Lenovo ThinkPad P51 – kiedy zwykły ThinkPad nie da rady

Lenovo ma długą tradycję budowania laptopów dla odbiorców profesjonalnych. Seria ThinkPad, niegdyś należąca do IBM, jest dość szeroka i coraz częściej może wydawać się, że odeszła od wybitnie “biznesowego” charakteru. Tymczasem wewnątrz serii jest specjalna grupa oznaczona literką P. To mobilne stacje robocze, a testowany przez nas ThinkPad P51 to nowy przedstawiciel tejże grupy.
ThinkPad P51

ThinkPad P51

Obudowa

Lenovo ThinkPad P51 ma charakterystyczny dla biznesowych konstrukcji chińskiego producenta design. Według niektórych ich czarne (czy raczej grafitowe), kanciaste kształty są nieładne i wyglądają niezbyt nowocześnie. Moim zdaniem jednak ThinkPady są jak czarny garnitur. Pasują zarówno do biura w późnych latach 90-tych, jak i współczesnego Starbucksa. To ponadczasowy design i nie oczekiwałbym, że będzie inny.

Obudowa zasadniczej części laptopa jest zbudowana z bardzo solidnych materiałów. Są to aluminium oraz magnez – cechy charakterystyczne ThinkPadów z górnej półki. Z zewnątrz P51 można pomylić z poprzednikiem, czyli P50. Nic dziwnego. Obie konstrukcje różnią się tylko wewnątrz – obudowę pozostawiono tę samą. To, moim zdaniem, słuszny ruch. ThinkPad P50 to bardzo solidny laptop, i tę cechę przejął P51. Obudowa ekranu wykonana jest z tworzywa sztucznego wzmacnianego włóknem szklanym. Do tego pokryto ją gumą, a przynajmniej tworzywem w dotyku bardzo podobnym do gumy.

Sztywność całej konstrukcji jest bardzo dobra. Pokrywa ekranu dobrze reaguje na nacisk i wyginanie. Zawiasy pracują dość ciężko, otworzenie laptopa jedną ręką jest możliwe wyłącznie dlatego, że jednostka zasadnicza notebooka jest dość ciężka. Bo trzeba wam wiedzieć, że P51 nie jest smukłą primabaleriną wśród laptopów. To raczej kawał twardziela w ponadczasowym garniturze.

ThinkPad P51 wazy prawie 2,7 kg, co jak na laptopa o ekranie 15,6-calowym jest wartością znaczną. Jednak tego modelu nie projektowano z myślą o uczynieniu go maksymalnie smukłym.

Konfiguracja, czyli co znajdziemy wewnątrz?

Lenovo ThinkPad P51 to model, który dostępny jest w licznych wersjach. Ta, która trafiła do nas była oznaczona kodem producenta 20HH001QPB. To dość podstawowa jednostka na tle innych ThinkPadów P51, ale trudno ów komputer nazwać słabym. Wewnątrz znajdziemy bowiem procesor Intel Core i7-7700HQ, a więc czterordzeniową i ośmiowątkową jednostkę – jedną z mocniejszych spośród wszystkich CPU Intela przeznaczonych do komputerów przenośnych.

Poza tym mamy tu aż cztery banki pamięci. W naszej konfiguracji tylko jeden z nich był obsadzony kością o pojemności 8 GB. Maksymalnie zmieścimy tu nawet 64 GB pamięci RAM.

W ThinkPadzie P51 mamy także do dyspozycji szybki dysk SSD NVMe o pojemności 512 GB. Mimo sporego rozmiaru urządzenia nie znajdziemy tu napędu optycznego.

To, co odróżnia, przynajmniej “na papierze” ThinkPada P51 od bardziej “cywilnych” laptopów to karta graficzna z rodziny nVidia Quadro. W testowanej konfiguracji mamy model M1200. Porównując to do serii konsumenckiej, czyli popularnych GeForce’ów, możemy mówić o profesjonalnym kuzynie modelu GTX 960M. P51 występuje też z grafiką mocniejszą, czyli M2200, swoistym odpowiednikiem GTX 965M.

