Jak powstrzymać pstrykanie tysięcy zdjęć?

Jak powstrzymać pstrykanie tysięcy zdjęć?

Dla nikogo z nas nie będzie odkryciem stwierdzenie, że fotografowie “epoki cyfry” wykonują znacznie więcej zdjęć niż robiło się to dawniej, w czasach – jak to się mówi – analogowych. Dla przykładu (to dość świeże dane) w ciągu każdej jednej minuty użytkownicy Instagramu wrzucają 216 000 postów, a na Pintereście ludzie wieszają 3472 zdjęcia. To oznacza, że nawet w czasie czytanie tego wpisu Internet spuchnie o niewyobrażalną liczbę zdjęć, filmów czy zdjęcio-filmów (Vine, 8333 na minutę…).

Tak samo puchną nasze dyski twarde/wirtualne i wszystkie inne, na których przechowujemy zdjęcia i filmy. Za mój osobisty sukces uważam to, że jeszcze jakoś udaje mi się moje zdjęcia pomieścić i że są one w miarę uporządkowane. Gorzej wygląda kwestia przebierania zdjęć i zostawiania tylko tych najciekawszych – to udaje mi się może z jedną trzecią wrzucanych plików. A zupełną klęskę poniosłem na innym polu – oglądania tychże zdjęć i filmów. Leżą na dysku i czekają. Może na emeryturze?

Gimby może nie pamiętajo, ale kiedyś było inaczej. Jechało się na 2-tygodniowe wakacje z rolką 36-klatkowego filmu w aparacie i wracało z 25 zdjęciami (więc przed oddaniem filmu trzeba było resztę kliszy “wypstrykać”). Czy ktoś przypomina sobie może uczucie jakiegoś żalu, że czegoś nie sfotografował, że wolałby przywieźć nie 25, a 2500 zdjęć? Ja sobie nie przypominam. A przecież, gdy przesiadłem się na lustrzankę cyfrową, to zdarzały mi się rekordowe weekendy z 6000 (sześcioma tysiącami) zdjęć wykonanymi w ciągu kilkunastu godzin. Szaleństwo.

Mój znajomy wykładowca łódzkiej szkoły fotograficznej ma zwyczaj zadawać swoim uczniom pewne ćwiczenie: mają iść na godzinny spacer i wrócić z JEDNYM zdjęciem. Proste? W dzisiejszych czasach chyba raczej nie. Dla mnie to brzmi trochę jak rzucanie palenia z trzech paczek dziennie do jednego papierosa… na miesiąc.

Dlatego spodobał mi się pomysł, który stoi za aplikacją o nazwie

1-Hour Photo

(niestety dostępną na razie jedynie dla użytkowników iPhone’ów – tutaj). Pomysł prosty – chyba dosłownie – do bólu, bo dla współczesnego fotografa czekanie okrągłej godziny na pojawienie się wykonanych i “wywołanych” zdjęć (żeby było bardziej “stylowo” – czarno-białych) to jakiś koszmar zagryzającej palce niecierpliwości.

Ale może tylko na początku? Może z czasem stanie się tak, że wracając z urlopu przywieziemy te kilkanaście czarno-białych ujęć, starannie dobranych, przemyślanych i oglądanych – nawet po raz pierwszy, jeszcze na telefonie – z perspektywy czasu, który już upłynął, z perspektywy wspomnień. Wrzucimy wszystko do komputera, a dysk 500 GB starczy nam na długo (ja znów myślę o dokupieniu dysków, bo nie mieszczę się na 8 TB…). I – o czym marzę chyba najmocniej – z przyjemnością będziemy wracać do tych zdjęć. Bo będzie ich tylko kilkanaście, bo nie zajmą nam dużo czasu.

A tak? Przeglądać te tysiące plików? Brrr…

PS No dobra, żeby się tak nie pogrążać, przyznam, że ostatnio lepiej idzie mi segregowanie zdjęć. Robię ich mniej i większość wywalam, za to nad kilkoma – dwoma, czterema – czasem nawet długo pracuję w programach graficznych. I z tych kilku jestem zadowolony i do nich chętnie wracam. Więc jest nadzieja! 😉