Logitech K750 – klawiatura zasilana… Słońcem!

Na pewno K750 należy do jednych z ostatnich zdobyczy ewolucji wśród klawiatur, ale w czasie użytkowania odniosłem wrażenie, że to już nie narzędzie pracy, a kolejny gadżet do kolekcji.
Logitech K750 – klawiatura zasilana… Słońcem!

Bez aplikacji Solar App, stworzonej przez samą firmę, używanie tej klawiatury nie ma sensu. Owa aplikacja jest niemal niezbędna, z uwagi na to, że na samej klawiaturze nie znajdziemy żadnego wskaźnika stanu baterii. Obok wyłącznika znajduje się tylko przycisk pomiaru światła, dopiero w aplikacji możemy zobaczyć ile dokładnie światła dostarczamy naszej klawiaturze.

Ciekawostką jest fakt, że ta sama klawiatura, ale przystosowana pod urządzenia z systemem spod znaku nadgryzionego jabłka, jest tańsza i dostępna w pięciu kolorach. Nie potrzebuję innego koloru dla swojej klawiatury, bo zawsze wybieram czarne lub ciemne, jednak możliwość wyboru byłaby miłym dodatkiem.

Do odbiornika Unifying możemy podłączyć, według producenta, do sześciu urządzeń jednocześnie. Nie sprawdziłem tego mechanizmu, bo nie mam tylu.

Klawiaturę wykorzystuje głównie do pisania i grania, choć w środowisku graczy wciąż panuje moda na kabelki. “Bo szybciej reagują, a przecież każda sekunda jest ważna”. To nie dotyczy to takich klawiatur jak K750, jest wystarczająco szybka, przenoszenie danych na paśmie 2.4 GHz robi swoje.

Drobna uwaga dla wielbicieli systemów z pingwinkiem, Logitech nie stworzył żadnej aplikacji pod żadną z dystrybucji, ale chyba większość osób się przyzwyczaiła, że firma ta nie rozpieszcza Linuxowców. Teoretycznie da się uruchomić wszystko pod Wine, ale chyba nie o to chodzi?

Mimo ciągłego używania klawiatury nie udało mi się chociaż na moment zbić pojemności baterii poniżej tych 90 proc. (panele ładują baterię, z której potem energię czerpie klawiatura). Choć zostawiałem ją włączoną na całą noc, grałem czasem nawet w egipskich ciemnościach, nie udało mi się i tyle.Musiałbym się pewnie sprowadzić na ten czas do piwnicy żeby udało mi się ją rozładować, bo każdy kolejny poranek przynosił kolejne watogodziny.

Osobiście mam syndrom “nowej klawiatury”, nie mogę się połapać w nowym ustawieniu, czasami potrzebuje naprawdę dłuższego czasu, żeby odnaleźć się w nowej sytuacji. Tym razem jednak nie miałem ani jednej chwili zawahania, po prostu usiadłem do klawiatury i zacząłem na niej pisać jakbym się z nią nawet nie rozstawał. Wpływ na to miała sytuacja, że na co dzień używam innej klawiatury tego samego producenta. Każda klawiatura jednak czymś się różni. Nie miałem też problemu z przestawieniem się na niższy profil klawiszy, ręce same się przyzwyczaiły. Klawisze multimedialne są aktywowane “magicznym” FN, działają bez problemu w większości aplikacji, szczególnie klawisze, nazwijmy to, muzyczne.

Lubię jak klawisze typowo funkcyjne są dosyć duże. Enter choć z początku wydawał się skromny, okazał się koniec końców wystarczający. Backspace i oba ctrl są idealne. Mankamentem jest nieduży klawisz shift, choć da się do niego przyzwyczaić. Choć klawiatura jest reklamowana jako klawiatura wybitnie do netbooków i laptopów, to waży naprawdę sporo: około 1,4 kilograma. Podejrzewam, że w środku jest jakaś stalowa blacha, która zapobiega swobodnemu przemieszczaniu się klawiatury po biurku, co faktycznie powoduje, wszystko jest bardzo dobrze wyważone.

Na popularnym serwisie porównawczym Ceneo.pl sytuacja ma się następująco – wersja normalna jest dostępna od 210 zł, a dla Maca od 318 zł, choć jak wspomniałem. producent na swojej stronie sprzedaje wersje dla Maca taniej.