Abyss: The Wraiths of Eden – recenzja gry (PC)

Abyss: The Wraiths of Eden – recenzja gry (PC)

Artifex Mundi ostro narzuciło sobie tempo. Zaledwie w zeszłym miesiącu miała premierę ich gra Dark Arcania – The Carnival, której recenzję możecie przeczytać

TUTAJ

, a już możecie zakupić ich następną produkcję. I tak jak The Carnival nie przypadł mi specjalnie do gustu pod względem scenariusza, tak Abyss: The Wraiths of Eden bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Może dlatego, że bardzo lubię motyw utopii/ antyutopii w sztuce. Czy to w literaturze (“Rok 1984” Orwella), czy malarstwie (uwielbiam prace Jima Warrena) lub filmie (“Equilibrium”,”Metropia”) – nigdy nie wydaje mi się wyczerpany i chyba nigdy mi się nie przeje. Każdy z nas dąży do jakichś ideałów, do osiągnięcia pełni szczęścia za wszelką cenę, do realizacji wizji, które we własnym mniemaniu są najlepsze. Dobro i zło to pojęcia względne o czym łatwo można zapomnieć, a z pozoru szlachetne intencje mogą skończyć się prawdziwą katastrofą. Cieszę się, że również twórcy gier pamiętają o tym temacie.

Oto wrota opuszczonego Edenu

Abyss: The Wraiths of Eden

opowiada o poszukiwaniach młodego naukowca Roberta Marceau, który zaginął bez śladu eksplorując podwodne tereny oceaniczne. Gdy ekipy ratownicze straciły już nadzieję na jego odnalezienie, żona Roberta z niezłomną wiarą w sercu rusza w okolice miejsca, w którym widziano go ostatnio. Wcielając się w jej postać nurkujemy w otchłani toni wodnej i przez przypadek odkrywamy tajemnicze miasto. Wskazówki mówią nam, że Robert najprawdopodobniej znajduje się w środku podwodnego kompleksu. Tak zaczyna się fabuła gry, która mimo wątku romantycznego, na którego delikatnie mówiąc zawsze cierpnie mi skóra, prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Chociaż głównego wątku, czyli poszukiwań naszego ukochanego, nie da się ominąć, to największą frajdę z rozgrywki sprawia odkrywanie historii Edenu. Kto zbudował miasto? Jacy ludzie tam mieszkali? Jaka tragedia doprowadziła do jego zniszczenia? Oglądanie starych ulotek, czytanie notatników zaginionych ludzi, eksploracja pomieszczeń, które wywołują ciarki na plecach zbliżają nas na każdym kroku do rozwikłania tajemnicy. Dołóżcie do tego wątek paranormalny, proste choć efektowne tricki filmowe mające na celu podniesienie adrenaliny i ciekawe zagadki, a otrzymacie pełny obraz gry.

Znalezione notatki czy strzępy gazet odsłaniają historię Edenu

Pod względem mechaniki mamy tu do czynienia z gatunkiem, o którym Artifex Mundi mówi HOPA, czyli Hidden-Object-Puzzle-Adventure. Grę obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby i za pomocą kursora szukamy interakcji z otoczeniem, tak jak w standardowych grach przygodowych. Mamy tu także swobodę poruszania się po lokacjach. Tych jest całkiem sporo, co może potwierdzić poniższa mapka. Niestety znowu zabrakło opcji szybkiej podróży, więc w późniejszych etapach poruszanie się jest trochę żmudne. Z drugiej strony jednak dzięki takiemu zabiegowi twórcy mogą częściej nas czymś zaskakiwać. A tu drzwi do windy otwierają się z hukiem, a tu światło nagle zapala się odsłaniając ślady krwi na podłodze itp. Nie do końca jest więc to wadą gry.

Lokacji jest sporo i są bardzo dopracowane

Jak to w przygodówkach bywa, sporą część zabawy zabiera poszukiwanie i łączenie przedmiotów, które popychają akcję do przodu. Śrubokręt, którym otworzymy właz do podziemi, ładunek wybuchowy, który odblokuje nam zawalone przejście, czy latarkę, którą oświetlimy zaciemnione pomieszczenie. Najczęściej owe przedmioty znajdziemy w specjalnych miejscach, błyszczących z daleka. Są to plansze wypełnione przeróżnymi obiektami – tymi, które znajdują się na liście, oraz tymi nieprzydatnymi. Naszym celem jest odnalezienie wszystkich potrzebnych przedmiotów. Jeśli nie mamy cierpliwości ani sokolego wzroku możemy skorzystać z alternatywnej zabawy, którą w przypadku tej gry jest domino. Z klocków musimy ułożyć ścieżki, które doprowadzą do wskazanych miejsc. Po wykonaniu do końca tej czynności otrzymamy ten sam przedmiot, który “wygralibyśmy” w sekwencji z szukaniem obiektów. Podobnie jak w poprzednich tytułach również i tutaj niektóre przedmioty wymagają przed odhaczeniem ich z listy pewnej interakcji. Chcąc pozbyć się np. “wrzącej wody” musimy najpierw odsłonić kurtynę, która przykrywa część obrazka, następnie wlać do kolby zimną wodę z butelki, poszukać zapałek, by ostatecznie podpalić gaz i umieścić nad nim naczynie. Zabieg ten uprzyjemnia rozgrywkę i sprawia, że klikanie na ślepo staje się bezsensowną czynnością.

