Co by było, gdyby Nokia wybrała MeeGo?

Dawno, dawno temu – no, może nie aż tak dawno – w chłodnym, podbiegunowym kraju słynącym ze swoich pięknych lasów i jezior, żyła sobie pewna firma telekomunikacyjna, niczym piękna królowa. Była wielka i potężna, niepodzielnie władając rynkiem. Partnerzy biznesowi szanowali ją, użytkownicy kochali szczerze, a konkurenci bali się jej i zazdrościli. Ale nawet w bajkach nic co dobre nie może trwać wiecznie. Kiedy pewnego dnia ze słonecznej krainy pachnącej trawy i hippisów przywędrował czarodziej, który potrafił zamieniać jabłka w złoto, królowa nie sądziła, że może stanowić dla niej zagrożenie. Nie zwołała swoich doradców, nie zmobilizowała wojsk. Śmiała się ze sztuczek czarodzieja, przekonana, że nie zdoła odciągnąć od niej jej wiernych poddanych. Kiedy dostrzegła, jak bardzo się pomyliła, było już za późno. Czarodziej zdobył serca i wyczyścił portfele poddanych – jej poddanych! – a ona nie mogła nic zrobić. Patrzyła tylko bezradnie, jak opuszczają ją jeden po drugim… Aż wreszcie zrozumiała, że jeśli pozostanie bezczynna, wkrótce straci wszystko. Przerażona i zrozpaczona wybrała się na najwyższą wieżę do najdalszej komnaty, gdzie mieszkał stary mędrzec i spytała go, co robić. Mędrzec podrapał się po łysej głowie, potrząsnął długą, siwą brodą i rzekł – Moja pani, potrzebujesz magii. – A skądże ja mam ją wziąć? – spytała ona. – Są dwie ścieżki – odrzekł mędrzec – możesz albo sama nauczyć się czarować, jednak będzie to bardzo trudne i może zająć lata, albo możesz poprosić innego czarodzieja, żeby nauczył cię zaklęć, będziesz jednak musiała za to zapłacić, oddając mu to, co masz najcenniejszego. Co wybierasz?
Co by było, gdyby Nokia wybrała MeeGo?

Na początek opowiem wam bajkę.

Królowa zapłakała cicho po raz ostatni, podziękowała mądremu starcowi i ruszyła z powrotem do zamku. Nim dotarła do sali tronowej, łzy obeschły a z twarzy królowej znikły niepewność i strach – pozostała jedynie determinacja i zdecydowanie. Postanowiła pozostac niezależna i walczyć o swoje królestwo sama, do zwycięstwa, albo ostatecznego upadku…

Jeśli

myśleliście, że

opowiadam

wam

o

Nokii

i

zdziwiło

was

zakończenie, inne

niż

to, które

znamy, to

spieszę

z

wyjaśnieniami.

To

nie

jest

historia

Nokii.

To

historia

RIM

i

ich

BlackBerry.

Opowieść o dwóch firmach

Nokia, czy RIM? To zadziwiające, jak wiele te dwie firmy łączy. Powyższą bajkę można by spokojnie rozbudować o dalsze szczegóły a ona wciąż pasowałaby zarówno do Finów, jak i Kanadyjczyków.

Kiedy

zaczęły

się

kłopoty, obie

firmy

zareagowały

podobnie.

Po

pierwsze, rozpoczęły

intensywną

modernizację

używanego

w

tamtym

czasie

systemu

operacyjnego, w

serii

kolejnych

aktualizacji

przystosowując

go

do

obsługi

palcami

i

dodają

szereg

wymuszonych

popytem

funkcji, po

drugie, przygotowały

nowe

telefony

wyposażone

w

dotykowe

ekrany, po

trzecie, wzięły

się

solidnie

za

rozwój

i

promowanie

swoich

sklepów

z

aplikacjiami

i

usług

online.

Wszyscy

wiem, jak

się

to

skończyło.

Stworzone

dla

klawiatur

systemy

operacyjne

okazały

się

bardzo

trudne

do

przeflancowania

na

dotykowe

poletko – bagaż

przeszłości

był

zbyt

wielki.

To

nie

wina

Nokii

czy

RIM

: wyobraźcie

sobie, że

pod

presją

czasu

próbujecie

przebudować

samochód

na

samolot

tak, żeby

zachować

jak

największą

część

projektu

bez

zmian…

Choćby

nie

wiem

co, efekt

takich

działań

przegra

z

zaprojektowanym

od

podstaw

samolotem, nawet zrobionym z

dykty.

Znacznie lepiej było po stronie hardware. Ponieważ

obie

firmy

miały

ogromne

doświadczenie

w

produkcji

sprzętu, zarówno

smartfony

Nokii

jak

i

kolejne

Jeżynki

były

perfekcyjnie

wykonanymi

cacuszkami

sztuki

inżynierskiej. Niestety, całość często okazywała się niedopracowana i była łatana już po premierze, dawały o sobie znać ograniczenia wynikające ze struktury i interfejsów systemów oraz poważne braki, jeśli chodzi o poszukiwane aplikacje.