Za łączność odpowiadają moduły 10/100/1000 Intel l219-V (karta sieciowa przewodowa) oraz WiFi 802.11ac Intel Dual Band Wireless-AC 8265.

Złącza

Przyznaję, że rozmieszczenie i dobór gniazd w Lenovo ThinkPad P51 to dla mnie właściwie wzorzec tego, jak należy to robić w przypadku notebooków służących do pracy.

Na lewym boku znajdziemy niewiele: gniazdo ExpressCard oraz czytnik SmartCard. To rozwiązania spotykane właściwie wyłącznie w laptopach biznesowych z wyższej półki. Trochę szkoda, że po tej stronie nie znalazł się ani jeden port USB.

Z prawej strony mamy do czynienia z nieco bogatszym zestawem złącz: gniazdo audio, 2 porty USB 3.0 oraz mini DisplayPort 1.2a. Gdyby nie wyraźnie biznesowy charakter tego laptopa zapewne narzekałbym własnie na scalenie wejścia i wyjścia audio w jedno gniazdo combo. Nie przepadam za tym rozwiązaniem. O ile rozumiem jego stosowanie tam, gdzie dyktuje to deficyt miejsca, o tyle w dużych laptopach nie bardzo rozumiem sens podobnego zabiegu. Niemniej jednak nie jest to laptop multimedialny.

Dawno, dawno temu laptopy posiadały znaczną część swoich złącz z tyłu. Założenie było takie, żeby kable nie walały się tuż pod rękoma użytkownika. Później jednak pojawiły się fikuśne zawiasy ekranów, a zamiast zdrowego rozsądku konstrukcyjnego górę wziął design. W ostateczności większość laptopów nie ma gniazd na tylnej krawędzi wcale. Nie P51. Z tyły mobilnej stacji roboczej znajdziemy bowiem cała baterię gniazd: 2 porty USB 3.0, LAN, USB 3.1 typu C Gen 2 (z obsługą Thunderboltem 3), HDMI 1.4b oraz gniazdo zasilania. Dla niezbyt często noszonego komputera do pracy jest to bardzo dobry układ. Kable pozostają schowane za ekranem, na biurku panuje porządek. Cieszy obecność Thunderbolt 3 oraz drugiego wyjścia video w postaci HDMI.

Klawiatura, touchpad, ekran, głośniki i… kalibrator

ThinkPad P51 poza obudową odziedziczył po modelu P50 także klawiaturę i touchpad. A właściwie do tych urządzeń powinniśmy dopisać także trackpoint, będący dla purystów wyznacznikiem “prawdziwości” ThinkPada.

Klawiatura jest wygodna dzięki profilowanym klawiszom oraz dość standardowemu układowi. Nie należy do szczególnie głośnych, chociaż słychać wyraźnie charakterystyczne kliknięcia, zwłaszcza przy szybszym i bardziej intensywnym pisaniu. Mamy tu także dostępne podświetlenie klawiatury lekkim, biało-błękitnym światłem. Klawiatura, podobnie jak i w innych modelach Lenovo z wyższej półki jest odporna na zachlapanie.

Touchpad jest średniej wielkości, z wyraźnie odseparowanymi przyciskami, co w przypadku Lenovo nie jest wcale takie oczywiste. Dobrze, że chiński gigant zrezygnował z “całoklikalnych” touchpadów. Ten zastosowany w Lenovo P51 jest dość precyzyjny, a dołączone przyciski sprawdzają się nieźle, oferując miękką i wygodną pracę.

Klawisze znajdziemy też nad touchpadem. Te służą do współdziałania z trackpointem. Przyznaję, że nie bardzo potrafię ocenić jego jakość. Nie przepadam za tą formą komunikacji z komputerem i zawsze byłem pełen podziwu dla osób, którym mały, czerwony grzybek dawał większą precyzję działania niż jakikolwiek touchpad. Na prawo od touchpada znajdziemy także czytnik linii papilarnych.