Niebieskie przedmioty z listy wymagają dodatkowych interakcji

Zagadki

w Abyss: The Wraiths of Eden są równie ciekawe co w poprzednich grach, aczkolwiek nie uniknięto zrealizowanych wcześniej pomysłów np. koła z okręgami, które należy dopasować na zasadzie skojarzeń elementarnych. Ich poziom jest różnorodny. Niektóre da się rozwiązać od razu, inne ostro przećwiczą naszą logikę. Nie ma tu jednak bezsensownych rozwiązań czy irytujących łamigłówek w rodzaju “co autor miał na myśli”.

Długość całej gry

, łącznie z bonusowym epizodem, który odblokowuje się po ukończeniu głównego wątku wynosi około 5 godzin, co jest bardziej satysfakcjonującym wynikiem niż w przypadku poprzedniej produkcji. Wszystko zależy też od wybranego poziomu trudności i własnej cierpliwości. Niektóre zagadki są bowiem bardzo wymagające i przycisk pominięcia bardzo kusi;).

Abyss: The Wraiths of Eden

jest oparte na autorskim silniku Spark: Casual Engine. Gra cieszy oczy piękną, ręcznie rysowaną grafiką w wysokiej rozdzielczości. Lokacje są bardzo dopracowane i klimatyczne. Zwiedzając zrujnowany Eden łatwo wyobrazić sobie czasy jego świetności. Podobnie jak Rapture dominuje tu styl art-deco. Lokacje podwodne są równie kolorowe co wnętrza pomieszczeń za sprawą różnego oświetlenia. Z chęcią podróżuje się po opuszczonych zaułkach miasta, odkrywając co rusz interesujące miejsca: zapomniane laboratorium, szklarnię imitującą las deszczowy, hotelowe pokoje, albo teren podwodnych wykopalisk. Atmosferę podkreśla też nastrojowa ścieżka dźwiękowa. Nie raz pisałam o tym, że Artifex Mundi ma problemy z animowaniem postaci. I tutaj poruszają się one sztywno i nie są zbyt ładnie renderowane, jednak mam wrażenie, że coś w tej kwestii drgnęło. Intro jakie możecie obejrzeć na gameplayu wygląda znacznie lepiej. Również voice acting brzmi poprawnie (angielski dubbing). Oczywiście nie możemy od takich gier, skierowanych do mniej wymagającego odbiorcy oczekiwać cudów i zaawansowanych animacji rodem z gier AAA. Moim zdaniem polskie studio radzi sobie całkiem dobrze. Ich tytuły są wysoko notowane w rankingach choćby

BigFishGames

(8 pozycja w rankingu top 100), portalu który skupia się na grach casualowych. Trzy ich produkcje, w tym aktualnie opisywana, znajdują się już także na Windows Store i cieszą się wysoką popularnością. Zapotrzebowanie na tego typu gry jak widzicie istnieje i firma prosperuje całkiem dobrze.

Zagadki są zróżnicowane i przyjemne 

Mam nadzieję, że ich następne tytuły będą wykorzystywały coraz bardziej interesujące motywy i że pojawi się chociaż jedna produkcja, która nie będzie posiadała wątku romantycznego ściśle splecionego z odtworzeniem rytuału magicznego.

Abyss: The Wraiths of Eden

mogę polecić każdemu zwolennikowi gier przygodowych, który lubuje się w łamigłówkach i szuka potrafi cieszyć się z oryginalnych, ciekawie zaprojektowanych lokacji. Niestety cena wciąż nie jest moim zdaniem odpowiednia. Na BigFishGames można ją dostać za 9,99 $, co na polskie warunki przekłada się średnio. Ale jeśli nie posiadacie tam jeszcze konta warto skorzysta z promocji dla nowego użytkownika – wtedy Abyss: The Wraiths Of Eden można zakupić w cenie 2,99$.

Ocena: 80/100

Plusy:

+

Odpowiednia długość rozgrywki (około 5 godzin)

+

Ręcznie rysowana grafika w wysokiej rozdzielczości

+

Motyw utopii

+

Liczne notatki, plakaty i gazety wzbogacające historię

+

Niepokojąca atmosfera

Minusy:

Brak opcji szybkiej podróży

Animaje postaci

Brak polskiej wersji językowej

Cena