Oj już nie marudź, tylko kup wreszcie ten dysk SSD

Od dłuższego czasu przestałem się bawić w konfigurację jak najlepszego (pod kątem wydajności) komputera PC. Z prostej przyczyny: gry przeniosłem na konsolę Xbox, a mój laptop nigdy nie dostawał większej zadyszki przy wymagających zadaniach. Moje kryterium wydajności jest proste: jeżeli na jednym pulpicie mam uruchomione kilka wymagających aplikacji (Word, Photoshop, InDesign i przeglądarkę z wieloma otwartymi kartami), a na drugim Pulpicie działa wyświetlany film w Full HD i procesor się nie krztusi, to jest to komputer, który mi wystarcza.
Oj już nie marudź, tylko kup wreszcie ten dysk SSD
Cieszę się, że mnie Intel wyprowadził z błędu

Cieszę się, że mnie Intel wyprowadził z błędu

Na dysk nigdy nie zwracałem uwagi. Jasne, znałem z teorii zalety posiadania SSD, ale nigdy nie zatanawiałem się nad tym poważniej. Cisza? Fajna rzecz, ale nie jest warta aż tak dużych pieniędzy, a w moim komputerze dysk rzadko słychać. Energooszczędność? Mój laptop to 17-calowe bydle, bateria pełni w nim rolę raczej zasilacza UPS niż faktycznie pozwala na kilka godzin pracy. Wydajność? Aj tam, nie kopiuję za często plików. I tą ostatnią odpowiedzią właśnie wykazałem się niesamowitą ignorancją.

Intel zaproponował mi eksperyment. Wypożyczył mi swój egzemplarz dysku Intel SSD 330. “Masz, poużywaj, zamiast wykonywać testy syntetyczne polegające na archiwizacji plików WinRAR-em”. Poprosiłem o dłuższy czas wypożyczenia. Wymianę dysku systemowego połączyłem z reinstalacją Windows, a jak jest z praktycznie każdym systemem operacyjnym wszyscy wiemy: na początku śmiga, a po kilkunastu tygodniach, po przemieleniu Internetem i aplikacjami, w zauważalny sposób zwalnia. Chciałem udowodnić, że ten wydatek to luksus, na który nie warto wydawać pieniędzy.

Osoby zaawansowane komputerowo już dawno wiedzą, jaki popełniłem błąd myślowy i czemu wykazałem się ignorancją. Otóż dysk w komputerze cały czas pracuje, nie tylko przy odczytywaniu danych do otwarcia przez aplikację i kopiowaniu. Pracuje pamięć wirtualna, system sięga do bibliotek, operacje zapisu i odczytu wykonywane są właściwie przy każdej operacji.

To, że dyski SSD są wielokrotnie szybsze od HDD, wie każdy. Ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo wąskim gardłem poczciwe “twardziele” są dla naszych komputerów. Po miesiącu z udostępnionym mi przez firmę Intel dyskiem czuję się wciąż, jakbym miał nowy komputer. A należy pamiętać, że udostępniony mi model to konsumencki middle-end.

Czas rozruchu już na samym początku wywarł na mnie wrażenie. Pulpit potrafił mi się ładować przez dobre trzy minuty od czasu zalogowania z uwagi na mnogość ładowanych w tle aplikacji, z których korzystam. Obecnie czas ten skrócił się do, około, 20 sekund. Wyszukiwarka plików? Odpowiedź błyskawiczna. Uruchomienie krowy, jaką jest Photoshop? Kilka sekund zamiast minuty. Różnica jest kolosalna, dużo większa, niż sugerują benchmarki. Sam komputer również pracuje wydajniej, z uwagi na to, że operacje wykonywane w tle, zamiast “chrupać” dyskiem, po prostu są przeliczane przez procesor i kończone.

Nie przeprowadzałem żadnych testów syntetycznych, nie taki był cel tego eksperymentu. Chodziło o to, by sprawdzić, czy SSD faktycznie daje różnicę w codziennej pracy i zabawie z komputerem. Warunków do testów, z uwagi na ciągłą zmienność środowiska, brak. Różnica w komforcie pracy jest po prostu kolosalna.

Dlatego też, jeżeli laptop ci zwalnia, już nie daje rady, zamiast go wymieniać, rozważ wymianę dysku HDD na SSD. Ceny są już bardzo przystępne. Nie bądź ignorantem takim, jak ja. Mój HP Pavilion dv7 przeżywa właśnie swoją drugą młodość. Zrób prezent swojemu komputerowi. A za dyski Intela, po długim już ich użytkowaniu, mogę śmiało poręczyć.