The Dream Machine – recenzja gry (PC)

The Dream Machine – recenzja gry (PC)

Wolę brzydotę, jest bliżej krwioobiegu słów, gdy prześwietlać je i udręczać

” pisał Grochowiak, nasz polski turpista. I to właśnie te słowa pierwsze przyszły mi na myśl, gdy odpaliłam The Dream Machine, epizodyczną grę przygodową stworzoną przez niezależne, dwuosobowe studio Cockroach. Pierwsze trzy z pięciu epizodów są dostępne na Steamie od maja i choć po pół roku twórcy nadal nie ogłosili daty premiery następnego odcinka to powiem Wam jedno – cholernie warto za nimi czekać. Aczkolwiek nie jest to gra dla każdego, oj co to to nie.

Jeśli uwielbiasz thrillery…

The Dream Machine Cię oczaruje. Fabuła rozwija się stopniowo. Od momentu, gdy główny bohater budzi się po pierwszej nocy spędzonej w nowym mieszkaniu, a jego żona wspomina o dziwnym śnie, w którym wystąpił budzący nieprzyjemne odczucia dozorca kamienicy czuć narastające napięcie. Niby nie dzieje się nic złego, ot ukochana przygotowuje śniadanie, lada moment mają się zjawić nowe meble ze sklepu, ale podświadomość podpowiada nam, że to przecież nie będzie zwykła historia o parze zakochanych w sobie ludzi. Epizod drugi zabiera nas w dziwne, lecz jeszcze bardzo spokojne miejsce, natomiast w trzecim pojawia się wątek kryminalny, którego finał wręcz stawia włoski na karku. Historia jest mocnym punktem tej gry i mnie wciągnęła przy jednym posiedzeniu.

Jeśli lubisz psychologiczne science fiction…

Nie zrobię Wam wielkiego spoilera, jeśli powiem, że w grze jest sporo powiązań do marzeń sennych. Tematyka snów jest mi bardzo bliska, często też bawię się w ich analizę i powiem Wam, że twórcy gry naprawdę się postarali, by ich symbolika była prawidłowa. Do tego sam koncept tytułowej maszyny nie jest głupi choć psychologiczne wyjaśnienie ustępuje tu wyraźnie fantastyce. Twórcy zabierają nas w podróż do wnętrza ludzkiego umysłu i to w nie banalny sposób.

Jeśli lubisz prowadzić długie dialogi i używać szarych komórek…

Jak w każdej przygodówce tak i tutaj nasza rola polega na szukaniu przedmiotów i dokonywaniu interakcji oraz przeprowadzania rozmów z postaciami pobocznymi. W The Dream Machine duży nacisk położono na tę drugą opcję. Do tego stopnia, że nie czytając zbyt uważnie można naprawdę utknąć (zwłaszcza w trzecim epizodzie). Gra zmusza do logicznego myślenia, ale w sposób bardzo przyjemny. Powiedziałabym nawet, że jest urokliwie prosta z początku, dając nam satysfakcję ze sprawnie popychanej do przodu akcji, by przy końcu trochę zabić nam ćwieka.

To co jest też w tej grze wyjątkowe to fakt, że zagadki przed którymi stajemy (te w rodzaju “rozszyfruj kod”, “otwórz zamek”) są za każdym razem inne. Przechodząc grę drugi raz należy rozwiązać ponownie łamigłówki. Oczywiście znając już ich zasady będzie to dużo prostsze, aczkolwiek nie da się po prostu wstukać przykładowego kodu do sejfu z solucji znalezionej w Internecie. Fajnie, bo twórcy kolejny raz udowodnili, że wkładają w swoją pracę masę wysiłku i ambitni gracze z pewnością to docenią.

Jeśli lubisz niestandardową oprawę wizualną…

The Dream Machine

od razu budzi skojarzenia z Neverhoodem. Od premiery tej ostatniej minęło już 16 lat. W tamtych czasach poklatkowa animacja plastelinowa nie zyskała uznania. Neverhooda doceniono po latach za nowatorski pomysł. Technika wykonania nie poszła w tym temacie za wiele do przodu. Ale tak jak Neverhood był ubogi jeśli chodzi o szczegóły wizualne, tak The Dream Machine jest dopieszczony chyba do granic możliwości. Popatrzcie zresztą na screeny! Od razu widać, który element jest drewnem, a który metalem czy skałą. Lokacji nie ma wiele, podobnie jak postaci, ale to nie jest wadą, ponieważ bardziej wtedy można skupić wzrok na szczegółach. Bardzo podobała mi się lokacja w chmurach oraz konstrukcja maszyny. Nie brakowało także zbliżeń na ważniejsze przedmioty – można było przykładowo czytać sobie książki.

Od Neverhooda gra różni się także kolorystyką. The Deam Machine jest szaro-bure, depresyjne, pozbawione klasycznych przykładów piękna. Nawet bohaterowie są groteskowi i wywołują w pierwszym momencie wręcz odrzucenie (żona głównego bohatera wygląda jak plastelinowy Joker:P).

Antyestetyzm

pasuje do tej gry jak ulał – wprowadza w pożądany nastrój niepokoju, który często towarzyszy nam w snach mających lada moment zamienić się w koszmar. Jestem pełna podziwu dla twórców, że potrafili poświęcić dwa lata swojej pracy, by dać graczom coś zgoła odmiennego od tego, co oferują wielcy developerzy. Do tego cena, którą proponują (około 41 zł za 5 epizodów) wydaje mi się nader uczciwa.

Podsumowanie

Jedyne co moim zdaniem tu nieco kuleje to oprawa dźwiękowa. Muzyka jest jak dla mnie zbyt monotematyczna – niby nastrojowa, ale po pewnym czasie ma się wrażenie, że gdzieś ona znika. Tej sytuacji nie poprawia fakt, że nie ma tu żadnego voice actingu, aczkolwiek jeśli twórcy nie mieli wysokiego budżetu i mieli zatrudnić nędznych aktorów, to może i lepiej, że zrezygnowali w ogóle z tego pomysłu. Technicznie jest poprawnie, podczas trzech godzin tylko raz gra mi się kompletnie zawiesiła podczas wchodzenia do nowego pomieszczenia.

Jeśli nadal się wahacie co do zakupu najlepiej po prostu sprawdźcie pierwszy epizod, który na Steamie znajdziecie bezpłatnie.

The Dream Machine to ciekawa i wyróżniająca się z tłumu gra przygodowa

, podejmująca mało wykorzystywany w grach wideo motyw snów. Mam nadzieję, że Szwedzi uraczą nas niebawem kolejnym epizodem i ujrzymy finał opowieści o Victorze, jego ciężarnej żonie i reszcie lokatorów kamienicy, skrywającej w swoich ścianach pewien sekret.

Ocena: 85/100

Plusy:

+

Oryginalna oprawa graficzna

+

Wciągająca fabuła i klimat niepokoju

+

Różnorodne zagadki

+

Rozbudowane ścieżki dialogowe

+

Logiczny ciąg zdarzeń (brak abstrakcyjnych interakcji)

Minusy:

Brak voice actingu

Krótki czas gry, nierównomiernie rozłożony między epizodami

Nie wiadomo kiedy pojawią się kolejne części