Android chce podzielić los Windows Mobile?

Androida używam od lat i bardzo go sobie cenię. Jednak od pewnego czasu mam go trochę dość. Najpierw HTC Desire z Androidem Froyo i nakładką Sense, a do niedawna Samsung Galaxy S z Froyo i TouchWizem. Zdecydowanie lepsze wspomnienia mam z tym pierwszym: nakładka Sense wyciąga z systemu Google’a to, co najlepsze, i jeszcze poprawia, dodając dużo od siebie (wydajność i ergonomia!). Android w wydaniu samsungowym jest bardziej pstrokaty (aczkolwiek to, oczywiście, kwestia gustu), preinstalowane aplikacje i widżety nieraz bezużyteczne (wystarczy porównać Aktywności SNS i Friendstream), a sam system ociężały. Nie zmienia to jednak faktu, że kupienie Galaxy S uważam za dobrą decyzję i wielu osobom bym ten telefon polecił.
Android Ice Cream Sandwich - widać elementy zaczerpnięte zarówno z Gingerbreada, jak i Honeycomba
Android Ice Cream Sandwich - widać elementy zaczerpnięte zarówno z Gingerbreada, jak i Honeycomba

Po latach jednak porzucam Androida. Na rzecz Windows Phone (to ja może za was odbębnię: “fanboy! Pracownik m$! bezkształtne kwadraty! Kryptoreklama! Hańba!”). Dlaczego? Ponieważ, tak jak pisałem w jednej z poprzednich notek, z 80 procent funkcji Androida nie korzystam. A każda nowa funkcja to dodatkowe obciążenie dla systemu, dodatkowa pozycja w menu, przez co system, dla osoby takiej jak ja, staje się przeładowany, zbyt wolny i traci na czytelności. Jasne, mógłbym wgrać nieoficjalny system, bawić się dniami w jego dopasowywanie, ale nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Nie zmienia to jednak faktu, że Android jest względnie przyjazny dla użytkownika, a obsługa paluchem jest praktycznie bezproblemowa.

To, co zobaczyłem na zrzutach ekranu Ice Cream Sandwich (pamiętajmy, że mogą okazać się nieprawdziwe) jednak bardzo mnie zaniepokoiło. Estetyka mi zupełnie nie leży (wolę prostotę od pstrokatu i miliona świecidełek), ale to już kwestia gustu. To, co widzimy, to zrzuty ekranu z 4,6-calowego smartfona, a więc prawdziwego giganta. A mimo to, widać w launcherze gąszcz małych ikon. W menu ustawień grubość poszczególnych pozycji sprawia wrażenie, że da się je jeszcze obsługiwać bezproblemowo palcami, ale trzeba już być precyzyjnym. A, przypomnijmy, to 4,6-calowy ekran. Typowy smartfon ma 3,7-4 cale. A tu sytuacja się dramatycznie zmienia. Czyżby “waniliowemu” Androidowi, bez żadnej nakładki, do trafienia w poszczególne opcje potrzebny był… rysik?!

Od smartfonów z Androidem wymaga się “ficzerów”. Maja umieć wszystko – od odebrania emaila, aż po logowanie się do konsoli linuksowej czy wykonywania kilkunastu zadań w tle. Jest popyt, internauci głośno krzyczą, więc jest i podaż. Google, zachęcony, dodaje więc ich na potęgę. Jednak w pewnym momencie następuje przesyt i przeładowanie.

Był już kiedyś taki system. Nazywał się Windows Mobile. System, który z czasem stał się ulubieńcem power userów. Pozwalał na praktycznie wszystko. Oczywiście, nie tak zgrabnie, jak Android, ale mówimy tu o relikcie z przeszłości. Tyle że w pewnym momencie nastąpił przesyt. Producenci smartfonów zaczęli stosować własne nakładki, by umożliwić jakąkolwiek względnie wygodną obsługę (brzmi znajomo?), z SPB Shell i HTC Sense na czele (brzmi znajomo???). Potem pokazał się iPhone… i Windows Mobile spadł do pozycji marginalnej.

Google’owi tak szybki upadek nie grozi, a to dzięki całemu ekosystemowi usług w chmurze. Takiego zabezpieczenia Windows Mobile nie miał, więc jedynym powodem do pozostania przy tym systemie były ulubione aplikacje, które jednak z czasem pojawiły się na Symbianie i iPhone’ie. Co więcej, podobnie jak w Windows Mobile, można tworzyć nakładki interfejsu, które ułatwią życie użytkownikowi. Tyle że w pewnym momencie Android stanie się lepszy tylko i wyłącznie w tabelce porównującej dostępność “ficzerów”. Przypomnijmy sobie iPhone’a: pierwszy model nie umiał nawet ćwierci tego, co Symbian czy Windows Mobile, a mimo to wymiótł je na margines (aczkolwiek Symbian zaczął ewoluować, długo walcząc, zanim Nokia dała sobie spokój).

Póki co Android ma się dobrze, jednak dużo gorzej, niż wydaje się jego entuzjastom. Faktycznie, ma najwięcej rynku, i to z pewną (nie za wielką) przewagą. Przypomnijmy sobie jednak to, że iOS dostępny jest tylko na jeden telefon (iPhone w swoich kolejnych generacjach). Z Androidem sprzedawanych jest setki modeli telefonów dziesiątków producentów we wszystkich segmentach cenowych. A mimo to walczy z Apple’em o rynek.

Ludzie nie chcą miliona “ficzerów”. Ludzie chcą móc wygodnie pogadać, wysłać wiadomość i maila, dodać przypomnienie do kalendarza, w sposób bezproblemowy przeglądać Internet, cyknąć zdjęcie, wrzucić je na Facebooka, a potem założyć słuchawki i posłuchać sobie jakiejś płyty. Bardziej zainteresowani tematem instalują sobie nawigację i aplikacje typu “rozkład jazdy autobusów”. Ma być szybko, wygodnie i prosto. I tak jak w Androidzie z HTC Sense jest to jeszcze względnie możliwe (aczkolwiek to prostoty iPhone’a czy Windows Phone jeszcze trochę brakuje), tak to, co widzę na zrzutach ekranu z Androida 4.0 przypomina mi bardziej pulpit desktopowego Ubuntu, niż system na telefon komórkowy.

Android to fajny system. Ale Google’u, Motorolo, Samsungu, psie Sabo, nie idźcie tą drogą. Był już system, który wymagał nakładek interfejsu. Źle skończył. Trzymam więc kciuki, że te zrzuty ekranu to jeden wielki fake, a ta cała notka, po premierze Nexus Prime, nie będzie miała pokrycia z rzeczywistością…