Najlepsi sprzedawcy aparatów? Hakerzy

Wszystko zaczęło się trochę przypadkiem – chciałem się tylko dowiedzieć, jakie aparaty cyfrowe były najchętniej wykorzystywane przez filmowców. Takich filmowców przez duże F i duże P (jak profesjonalizm) równocześnie.
Najlepsi sprzedawcy aparatów? Hakerzy

Kadr z filmu Vincenta Laforeta – jednego z pierwszych, który dostał w swoje ręce Canona 5D Mark II. W pierwszym tygodniu od premiery obejrzało go ponad 2 miliony osób.

Wyszło na to, że do niedawna były to dwa modele: Canon EOS 5D Mark II oraz Panasonic Lumix GH2. Zresztą, choć na rynku mamy już obecnie Mark-a III oraz GH3, nie zdziwiłbym się, gdyby nadal najpopularniejsza była ta starsza dwójka. I to jest bardzo dobry moment na to, by zapytać się o przyczyny ich rynkowego sukcesu.

Naturalnie zarówno lustrzanka Canona, jak i bezlusterkowiec Panasonica to po prostu bardzo dobre aparaty z wymienną optyką. I gdybym był oficjalnym przedstawicielem którejś z tych firm, zrobiłbym wszystko, żeby to zdanie zakończyło cały temat. Na szczęście nie jestem, więc bez krępacji powiem w ten sposób: to dwa niezłe aparaty, które ogromnie zyskały na tym, że poprawili je twórcy niezależnego oprogramowania.

W przypadku Canona (zresztą nie tylko modelu EOS 5D Mark II) niemal cały temat zamyka się w poetyckiej nazwie “Magiczna latarnia”. To genialne, cudowne przedsięwzięcie (Którego oczywiście nie promuję… Ja? Ależ skąd! Gdzieżby… Nielegalne miałbym promować?), dzięki któremu wiele osób zdecydowało się właśnie na kupno którejś z lustrzanek Canona. A chodzi tu o całkiem dużą liczbę nowych modeli, takich jak EOS 50D, 60D, 500D, 550D, 600D, a niebawem również 5Dc, 1100D, 5D Mark III, 7D, 6D, 650D i EOS-M.

Dzięki oprogramowaniu Magic Lantern nasz aparat zyskuje nagle takie funkcje, jak Focus Peaking, symultaniczne powiększanie fragmentu kadru albo niezwykle przydatne przy nagrywaniu wideo “zebrowanie” przepalonych i niedoświetlonych obszarów. Mało? A co powiecie na pełną kontrolę nad poziomem rejestrowanego dźwięku (przy stereo oddzielnie dla każdego mikrofonu), zaawansowane opcje bracketingu pod kątem obrazów HDR, pułapki ostrości, wykrywanie ruchu, rozbudowany interwałometr czy możliwość wykonywania baaardzo długich ekspozycji? Nie, nie wymieniłem wszystkiego, ale mam nadzieję, że to wystarczy, jeśli chodzi o zastanawianie się na temat przydatności tego oprogramowania. Oprogramowania, które stworzyli entuzjaści sprzętu Canona – za darmo i tylko dlatego, że mocno brakowało im niektórych przydatnych funkcji.

Z Panasonikiem GH2 było i jest podobnie. Zaraz po jego premierze, oprócz zasłużonych zachwytów pojawiły się też głosy niezadowolenia, wymieniające, jakich funkcji w nim jeszcze zabrakło. Reszta historii wyglądała trochę tak, jakby to właśnie użytkownicy wzięli do ręki igłę z mocną nitką i zaczęli “cerować” wszystkie wykryte dziury. Połatali GH2 tak dokładnie, że stał się jednym z ulubionych aparatów dla entuzjastów zaawansowanego filmowania.

Panasonic Lumix GH2: zdjęcie ze strony ww.eoshd.com

Co zostało zmienione? Przede wszystkim bardzo, ale to bardzo mocno zwiększona została maksymalna przepływność (tzw. bitrate) nagrań, co w bezpośredni sposób przełożyło się na ich jakość. To samo dotyczyło również ścieżki audio czy nagrań z częstotliwością 25p. Przy okazji rozszerzono też zakres czułości ISO – do wartości 12 800…

W tym momencie kończę odpowiedź na pytanie o przyczyny rynkowego sukcesu obu tych aparatów. Sukcesu naprawdę ogromnego, bo poza tymi dwoma modelami tak naprawdę przez dłuższy czas nie brano pod uwagę niemal żadnych innych konstrukcji (no, w grę wchodziły ewentualnie jeszcze inne lustrzanki Canona z “upgrade’owanym” oprogramowaniem).

W świetle dwóch przedstawionych powyżej przykładów, prosty przepis na fotograficzny przebój wygląda następująco:

  1. Wypuszczamy na rynek nowy model aparatu. Musi być niezły, ale niekoniecznie cudownie wyjątkowy i perfekcyjnie dopracowany. Wręcz przeciwnie, może mieć jakieś wyraźne wady oprogramowania lub braki w funkcjonalności.
  2. Ważne jest co innego – to, żeby ten aparat dał się stosunkowo łatwo “zhakować”.
  3. Czekamy, aż użytkownicy zabawią się w programistów i sami odwalą za nas robotę, przygotowując alternatywne, znacznie ciekawsze oprogramowanie sterujące aparatem.
  4. Trochę marudzimy, odżegnujemy się, oficjalnie nie popieramy, ale też specjalnie nie zwalczamy alternatywnych wersji firmware’u.
  5. Sprzedajemy jeszcze więcej aparatów, między innymi dzięki poczuciu kupujących, że dostają dodatkową funkcjonalność za darmo, choć niezupełnie legalnie. Ale efekt psychologiczny jest dokładnie taki sam, jak przy trafnie dobranej promocji. Aparaty schodzą jak świeże bułeczki, a my się cieszymy i liczymy spływającą kasę. Kupujący się cieszą, bo dostają więcej, niż obiecuje oficjalnie producent. I wszyscy są zadowoleni;-)

Szanowni Producenci,

Proszę stosować powyższy przepis bez specjalnych obiekcji i jak najczęściej. Smacznego! Na wszelki wypadek jeszcze raz podkreślę, że naprawdę nic za niego nie chcę, bo jeśli będzie stosowany, to i tak wszyscy na nim skorzystamy.

PS Zainteresowanym pogłębieniem tematu polecam dwie strony: Magic Lantern oraz Personal View. Absolutnie do niczego nie namawiając 😉