Królem imprez ThinkPad P51 z pewnością nie zostanie. Głośniki tego modelu to, obok mobilności, drugi z elementów w którym mobilna stacja robocza Lenovo musi ustąpić przed wieloma domowymi laptopami. Mamy tu dwa głośniki o mocy 2 W każdy. Głośność, jak i jakość brzmienia pozostawiają jednak wiele do życzenia.

Jeśli zaś chodzi o ekran to mamy do czynienia z modelem o matrycy wykonanej w technologii IPS. Oznacza to, że kąty widzenia są bardzo dobre. To nie jedyna zaleta ekranu z Lenovo ThinkPad P51 – kolejną jest dołączony kalibrator X-Rite Pantone. Doceni to każdy na co dzień pracujący z grafiką. Proces kalibracji ekranu jest tu bardzo prosty. Uruchamiamy stosowną aplikację i zamykamy okrywę pozwalając urządzeniu działać. Kiedy skończy zostaniemy poinformowani sygnałem dźwiękowym.

Sam ekran dysponuje rozdzielczością FHD. Czas reakcji oraz barwy są na dobrym poziomie, chociaż czerń mogłaby być odrobinę bardziej czarna. Wrażenie podświetlonej czerni to niestety wada wielu matryc, nawet tych z nieco wyższej półki. Ważne jest natomiast iż ekran jest całkowicie matowy, a przy dość solidnym podświetleniu oznacza to swobodę pracy nawet w słoneczny dzień bez niepożądanych refleksów.

Wydajność, czyli co ThinkPad P51 potrafi

Wydajność w przypadku stacji roboczych, także tych mobilnych, jest kluczowa. Takie komputery kupuje się po to by były w stanie długo i stabilnie pracować pod znacznym obciążeniem. I nie chodzi tu o gry, a o zadania takie jak projektowanie obiektów czy renderowanie filmów. Słowem, zadania profesjonalne.

Sprawdźmy zatem najpierw ową stabilność działania. ThinkPad P51 otrzymał serię dręczenia Cinebenchem – zapętloną 30 razy. Wyniki za każdym razem były bardzo zbliżone, a wahania nie przekraczały 100 punktów w teście wielowątkowym. Jeśli więc chodzi o stabilność: jest bardzo dobrze.

Wydajność procesora nie zaskakuje. Core i7-7700HQ to wydajna, ale dość powszechna jednostka. Można ją spotkać w wielu laptopach gamingowych. Jej wydajność jest wysoka, zarówno jednowątkowo, jak i wielowątkowo. W przypadku ThinkPada P51  CPU pracuje bardzo stabilnie. Nie dostrzegliśmy nawet śladu throttlingu. Wynik na poziomie 158 punktów w teście jednowątkowym, oraz 740 w wielowątkowym to całkiem niezły wynik.

Podobnie należy ocenić zamontowany w tej konfiguracji dysk SSD. To konstrukcja Samsunga o pojemności 512 GB wykorzystująca łączność NVMe. Dzięki temu osiągane wyniki są bardzo dobre, a dysk sprawdzi się znakomicie nawet przy wymagających zadaniach.

Karta graficzna to z kolei model do zadań profesjonalnych: nVidia Quadro M1200 z 4 GB pamięci na pokładzie. W teście graficznym PassMark karta uzyskała wynik 2721 punktów, co stawia ją w wyraźnie lepszej pozycji niż podobnego, przynajmniej na papierze GTX’a 960M (2083).

W grach natomiast, gdyby ktoś chciał użyć ThinkPada P51 do tego celu, jest także całkiem nieźle. Test 3DMark Time Spy kończy się wynikiem około 1200 punktów. To właściwie podobny wynik jaki osiąga GTX 960M.

Postanowiliśmy też zrobić mały szok dla ThinkPada P51 i poddać go stałemu, długotrwałemu obciążeniu. Konkretnie zafundowaliśmy mobilnej stacji roboczej 4-godzinny Stress-Test za pomocą Intel XTU. Efekt? Jeśli spodziewacie się pożaru, to niestety muszę Was, drodzy czytelnicy, rozczarować.

