Aparaty cyfrowe: tak źle nie było jeszcze nigdy?

Jedno jest pewne – pojawienie się smartfonów z wbudowanymi aparatami wstrząsnęło rynkiem urządzeń do cyfrowej rejestracji obrazu. Natomiast różnić się mogą – i to skrajnie! – interpretacje tego faktu.
Aparaty cyfrowe: tak źle nie było jeszcze nigdy?

Pretekstem do stworzenia tego wpisu stał się niezwykle pesymistyczny wykres opublikowany na stornie statista. A raczej nie tylko opublikowany, ale jeszcze skomentowany w tonie, jakim posługują się zwykle osoby szepczące cicho nad łóżkiem kogoś umierającego. Powaga, brak nadziei i układanie w myślach planów, w co się ubierzemy na pogrzeb.

Wykres, przyznacie sami, na pierwszy rzut oka rzeczywiście wygląda nietęgo – trochę tak, jakby w 2018 roku słupki miały przebić się już na drugą stronę osi. Żeby pogłębić to minorowe wrażenie, jeszcze drugi wykres, tym razem bezpośrednio z CIPA:

Oba wykresy pokazują liczbę aparatów cyfrowych, jakie trafiły do dystrybucji, a nie tych, które zostały sprzedane, ale generalnie nie ma to w tym przypadku znaczenia. Liczby urządzeń sprzedanych mogą się trochę różnić, ale proporcje w poszczególnych latach pozostaną bardzo zbliżone. Źle to wygląda, prawda?

Niezupełnie.

Drugi wykres pokazuje liczbę wprowadzonych do sprzedaży wszystkich aparatów cyfrowych bez rozróżnienia na kategorie i w jego przypadku rzeczywiście widać, że generalnie jest ich coraz mniej, ale warto pamiętać o dwóch sprawach. Po pierwsze, japońscy producenci ucierpieli ostatnio mocno z powodu trzęsień ziemi w tym kraju. Po drugie, cały rynek aparatów cyfrowych zamiera trochę przed odbywającymi się raz na dwa lata targami Photokina (już niebawem, 20-25 września 2016 r.). Rynek oddycha Photokiną, oddycha spokojnie, w rytmie dwuletnim, i już niedługo możemy spodziewać się potężnego nabrania powietrza w płuca.

Nie twierdzę jednak, że sprzedaż aparatów cyfrowych zacznie od tej pory rosnąć (w ujęciach rocznych, bo miesięczne wahania rynku oczywiście takie efekty zakładają). Zdecydowanie ciekawszy jest bowiem pierwszy z wykresów, na którym widać rozróżnienie między aparatami z niewymienną optyką (tzw. aparaty kompaktowe) i aparatami z wymiennymi obiektywami (lustrzanki i bezlusterkowce).

Jeśli coś jest pewne, to fakt, że sprzedaż aparatów kompaktowych rzeczywiście spada. I to one są “zabijane” przez smartfony, choć moim zdaniem to trochę bezsensowne określenie. Smartfony nie zabijają aparatów kompaktowych, one są po prostu nowymi aparatami kompaktowymi. I dzięki nim fotografia jeszcze nigdy nie miała się tak dobrze, co starałem się już kiedyś udowodnić w innym wpisie. To pierwszy optymistyczny wniosek z publikacji tego wykresu.

Drugi to wzrastające udziały aparatów z wymienną optyką. Wygląda na to, że w 2016 roku wśród “prawdziwych” aparatów niemal co drugi będzie już albo lustrzanką, albo bezlusterkowcem! A ponieważ marże na tego typu sprzęcie są znacznie wyższe, niż w przypadku kompaktów (chyba że mówimy o popularnych ostatnio kompaktach klasy premium), to sytuacja producentów sprzętu fotograficznego wcale nie wygląda tak źle, jakby się to mogło wydawać. Fotografowie dojrzewają, używają coraz bardziej zaawansowanego sprzętu – to naprawdę dobra informacja.

I wreszcie drobiazg, na który może nie każdy zwrócił uwagę: oba wykresy pokazują tylko fragment roku 2016. Jeśli potwierdzi się tendencja z poprzednich lat, w drugiej połowie sprzeda się więcej aparatów cyfrowych, a to z kolei oznacza, że tak naprawdę pierwszy, górny wykres bardzo się już spłaszczy. Aparaty cyfrowe zajmą węższą, ale już niemal niezmienną niszę na rynku urządzeń rejestrujących obraz w technologiach cyfrowych, przy czym nieznaczny spadek dalej spowodowany będzie głównie malejącą sprzedażą kompaktów.

Całkiem optymistyczny ten wykres, nie sądzicie?