Przed Internetem nie ukryjesz się nigdzie

Pamiętam swój pierwszy kontakt z mobilnym Internetem. Majówka, na działce, kolega z klasy (obecnie dyrektor salonu Komputronik, się porobiło:)) wziął ze sobą laptopa i modem iPlusa. Wtedy dopiero zaczynałem współpracę z CHIP.pl – portal działał na przedpotopowym CMS-ie, a w ciągu miesiąca się ukazywało tyle treści, co obecnie w ciągu jednego dnia. Laptop i modem był mi potrzebny – wolnego mi nie dali, a z wyjazdu nie chciałem rezygnować.
Lasy, łąki, droga, a Internet też jest - i to całkiem szybki

Lasy, łąki, droga, a Internet też jest – i to całkiem szybki

Działka była niedaleko Warszawy, w atrakcyjnym turystycznie miejscu. Więc sygnał komórkowy był niezły. Ale, jak się szybko okazało, nawiązanie połączenia z serwerem POP3 służbowej poczty trwało wieki. A zanim pobrała się poczta, dawno komputer się poddawał i walił timeoutami. A strona WWW? O panie, zadanie dla cierpliwych. Gdyby nie pomoc ówcześnie pracującego ze mną redaktora Bonieckiego, nie dałoby rady wrzucić żadnego tekstu. A tak wysyłałem mu plain text, a on to już formatował i wrzucał do CMS-a.

A dziś? Nawet modemu nie potrzebuję. Otwieram laptopa, klikam na Ovi Suite (program do zarządzania telefonem Nokii z poziomu kompa), klikam na “Połącz z Internetem”, zero kabelków, zero niczego. A szybkość działania? No może w porównaniu z redakcyjnym, czy domowym łączem, to pozostawia sporo do życzenia i przeglądanie Sieci w ośmiu kartach nie jest zbyt przyjemne, ale zwiastun nowego Call of Duty na YouTube’ie obejrzałem bez problemu.

W perspektywie sytuacji sprzed raptem trzech lat mamy gigantyczny postęp. Cieszy, bardzo cieszy. Wciąż nie jest to poziom Zachodu, gdzie prawie wszędzie mamy WLAN, ale nie przesadzajmy już – kończę pisać tę notkę jadąc na trasie jako pasażer samochodem. Na lewo las, na prawo polana. A ja wrzucam notkę na bloga, przeglądam newsy.

Zaraz, zaraz, czemu na majówce ja się bawię laptopem i Internetem? Znowu się nie udało. Psia mać…

Kontynuujemy nasz nowy zwyczaj – jeżeli jakieś komentarze przykują moją uwagę, będę je publikował w następnej notce. Ważna uwaga: komentarze do komentarzy (sic!) umieszczamy pod odpowiednią notką (czyli tam, skąd one pochodzą).  Mam nadzieję, że dzięki temu trochę postymuluję jeszcze dyskusję, zwłaszcza, że niejednokrotnie komentujący mają więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia, niż ja sam;)

Z notki pt.Ubuntu zje Windowsa? wybrałem komentarz anonimowy (Gość IP:94.192.215.*).

Po przeczytaniu kilku postów, stereotyp linuxa jako systemu dla geekow skłonił mnie do małych refleksji…

Osobiście używam Linuxa od ~3lat i nie wyobrazam sobie powrotu na alternatywny, komercyjny system… Należe do grupy osób które raczej lubią grzebać w “bebechach systemu” a oskryptowanie wszystkiego sprawia mi wielką radość:)

Jakiś czas temu zainstalowałem Ubuntu siostrze i rodzicą, widząc do czego głownie wykorzystują komputery (internet, filmy, od czasu do czasu cos napisac itd) W ciągu ostatniego roku (od czasu instalacji) mam zdecydowanie więcej wolnego czasu:) Skończyły się moje problemy typu: “zobacz co się dzieje, bo coś nie działa”, “znow wolno chodzi” itp. Podsumowując: “SĄ WRESZCIE SZCZĘSLIWI” 🙂

Czytając wypowiedzi powyżej że Linux jest gorszy ponieważ gimp nie jest dość profesjonalny do obróbki STU MEGABAJTOWYCH plików, czy mega zaawansowanych formuł w excellu zastanawiam się który to system tak naprawdę jest dla Geeków:)

Dzięki Maćku za wspaniały artykuł (doceniam każde dobre słowo o Linuxie) . Może mógłbyś napisać jakiegoś artka z podziałem użytkowników na trzy grupy – Tych co wiedzą że nić nie wiedza, Tych co nie wiedzą że nie wiedzą oraz t
Tych co nie wiedzą że wiedzą:)

Z pewnością “target” docelowy tych systemów będzie inny…

Ufff się rozpisałem… 🙂

Pozdrawiam