Jeśli to się upowszechni, studenci będą mieli przerąbane

Jeśli to się upowszechni, studenci będą mieli przerąbane

Zostawmy w tym momencie na marginesie kwestię podstawową, czyli fakt, że tak naprawdę liczy się wiedza i opanowanie materiału, a nie obecność na sali wykładowej. W praktyce bywa z tym bowiem różnie – niektórzy wykładowcy zdecydowanie biorą pod uwagę również fakt uczęszczania (bądź nieuczęszczania) danego “delikwenta” na zajęcia i poziom wiedzy w głowie tegoż nie ma aż tak dużego znaczenia.

Dlatego eksperyment, który przeprowadzono ni mniej, ni więcej, tylko na Harvardzie, może się wydawać niepokojący. W sali wykładowej zainstalowano (bez wiedzy studentów) specjalne kamery, które robiły zdjęcia podczas wykładów. Następnie specjalny program komputerowy analizował i podawał liczbę pustych i liczbę zajętych krzeseł. System nie został natomiast wyposażony w programy do rozpoznawania twarzy – chodziło wyłącznie o ujęcie statystyczne, liczbowe. Osoby przeprowadzające eksperyment podkreślają też, że wszystkie zdjęcia – po zliczeniu pustych/pełnych krzeseł – były kasowane, więc tym bardziej nie doszło do naruszenia niczyjej prywatności.

Cóż, znając pomysłowość studentów, szybko znajdą oni sposób zapełniania pustych krzeseł w taki sposób, by były one rozpoznawane jako zajęte. Odpowiednio ułożone plecaki, jakieś dmuchane “maskotki” – pole do popisu jest tutaj spore. Gorzej, jeśli kolejną fazą tego eksperymentu będzie dalej posunięta inwigilacja, polegająca na dodaniu algorytmów rozpoznawania twarzy studentów. Skoro sprawdzane są listy obecności, to uzasadnienie takiego kroku będzie bardzo łatwe. A co dalej? Wyliczenia statystyczne, jak długo dany student notował, jak długo słuchał z uwagą, jak długo przysypiał. To wszystko jest już jak najbardziej możliwe od strony technicznej, miejmy jednak nadzieję, że nikt takiego szaleństwa nie popełni.

Zdjęcie studentów na wykładzie pochodzi z serwisu Shutterstock.

Więcej:trendy