O czasach, w których Bill Gates i Steve Jobs byli bohaterami

Steve Jobs, Bill Gates, Steve Ballmer, Mark Zuckerberg, Linus Torvalds… te i wiele innych nazwisk z pewnością trafią do panteonu największych wizjonerów naszych czasów. Jak byłem jeszcze mały szkrab, te nazwiska (OK., poza Zuckerbergiem i Ballmerem, bo ich wtedy po prostu nie było) budziły podziw i szacunek. Symbolizowały nową erę w życiu przeciętnych, szarych ludzi. Komputery przestały być gigantycznymi kalkulatorami dla naukowców. Trafiły pod strzechy, ułatwiły pracę, ale przede wszystkim… pobudziły wyobraźnię. Trafiły do popkultury (Gry Wojenne – kto z mojego pokolenia, jak był mały, nie jarał się tym filmem?), tworzyły subkultury (demoscena!) a wieczór spędzony na tekstowej grze przygodowej, która miała zero grafiki a o wydarzeniach informowała cię krótkimi zdaniami na ekranie należał do wieczorów udanych.
Gates i Jobs za młodu...

Gates i Jobs za młodu…

W Polsce, o dziwo, komputery dobrze się miały. Jasne, byliśmy tradycyjnie już mocno zacofani, ale każdy entuzjasta mógł mieć Spectruma, Atari czy Amigę. Brak ustawy o ochronie praw autorskim paradoksalnie rozwinął rynek u nas, pozwalając każdemu z niezbyt zamożnych na zapoznanie się z grami, DOS-em a później Windowsem. Dużą zasługę w nakręcaniu Polaków na IT mają też Bajtek i Top Secret – wybitnie fajnie prowadzone miesięczniki, jeden o komputerach, drugi o grach. Na Bajtka byłem nieco za mały, ale Top Secreta łykałem jak młody pelikan. Ale też nigdy nie było tak, że tylko gry. Persony takie, jak Gates, Torvalds czy Jobs to byli moi herosi.

15 lat później. Rewolucja IT już dawno mamy za sobą. Nawet telefony powoli stają się komputerami o na serio niezłych możliwościach. Skończyła się przygoda, zaczął się przemysł. Trudno się dziwić – rewolucyjne wynalazki tak bardzo ułatwiły nam życie, więc musiały trafić pod strzechy. Byle Kowalski ma do swojej dyspozycji narzędzia, które za mojego dzieciństwa nawet największym entuzjastom i pasjonatom się nie śniły.

Kiedy zaczął się ten przełom? Osobiście wydaje mi się, że w momencie, kiedy Microsoft zaczął mieć problemy z amerykańską komisją antymonopolową, która orzekła, że Internet Explorer w systemie Windows to nieuczciwa praktyka. Gazety o tym trąbiły a ludzie zdali sobie sprawę, że IT to nie tylko “ciekawostka”, ale też i olbrzymie pieniądze. Wtedy też zmieniło się nastawienie do Microsoftu. Co młodsi czytelnicy tego nie pamiętają, ale Microsoft przed aferą z Explorerem był symbolem innowacyjności, amerykańskiego snu i wizjonerstwa. Po tej aferze heros Gates zmienił swój wizerunek w oczach świata – stał się chciwym bogaczem, wysysającym pieniądze z potrzebujących a Microsoft do dziś ma problem ze swoim image’em. Od tej pory zaczęliśmy krytycznie patrzeć na tych bohaterów. Steve Jobs, nie oszukujmy się, prawdziwy wizjoner, obecnie jest częściej określany jako “mistrz marketingu i nic więcej”. O Torvaldsie się już nie mówi, częściej o Shuttleworth’ie i “ale to Ubuntu kolorowe”.

Rozwój technologii i jej skomercjalizowanie to niewątpliwie jedyna słuszna droga i dobrze się stało. Ale fajnie jest pamiętać okres, jak to dopiero raczkowało, jak dzisiejsze multimiliardowe koncerny zaczynały po garażach i piwnicach. Konferencja All Things Digital zgromadziła niektórych weteranów rynku. Pisałem sprawozdanie z wywiadu z Jobsem, z Zuckerbergiem, a Michał właśnie wrzuca wywiad z Ballmerem (będzie jeszcze dziś, myślę, że za maks. godzinkę). Wspomnienia ożyły. To były fajne czasy:)

I fajnie by było poczytać o waszych początkach z IT:)

Z notki pod tytułem Red Dead Redemption, czyli jak redaktor CHIP-a bił konia komentarzy wartych wyróżnienia nie stwierdzono, więc znowu łamiemy tradycję ich wklejania.