Stress test, czyli jak ThinkPad P51 znosi wygrzewanie

Podczas testu obciążenia CPU mieliśmy do czynienia ze świetnym startem i nieco słabszym zakończeniem. Procesor spisywał się znakomicie przez pierwsze 3h testu, temperatura przez cały czas jednak rosła, chociaż bardzo nieznacznie. Na chwilę przed wybiciem trzeciej godziny temperatura CPU przekroczyła 90 stopni i częstotliwość spadła… do bazowej 2,8 GHz na rdzeń. Do tego czasu procesor pracował z częstotliwościami od 3 GHz do 3,2 GHz. Maksymalne 3,8 GHz, zarezerwowane dla pracy pojedynczego rdzenia, z racji natury testu, nie pojawiło się ani razu.

Po chwilowym obniżeniu częstotliwości do bazowych 2,8 GHz temperatura wróciła do normy, ale nie mieliśmy efektu “szarpania” częstotliwościami.

Nagrzewanie się oraz głośność

Lenovo ThinkPad P51 pozostaje zimny większość czasu. Zmuszony do ekstremalnego wysiłku robi się dość ciepły, ale jest to w pełni uzasadnione, bo został on poddany obciążeniu, którego zwykłe laptopy raczej nigdy znosić nie muszą.

Najcieplej na obudowie jest w części położonej blisko ekranu. Tam, od spodu komputera, zanotowaliśmy niemal 50 stopni (49,2). W normalnych zadaniach obudowa nigdzie nie nagrzewała się do więcej niż 29 stopni.

Ciekawostką jest natomiast głośność systemu chłodzenia. nawet przy obciążeniu laptop pozostawał cichy. 33 dB pod obciążeniem to bardzo niewiele. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę katusze jakie w tym czasie znosił procesor.

Czas pracy na baterii

Model ThinkPad P51 dostepny jest z dwiema różnymi bateriami, 4 oraz 6-ciokomorową. Mieliśmy okazję sprawdzić działanie tej drugiej. Pojemność 90 Wh zapewnia dość długą pracę z dala od gniazdka. Sprawdzając jak Lenovo ThinkPad P51 działa na baterii obejrzeliśmy kilka odcinków świetnego serialu “Ozark” na Netflixie, do tego chwila swobodnego grzebania w sieci oraz pisanie wstępu tejże recenzji. Wynik: 7h 03 minuty przy jasności ekranu ustawionej cały czas na około 70%.

ThinkPad P51

Podsumowanie

Lenovo projektując ThinkPada P51 postawiło na sprawdzone rozwiązania. Obudowa przeniesiona wprost z modelu P50, podobnie jak jego, bardzo udana z resztą, klawiatura – to elementy, które widzieliśmy już wcześniej. Nowa jest platforma sprzętowa. Kaby Lake w mobilnej stacji roboczej Lenovo sprawdza się nieźle, chociaż trochę żałuję, że nie miałem okazji poznać się bliżej z wersją opartą o mobilne Xeony.

Do tego karta graficzna, która zadowoli osoby projektujące grafikę w programach wykorzystujących OpenGL, dopełnia wizerunku solidnego, biznesowego laptopa. Testowany model był też wyposażony w kalibrator, a to naprawdę dobra sprawa w przypadku gdy pracujemy z kolorem. Większość matryc ma bowiem dość fatalną kalibrację. Na plus należy zaliczyć także bardzo solidną konstrukcję i pojemną baterię.

A wady? Pewnym minusem może być cena urządzenia, jeśli porównamy ją z teoretycznie podobnymi maszynami konsumenckimi. Diabeł tkwi w szczegółach. Sprzęt klasy biznesowej, a mobilne stacje robocze w szczególności, są droższe nie bez powodu. Znacznie bardziej wytrzymała obudowa, przystosowanie do długotrwałego obciążenia oraz obsługa niespotykanych w domowych konstrukcjach standardów (SmartCard, TPM) to główne powody wyższej ceny. Szczypta snobizmu? Pewnie także. To laptop, który pasuje bardziej do zapracowanego architekta czy inżyniera niż do lansującego się w modnych kawiarniach profesjonalisty w robieniu dobrego wrażenia. Nie urzeka formą i powierzchownością. Nie musi. Po prostu wiele potrafi. | CHIP