Office 2013 rozczarowuje ceną, ale i tak go kupię

Office 2013 łączy to, co najlepsze, jeżeli chodzi o Office 365 i Office 2010, dodając wiele od siebie. Potężne aplikacje natywne uzupełnione o narzędzia online w chmurze dostępne na każdym komputerze. Wystarczy login i hasło. Nie tylko sam produkt jest nowy, ale również forma licencjonowania. Możemy kupić, tradycyjnie, oprogramowanie na zawsze, lub je wynająć za pomocą czasowej subskrybcji.
Office 2013 rozczarowuje ceną, ale i tak go kupię
Nowy Microsoft Word

Nowy Microsoft Word

Office jest drogi i zawsze był. Przyznać jednak muszę, że do poważniejszej pracy jest po prostu niezastąpiony. Wiem, co mówię. Sprawdzałem wiele alternatyw dostępnych dla Windows. Dokumenty Google czy OpenOffice.org to niewygodne zabawki w porównaniu do tego, co oferuje Microsoft. Niestety, twórcy Office’a to wiedzą, postanowili więc podnieść ceny.

Nie są jeszcze ogłoszone oficjalnie polskie cenniki, więc posłużę się amerykańskimi. Wersja Home and Student 2013 kosztuje 139,99 dolara. O 20 dolarów więcej niż 2010. Home and Business to 219,99 dolara. O 20 dolarów, ponownie, więcej, niż w przypadku edycji 2010. No i Professional. 399,99 dolara. O 50 dolców więcej, niż poprzednik. Licencje są też mniej korzystne, bo każda dotyczy instalacji na wyłącznie jednym komputerze. A to, niektórym, może zwiększyć cenę nawet trzykrotnie.

Myślałem więc, że skorzystam z subskrybcji. Nie mam programu na własność, więc powinno być taniej, prawda? Spodziewałem się, że przez to, że mój Office nie należy do mnie, a mam prawo tylko na nim pracować (dość istotna różnica) zapłacę mniej, tak? No i rzeczywiście, jest taniej. Oferta Home Premium, która uwzględnia rok pracy na pięciu stanowiskach z Windows lub OS X kosztuje 99 dolarów. Jest taniej, jeżeli z Office korzysta całe gospodarstwo domowe. A ja? Dziennikarz, bloger, właściciel jednoosobowej firmy? Z Office będę korzystał dłużej, niż rok. I już po roku przestanie mi się to opłacać.

Ktoś może wziąć w obronę plan subskrybcyjny. Przecież dostaję dodatkowo, porównując najtańsze wersje normalnej i abonamentowej licencji, Accessa (zupełnie zbędny), Outlooka (działając w dzisiejszych czasach w chmurze wystarczy mi klient systemowy), Publishera (zupełnie zbędny), 20 gigabajtów na SkyDrive i godzinę rozmów miesięcznie na Skype. Tylko dwa ostatnie punkty wydają mi się atrakcyjne. Dalej jednak nie czuję się zmotywowany, by płacić (zgaduję) 350 złotych rocznie.

Pewnie jak zwykle się złamię i znowu kupię nowego Office’a. Bo dzięki niemu zarabiam pieniądze, a będę chory, jeżeli nie będę miał najnowszej wersji ze wszystkimi usprawnieniami. Zwłaszcza, że te zapowiadają się wybornie. Ale nie sądzę, by osoby, którym wystarczają Dokumenty Google, zdecydowali się spróbować lub wrócić do Office’a. Ceny są zbyt wysokie.