Myszkowanie gamepadem

Wojna o myszkę to główny argument wielu osób przez niekupowaniem konsoli. Wiele już słyszałem głosów, że “na padzie nie da się grać”. Tylko czemu my, konsolowcy, jakoś gramy i całkiem nieźle nam to idzie?
A może myszkopad Genius Navigator 365? :)

A może myszkopad Genius Navigator 365? 🙂

Nie zamierzam tu nikomu wciskać kitu, że padem zrobisz dokładnie to samo, co myszką. Ależ oczywiście, że nie. Myszka jest dużo precyzyjniejszym narzędziem, niż malutki joystick na padzie. Instynktownie ruszamy ręką dokładnie tak samo, jak byśmy chcieli wychylić kursor. Z kolei kciukiem regulowanie stopnia wychylenia joya jest dla mózgu mało intuicyjne i precyzyjne i nawet po treningu i tak ciężko osiągnąć te same rezultaty, co na gryzoniu (właściwie, moim zdaniem to niemożliwe).

Ale czy Wy serio uważacie, że odkryliście coś, do czego producenci gier jeszcze nie doszli? Zadajcie sobie proszę to pytanie;) Oczywiście, że przeniesienie gry takiej, jak Counter-Strike na konsole, gdzie celowanie stanowi trzon rozgrywki nie ma sensu. “Kanter” na pierwszym Xboksie (tak, powstał taki port, i to oficjalnie) był grą przeciętną. Dlatego też gry na konsole są zupełnie przeprojektowane.

Shooterów na PS3 i X360 mamy od groma i sprzedają się bajecznie, czego dowodzi bijąca rekordy popularności seria Call of Duty czy bardzo popularny w trybie multiplayer Battlefield (a także multum innych produkcji). Nie jesteśmy masochistami, zapewniam. I gwarantuję, że asysta przy celowaniu w tego typu grach wcale nie powoduje, że grę przejdziesz z zamkniętymi oczami. W tych grach nacisk położony jest na co innego. Taktyka, refleks, wyobraźnia przestrzenna, inteligentni przeciwnicy lub po prostu narracja powodują, że element gry pod tytułem “celowanie myszką” szybko idzie w odstawkę. Bo gra jest wciągająca i gra jest trudna. Po prostu wymaga innych umiejętności, niż precyzyjne obcowanie crosshairem. Jakoś na e-sportowych olimpiadach są rozgrywki na padach, są mistrzowie świata, czyli i tam jest rywalizacja na skilla.

Kolejnym niepodważalnym atutem gamepada jest zwykła wygoda. Rozsiadam się na kanapie, mam bezprzewodowego pada w łapie, siedzę/leżę w jakiej pozycji chcę, gdzie chcę a przed oczami mam 40-calowy telewizor. Z myszką muszę siedzieć zgarbiony przy biurku. Jasne, można podłączyć telewizor do komputera, używać bezprzewodowej myszki i zrobić sobie gdzieś obok kanapy podkładkę/stoliczek. Tylko ja wtedy z gamepadem przekręcam się na drugi bok, a posiadacz myszki demontuje stolik:)

Nie jestem tu żadnym fanboyem. Uważam, że fani grania na myszce mają rację, i fani grania na padzie mają rację. Zrozumcie, że to zwykła kwestia gustu. Ja wolę kanapowe podejście, ktoś inny woli biurkowe. Wolność wyboru. I oczywiście, że myszka jest dużo precyzyjniejsza. Ale jak czytam argumenty o “graniu jak małpa na padzie” to pozostaje się tylko dobrotliwie uśmiechnąć, bo od razu widać, że żadne argumenty nie trafią… 😉

Kontynuujemy nasz nowy zwyczaj – jeżeli jakieś komentarze przykują moją uwagę, będę je publikował w następnej notce. Ważna uwaga: komentarze do komentarzy (sic!) umieszczamy pod odpowiednią notką (czyli tam, skąd one pochodzą).  Mam nadzieję, że dzięki temu trochę postymuluję jeszcze dyskusję, zwłaszcza, że niejednokrotnie komentujący mają więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia, niż ja sam;)

Z notki pt. Gwiezdne Wojny: “nowa” Trylogia jest spokowybrałem komentarz nonline’a (nie zgadzam się z nim, no ale… ;))

Stara trylogia była pod każdym względem nowatorska, robiona na czuja, a lwią część efektów specjalnych po prostu przy niej i na jej potrzeby wymyślono. Była po prostu pionierem, robiona inną szkołą, z inną obsadą. Tak charyzmatycznej postaci jak Han Solo, granej przez H. Forda, nie da się zastąpić i tyle.
Nowa trylogia to już tylko popis efekciarstwa, dla fana obowiązek i mussowo – sam byłem na premierze zemsty sithów, ale… wyszedłem pod koniec. Dla mnie, sposób pokazania w jaki sposób Anakin przemienia się w Vadera, to po prostu obciach i żenada. Nie mówiąc już o tym, że aktor grający Anakina to dla mnie żelowaty gejfrut, który ma tyle gracji, pasji, zdolności co kamień.
Efekty specjalne… Kit, dupa i kamieni kupa. Lucas się nie postarał w nowej trylogii, przełożył efekciarstwo nad fabułę. Tak drętwych dialogów chyba nigdy nie było w historii kina SF! Naciągana historia, ledwo trzymająca się kupy, okraszona przeciętnymi efektami specjalnymi, bluebox, motion capture i jedziemy z koksem?! Co to ma być? Lepszy niedzielny rycerz Luke i ekipa łobuzów, niż setki wyrenderowanych pajaców z świetlówkami.
Jeszcze Mroczne Widmo dało radę przełknąć, miało coś bajkowego w sobie, ale atak klonów i zemsta sithów to części robione na siłe, po to aby tylko zamknąć trylogie, nabić kabze i spać na dolarach.