Ale

zarówno

Finowie, jak

i

Kanadyjczycy

wcale

nie

uważali, że

to

wystarczy.

To

były

tylko

działania

opóźniające, gra

na

czas, którego

tak

bardzo

obu

firmom

brakowało.

W

centrach

R

&

D

Nokii

i

RIM

trwały

pospieszne

prace

nad

zupełnie

nowymi, zaprojektowanymi

od

zera

dla

dotyku

systemami

:

MeeGo (

które

wyrosło

z

projektu

Maemo

) oraz

BB10

(

oparty

na

zakupionym

przez

RIM

systemie

QNX

).

Wkrótce na rynku pojawiły się pierwsze owoce tych prac: BlackBerry PlayBook oraz Nokia N9. Niestety, w tym miejscu przychodzi pora na dramatyczny zwrot akcji.

Co by było, gdyby…?

I BlackBerry PlayBook i Nokia N9 były świetnymi urządzeniami z niedopracowanymi jeszcze, ale doskonale zapowiadającymi się systemami. Ich ekosystemy – sklepy z aplikacjami, usługi sieciowe – były w powijakach, jednak miały szansę rozwoju. Dla obu firm to był pewien punkt przesilenia. Jednoczesnie jednak był to punkt, w którym tak podobne, równoległe historie Nokii i RIM-u rozeszły się w dwie przeciwne strony: Finowie jeszcze przed wypuszczeniem na rynek N9 podjęli decyzję o porzuceniu rozwijanego przez nich w kooperacji z Intelem MeeGo i nawiązaniu strategicznej współpracy z Microsoftem. Systemem następnej generacji smartfonów Nokii miał być Windows Phone 7.

Pamiętacie, co czuliście, kiedy ta informacja została opublikowana? Nie było wiele entuzjazmu. Reakcje wahały się od zdziwienia do złości i tylko nieliczni uważali, że ten krok przyniesie Nokii korzyści. Przez kolejne miesiące w Internecie i na łamach prasy toczyły się (i tocza się do dziś) zażarte dyskusje, czy Windows Phone wykończy, czy uratuje Nokię oraz co by było, gdyby Finowie zacisnęli zęby i zdecydowali się powierzyć swój los MeeGo. Otóż nie trzeba kreślić fantastycznych scenariuszy i zgadywać, jak potoczyłyby się wydarzenia – jak już się pewnie domyślacie, upraszaczając sprawę to, co dzieje się w tej chwili z RIM to właśnie w najgrubszych zarysach historia Nokii, która nie wzięła Windows Phone’a.

Po zebraniu doświadczeń z PlayBookiem i pierwszym podejściem do budowy konsumenckiego systemu operacyjnego w oparciu o QNX, RIM zakasał rękawy i wziął się do pracy nad BlackBerry OS 10. Prace trwają, ale dokładna data wypuszczenia ostatecznej wersji nowego OS-u i pracujących pod jego kontrolą nowych telefonów wciąż nie jest znana. RIM przesuwał ją już dwa razy, w tej chwili ma to być “początek pierwszego kwartału 2013 roku”. Rynek nie jest cierpliwy. Brak nowych urządzeń i aktualizacji systemu sprawił, że sprzedaż Jeżynek spadła dramatycznie (choć nie na całym świecie – podobnie jak Nokia, BB ma się dobrze w krajach rozwijających się), podobnie jak wartość akcji firmy. Kilka dni temu zakończyła się w San Jose w Kaliforni konferencja BlackBerry Jam, podczas której RIM zademonstrował działający system BB10 oraz udostępnił SDK. I wiecie co? Mimo, że sytuacja rynkowa Kanadyjczyków wygląda fatalnie, wygląda na to, że deweloperzy, dziennikarze i użytkownicy mają dla nich wiele sympatii i wierzą, że ich walka może zakończyć się sukcesem. RIM nie tylko wydaje się świadom wszystkich swoich słabych stron oraz przeszkód, które przed nimi stoją ale co ważniejsze, wygląda na to, że wie, jak może spróbować te przeszkody przezwyciężyć! Mobilizuje deweloperów, zacieśnia relacje z operatorami, pracuje nad usługami… Jeśli im się nie uda, to nie z braku starań czy dlatego, że czegoś nie dopilnowali.

I żyli długo i szczęśliwie

Dzięki niezwykłemu splotowi okoliczności możemy obserwować dwie alternatywne rzeczywistości: losy dwóch firm, które będąc w podobnej sytuacji podjęły zupełnie inne decyzje i teraz zbierają ich owoce. Która z nich będzie żyła długo i szczęśliwie? W bajce zapewne odwaga, determinacja i pragnienie zachowania niezależności królowej zostałoby nagrodzone zwycięstwem. Ale życie to nie bajka, więc możliwe, że zatriumfuje firma, która wybrała porzucenie swojego własnego produktu. Albo, że nie przetrwa żadna z nich. Ja jednak trzymam kciuki, żeby udało się im obu.