Android 4.1 Jelly Bean – świetny system, którego nie dostaniesz

Android 4.1 Jelly Bean zapowiada się znakomicie. Zachowuje dotychczasowe, unikalne zalety tego systemu, eliminując zarazem kilka jego największych wad. Mamy interfejs, który reaguje na dotyk, a nie uznaje, że może sobie chwile poczekać od czasu, kiedy dotknę ekran. Mamy sterowanie głosowe bez konieczności łączenia z Internetem. Mapy offline to duży atut. Google Now to taka jeszcze lepsza Siri. Cud, miód i orzeszki.
Android 4.1 Jelly Bean – świetny system, którego nie dostaniesz
Mniam, mniam... apetycznie!

Mniam, mniam… apetycznie!

Jak rozumiem, moje smartfony z Androidem w przeciągu parunastu tygodni mogą oczekiwać tych dobrych dobroci? Prawda? Niestety, obawiam się, że nie. Wśród nich nie ma ani jednego z linii Nexus. A tylko te mogą liczyć na wynalazek Google’a.

Niestety, zabrakło mi w Jelly Bean jednej, podstawowej cechy. Możliwość aktualizacji oprogramowania niezależnie od tego, czy zostało rozbudowane przez producentów telefonów komórkowych i operatorów. Oznacza to, że większość urządzeń na rynku tego systemu nie zobaczy na oczy. Może Galaxy S III, może One X, może Galaxy Tab 10.1 i kilka innych. Kilkadziesiąt pozostałych wciąż czeka na poprzednią wersję, czyli Ice Cream Sandwich.

Google niestety daje tu podwójnego ciała. Rozumiem dlaczego mój Galaxy S nie dostanie Ice Cream Sandwich, a tym bardziej Jelly Bean. Bo większość nowości jest nie do obsłużenia przez hardware. Nie mam więc pretensji. Doskonale rozumiem, czemu mój HTC Desire nie dostał już Gingerbreada. Nie żywię urazy. Problem w tym, że w momencie publikacji następnej generacji Androida, rozwój poprzedniej jest hamowany. To jest największy problem! A wykryte błędy i usterki? A kto by się tym przejmował.

Dwóch największych konkurentów Google’a na tym rynku dba o klienta. Apple dba o to, by przez kilka lat jego urządzenia miały zawsze możliwy najlepszy software. Microsoft, który żyje ze sprzedaży licencji na system, zastosował jeszcze inne podejście. Nowa generacja jego systemu, czyli Windows Phone 8, nie będzie dostępna w formie aktualizacji. Trzeba będzie kupić nowy telefon. Ale posiadacze smartfonów z Windows Phone 7.x nie zostają na lodzie. Trwa wdrażanie pierwszej dużej aktualizacji o nazwie Tango, potem, około jesieni, czeka nas kolejna, oznaczona po prostu numerem wersji 7.8. W międzyczasie, jak zawsze, będą publikowane łatki usuwające usterki. To oczywiste w świecie Microsoftu i Apple’a i rzecz niespotykana w świecie Google’a. Dlaczego?

Android to w pełni otwarty system. Oznacza to, że możemy go sobie modyfikować jak nam się żywnie podoba. To bardzo piękna sprawa. Wiedzą o tym też producenci telefonów komórkowych, którzy grzebią w nim ile wlezie. Dodają swoje interfejsy, usuwając oryginalny, doczepiają dodatkowe aplikacje i usługi. Niestety, oznacza to, że w momencie, w którym Google publikuje kod źródłowy nowej wersji oprogramowania, każdy zmodyfikowany system musi być raz jeszcze przerabiany, a jeżeli to drobna aktualizacja, chociaż gruntownie przetestowany, czy zmiany w kodzie nie wpłynęły na działanie i stabilność dodatków.

Operatorzy komórkowi, od których zazwyczaj kupujemy telefony, również mają wpływ na Androida. Dodają swoje usługi, a na dodatek samodzielnie testują aktualizacje, by upewnić się, że pomoc techniczna nie będzie miała nowych zmartwień na głowie. A na dodatek chce sprzedać jak najwięcej aktywacji. Lepiej więc skłonić abonenta do wymiany telefonu, niż reanimować istniejący.

A Google też nie ma motywacji, by wywierać wpływ na operatorów i producentów tak, jak robią to Apple i Microsoft. Android rządzi. iPhone jest najlepiej sprzedającym się smartfonem, ale to Android jest najpopularniejszym systemem operacyjnym. Microsoft to plankton.

Fajny ten Jelly Bean. Szkoda, że go nie dostaniesz.