oddaje odcieni kolorówprzy ręcznym balansie bieli. Funkcja automatyki również nie pozostawia niczego do życzenia.

G11 oferuje specjalny tryb low-light do ujęć przy szczególnie słabym świetle, w którym łączony jest co czwarty piksel. Nagrodą za rozdzielczość zmniejszoną o 2,5 megapikela jest czułość światła do ISO 12800 – w sytuacjach ekstremalnych użyteczna prowizorka.

Zniekształcenia na szerokim kącie

Obiektyw z zoomem powiększa pięciokrotnie i jest stabilizowany optycznie. Ogniskowa zaczyna się od 28 mm o lekko ostrym kącie i dochodzi do 140 mm (w zależności od rozmiaru obrazu). Zniekształcenia wypadają w testach negatywnie, pozycja szerokiego kąta spada wyraźnie mocniej (-2,4%) niż przy zwykłej ogniskowej (-1,6%). Spodobać się za to może małe zaciemnienie krawędzi obrazu (winietowanie).

Topowa obsługa

W zakresie obsługi Canon podążył za tradycją serii G: Obrotowy regulator czułości ISO i korekcji oświetlenia (maks. +/- 2, w 1/3 kroków pomiarowych) umożliwiają ombitnym fotografom obróbkę obrazów bez przechodzenia przez menu. Przesłona i czas ekspozycji można regulować za pomocą obrotowego pierścienia, kręcącego się wokół czterech punktów krzyżyka selekcji. I nawet można dopasować standardowe ustawienia balansu bieli włąsnymi ustawieniami.

Kto zamiast obróbki ręcznej woli poste proste ujęcia, znajdzie obok zwykłego programu auto tryb “buick shot”. G11 wykorzystuje przy tym cały czas czujnik obrazu do ustawiania ostrości i ekspozycji. Motyw trzeba podejrzeć przez optyczną przeglądarkę (za pomocą korekcji Dioptrin). Nagrodą za trud jest skrócone opóźnienie migawki do czasu mogącego pobić rekord 0,15 sekundy. W trybie zwykłym mija 0,46 sekundy, aż zdjęcie jest ujęte w ramki.

Komfortowy ostry wyświetlacz

Za ten wyświetlacz należy się Canonowi. 2,8-calowy monitor G11 ma rozdzielczość 461.000 sub-pikseli i wyświetla ostry obraz. Prawdziwym strzałem w dziesiątkę jest jego ruchomość: można ten monitor zamknąć, nachylać, kręcić nim i gdy jest odwrócony o 180 stopni dla ochrony, piwotować. To było już w dawno przestarzałym modelu PowerShot G6.

Pozostałe zaawansowane funkcje pozostają w kręgu pakietu wyposażenia: G11 może zatem zapisywać zdjęcia w formacie JPEG i RAW. Zdjęcia seryjne można wyzwalać jako serie z fokusem albo ekspozycją. Tempo 1,1 ujęcia na sekundę jest jednak powolne. G11 tworzy za to pięć ujęć w serii – zajmuje to tylko 5,9 sekundy. Akumulator wytrzymuje przy wyłączonym wyświetlaczu do 2000 ujęć. Canon zrezygnował jednak z funkcji wideo HD. Wyjście HDMI do transferu zdjęć na telewizor jest dostępne.

Podsumowanie

Rewizja się udała. G11 ze zredukowaną liczbą pikseli G11 trafia we współczesne potrzeby i jest widokiem na przyszłość. Jakość obrazu przekonuje teraz też przy wyższje czułości światła, lecz zniekształcenia, szczególnie na szerokim kącie, rzucają się w oczy. Obsługa jest udana, a wyposażenie dostosowane do potrzeb ambitnych fotografów, którzy nie przypisują dużego znaczenia funkcji wideo. Jednak cena 1750 zł to bardzo dużo (stan ze stycznia 2010).

Alternatywa

Aparaty kompaktowe, które zadowalają ambitnych fotografów, to rzadkość. Ekwiwalentem tego rzadkiego gatunku jest Panasonic Lumix DMC-LX3. Ten aparat oferuje obiektyw z 2,5-krotnym zoomem o szczególnie ostrym świetle i zapisuje zdjęcia również w formacie RAW. Jednak mocniej szumi niż G11 i jest wolniejszy. Za to LX3 dostaniecie już od 1550 zł.