Okulary Gunnar to nie ściema

Otrzymałem jakiś czas temu do testów, od firmy Gunnar… okulary. Okulary, które miały wyeliminować zmęczenie związane z pracą przed komputerem. Okulary, które są wykonane w super skomplikowanej, naukowej technologii, przez NASA, CIA, KGB, i tak dalej. Dlatego też do tanich nie należą. I powiem tak: wielu obietnic nie dotrzymały. Ale są warte swej ceny.
Okulary Gunnar to nie ściema

Najważniejsze w omawianych okularach są soczewki i-AMP. I mają nas ratować przed skutkami długiego siedzenia przed komputerem na wiele różnych sposobów dzięki odpowiednim materiałom, geometrii, odcieniowi i powłoce. Trzeba przyznać, ratują całkiem zmyślnie. Dzięki swojej konstrukcji przystosowane są do naszych niezdrowych nawyków przed komputerem a także do samej charakterystyki komputera. Ma to też swoją wadę, ale o tym za chwilę.

i-AMP działają na kilka różnych sposobów. Chronią nasze oczy przed niezdrowym dla nas światłem neonowym (czytaj: takim, które emitują ekrany LCD i LED) a także poprzez umiejętne dobranie kształtu i charakterystyki optycznej redukują efekty ciągłej pracy oka (patrzymy się na górę ekranu, na bok ekranu, na klawiaturę, co chwila zmuszając oko do korekty ostrości), a nawet szyi (co chwila się rozglądamy) i powieki (przed komputerem mrugamy nawet trzykrotnie rzadziej). Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o optykę, ale to na serio działa! To, co widać gołym okiem (sic!), to żółto-bursztynowy kolor powłoki oraz moc 0,2 dioptrii. Reszta to zapewne opatentowane rozwiązania Gunnara.

Same okulary są lekkie, wygodnie się je nosi i nie zauważa na głowie. Wymagają chwilowego przyzwyczajenia (rozjaśnienie, ale nie rozjaskrawienie, korekta dioptrii, zmiana barw), ale trzeba przyznać, szybko się adaptujemy. A, jeżeli długo siedzimy przy komputerze, to odczuwalną poprawę samopoczucia widać już nawet po dwóch dniach. I to na stałe.

Nie obyło się jednak bez wad. Po pierwsze, osoby bez soczewek kontaktowych a z wadą wzroku są zdecydowanie dyskryminowani. Po drugie, okulary nadają się tylko do pracy z komputerem. Nie wyjdziesz w nich na ulicę. Nie powinno to dziwić z uwagi na ich specjalizację, ale warto to zaznaczyć. Po trzecie: żółto-bursztynowy kolor powłoki dyskwalifikuje je w oczach (sic!) grafików (niewierne odwzorowanie barw) i miłośników filmów i gier (wyłączamy e-sportowców, którzy zwracają mniejszą uwagę na kolorystykę, a owe okulary z pewnością im pomogą).

Ja testowałem model Wi-Five dla graczy. Ceny zaczynają się od ponad 300 złotych (najprostsze modele!) więc tanio nie jest (i nawet futerału nie dają). Dlatego jak z komputera korzystasz nie dłużej, jak 3-4 godziny dziennie, to możesz sobie podarować zakup. Jeżeli bardzo zależy ci na soczystych kolorach (gry, filmy, grafika), to również nie jest sprzęt dla ciebie. Ale mi pracę bardzo ułatwiły. Więc jeżeli dniami i nocami siedzisz przy kompie, to zdają one egzamin i warto po nie sięgnąć do portfela.

Okulary na podryw takie sobie. Model też.

Okulary na podryw takie sobie. Model też.